Survival horrory to dziś głośny temat za sprawą remake’u kultowego Silent Hill 2. Próby przeniesienia produktu minionej ery, na nową, przystępniejszą dla gracza rzeczywistość. Są jednak gry, które celebrują tamte czasy, a złotą erę surival horrorów starają się przedstawić dokładnie w takiej formie, z jakiej znają ją tamtejsi gracze.
Crow Country powstało w studio SFB Games, choć wiodącą postacią projektu jest solo deweloper Adam Vian. W jego grze przeniesiemy się do roku 1990, gdzie młoda policjantka Mara Forest postanawia prześledzić zaginięcie właściciela niegdyś kultowego parku rozrywki dla dzieci - tytułowego Crow Country. Edward Crow zamknął swój park dwa lata wcześniej, a przyczyny tego są równie tajemnicze, co jego zniknięcie. Mara szybko trafia na rannego cywila, który mamrocze coś o strasznych rzeczach czających się na terenie placówki... Tak zaczyna się jej horror.Horror, który cofnie nas do czasów PSXa. Głównie za sprawą bardzo oszczędnej grafiki, zgrabnie oddającej tamten mrok. Park jest niepokojący, potwory wyglądają jak produkt najstraszniejszych koszmarów, a całość wypełniona jest typowymi dla gatunku zagadkami.
Piszę głównie o grafice, bo klasyczne “tank controls” zostało złagodzone. Możemy się na nie zdecydować dla pełnego obrazu przeszłości, ale z racji toporności tego systemu bezpieczniej będzie postawić na zmodernizowany układ przycisków. On wciąż nie sprawi, że całość będzie przyjazna dla odbiorcy, ale przyjaźniejsza to już krok pożądany.Celowanie jest zwyczajnie pokraczne, a walka mało przyjazna. Decydując się na obowiązkowe mierzenie z broni, jesteśmy odpowiedzialni za dość frywolnie latający po całym ekranie celownik. Z jednej strony potęgujący naszą bezradność w starciu ze złem, wymagając więcej czasu na celny strzał, a z drugiej frustrujący i nieintuicyjny. Tyle że jakkolwiek ta walka nie byłaby pokraczna, to zawsze potrafię sobie ją w pewien sposób usprawiedliwić. Survival horror NIGDY nie może mieć wygodnej walki. W momencie, gdy czujemy się swobodnie z bronią palną i białą, to granica między survival horrorem a grą akcji zaczyna się zacierać. Signalis potrafiło trafić w środek tarczy, a takie Conscript czy Crow Country raczej celebrują nieudolność tej mechaniki.
Zawsze zostaje nam taniec między wrogami, choć hit boxy potrafią niemiło się zrewanżować za naszą bierną postawę. Wielokrotnie miałem wrażenie przyjmować obrażenia z pozornie bezpiecznej odległości. Bolało to tym bardziej, gdy Mara jest przesadnie wrażliwą jednostką, a jedno uderzenie potrafi sprawić, że zaczyna powoli umierać nam na ekranie... Oczywiście to ona sama jest naszym paskiem zdrowia. Obserwacja protagonistki jako podpowiedź o naszym stanie - klasyka!W kwestii zagadek mocny nacisk postawiono na kody. W zasadzie większość gry czytałem czterocyfrowe podpowiedzi, czekające na wykorzystanie w odpowiednim miejscu. Zdarzają się bardziej kreatywne momenty, gdzie potrzeba jest użyć kilku przedmiotów w celu stopienia dostępu do pewnej maski, ale zdecydowana większość tego wyjścia za “kodowy schemat” prowadzi do jakiegoś prostego pływania łabądkiem. Brzmi prosto, ale czy kiedyś w tym gatunku łamigłówki miały być nie do przeskoczenia? Chyba tylko wspomniane Signalis wywindowało poprzeczkę mocniej od swoich kolegów po fachu. Zazwyczaj największą zagwozdką jest szukanie odpowiedniej ścieżki. Z racji, że teren parku jest stosunkowo mały, to i bieganie nie boli. Punktów zapisu jest niewiele, więc zdarzy się nie dobiec Marą do ogniska nadziei, ale to akurat odbieram pozytywnie.W zasadzie to ja całą tę grę odbieram pozytywnie, bo jestem fanem survival horrorów. I każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak dużym jest miłośnikiem, bo nie wszyscy będą gotowi na powrót do tych archaicznych czasów. Inna sprawa, że ten powrót do przeszłości jest zrobiony lepiej niż w wyjątkowo topornej gameplayowo Alisie.
Moim największym problemem, którego nie jestem w stanie wyleczyć hasłem kiedyś to było, jest historia. Rozwija się fajnie, tempo ma dobre (bo i całą grę da się skończyć w 2h), ale całokształt zbyt mocno romansuje z motywami, których po ludzku nie lubię. Bez spoilerów kończę wywód. Jak na jednoosobowy projekt, to zdecydowanie rzecz warta polecenia fanom gatunku. Nikt inny i tak by tego nie ruszył. Będziecie mieli klasyczne rozterki, czy lepiej strzelić w skrzynkę i wziąć apteczkę, czy amunicja zaraz przyda się bardziej. Zasobów nigdy nie będzie wystarczająco wiele. Inaczej być nie może.