O ile podświadomie człowiek chce powiedzieć “kiedyś to było”, tak trudno negować taki stan rzeczy. Technologia poszła do przodu, gracze oczekują czegoś innego, często szybszego, więc tym trudniej o dogodzenie wszystkim. Strach przed remakiem ukochanego Silent Hilla 2 odczuwa teraz każdy fan. Żaden nie chce, żeby namieszali za dużo, choć też każdemu z nas trudno przyznać, jak bardzo się to wszystko zestarzało.
Bohaterem tej recenzji jest list miłosny do survival horrorów tamtych lat. Ten, który nie tyle próbuje odtworzyć feeling sprzed lat, co po prostu go kopiuje. Alisa wygląda, jakby wyrwała się z PSXa. Niska rozdzielczość, tank control, stałe rzuty kamery. Tytuł z góry przypisany do określonego targetu, który nie nadaje się do spożycia przez innych. Alisa Developer’s Cut pojawiła się na Switchu 6 lutego 2024 roku.
Alisa w krainie lalek
Fabularne wyjście do tutejszych straszaków jest banalnie proste. Alisa to agentka, która szuka przestępcy. Szybka gonitwa kończy się wciągnięciem ją pod ziemię i przebudzeniem w dziwnym domu pełnym lalek. Dezorientacja szybko prowadzi nas na pierwszego przeciwnika, który nawet nie kryje swoich inspiracji Resident Evil (patrz wyżej), a my poznajemy pacynkę oferującą różnorakie dobra oraz save.
Koncepcja gry jest klasycznym survival horrorem tamtych lat, który poszedł na niewiele ustępstw. Błądzimy po tym dziwnym miejscu (również inspirującym się RE) i szukamy kluczy do otwierania kolejnych drzwi i odblokowywania skrótów. Walka, choć do niej jeszcze wrócę, zakłada przytrzymanie przycisku do mierzenia i oddanie strzału akcją, dokładnie tak, jak wszyscy to zapamiętaliśmy.
Pacyfistyczne nastawienie
W skrócie chciałem napisać, że to bardzo wierny swoim przodkom produkt. Survival horror pełną gębą, który zluzuje Wasze masochistyczne upodobania głównie w kwestii ekwipunku. Pozwoli on na noszenie większej ilości rzeczy, ale ograniczy nas do dwóch broni, żeby nagle nie stać się jednoosobową armią. Jest to akurat wyzbycie się tej backtrackingowej cechy, która zawsze mnie lekko drażniła. Wpisana w gatunek, ale niekoniecznie dla mnie.
Zresztą trudno byłoby stać się jednoosobową armią, kiedy strzelanie jest tak popsute. Parę miesięcy temu wróciłem do SH2 i nawet w tym 2001 roku ten model był sprawniejszy. Alisa poszła po bandzie. Moim zdaniem wyłożyła się niemiłosiernie i to tutaj będziecie musieli jej sporo wybaczyć.
Za pokonanego wroga dostajesz walutę w postaci kół zębatych, ale szybko zaczniesz praktykować ucieczkę. Nie przez deficyt kul, a przez pokraczność modelu i pewność, że spudłujesz wielokrotnie i ewentualna nagroda nie będzie opłacalna. Przy tym modelu sterowania wiele nam wybaczono przy celowaniu/walce, więc i jego toporność była do zaakceptowania. Tu nie jestem w stanie się z nią polubić.
Jeśli zaś ktoś nie jest fanem tank control, to może skorzystać z nieco nowocześniejszej wersji sterowania, która sprawi, że… zatęsknicie za byciem czołgiem? Tank jest toporny, ale lubi się z często zmieniającym rzutem kamery, gdzie nie gubimy jako gracz orientacji. Przy przełączeniu się na ten drugi układ poruszania, w ferworze ucieczki będziesz wchodził i wychodził do danej przestrzeni. Zanim się zorientujesz, to będziesz biegł w kierunku wroga, a nie od niego uciekał.
Wystawieni na próbę
Życzyłbym sobie poluzowanie twórców w totalnym imitowaniu PSXa. Nie brnąć w to wszystko ślepo dla poklasku mniejszości, który wytknie, gdy tylko skręcisz w jakimś kierunku. Mówi się, że voice acting w survival horrorach jest specyficzny, ale ten wałkowany przeze mnie Silent Hill 2 broni się na tym polu i przyjemnie się go słucha nawet dziś. Alisa, może przez budżet, wykorzystuje tamtejsze audio niedociągnięcia i daje tu coś z pogranicza kabaretu. Te głosy wybijają z rytmu. Moim problemem przy niedawno omawianym DreadOut 2 był brak nagranych dialogów. Tu zaczynałem żałować, że cokolwiek nagrali.
Alisa w dużej mierze pokazuje, jak ciężko się cofnąć w czasie. Miłość do tamtych survival horrorów jest nie tyle wymagana, ona zostanie wystawiona na próbę. Będziesz sprawdzał, jak wiele jesteś w stanie wybaczyć dla tego feelingu. On tu bez wątpienia jest. Nie nazwałbym tego grą straszną, ale i nie odmówiłbym klimatu. Te lalki są pokraczne i budzą niepokój - a już na pewno przy walce, która… ech.
Dziękujemy firmie Top Hat Studios za dostarczenie gry do recenzji.