D2

Właściciel zdjęcia: Digital Happiness

Recenzja DreadOut 2 na Nintendo Switch

DreadOut przychodzi do nas z Indonezji. A jeśli jest jakaś horrorowa prawda znana na całym świecie, to to, że Azjaci czują klimat najlepiej. Studio odpowiedzialne za grę to Digital Happiness i daleko im do jakiegoś molocha. W zasadzie omawiana dziś seria, to ich największe dzieło, więc jeśli dopiero teraz się o niej dowiedzieliście, to powinno być najlepszym podsumowaniem.

Pierwsza część pojawiła się w 2014 roku jedynie na PC i na ten moment legitymuje się pozytywnym odbiorem na Steam. Tak samo pozytywnym, jak omawiana dziś kontynuacja, która osamotniona próbuje podbić konsole - w 2022 XBoxy i PlayStation, a od 18 stycznia 2024 również i Nintendo Switch.
2024011221072400 s
Najboleśniejszym efektem takiego stanu rzeczy będzie dla nas śledzenie wątku fabularnego bez znajomości poprzednika. DreadOut 2 jest bezpośrednią kontynuacją i choć oferuje nam skrót wydarzeń z poprzedniej części, to daleko takiemu czemuś do pełnego zajawienia się wątkiem.

Znów wcielamy się w studentkę Lindę, która ma nadprzyrodzoną umiejętność widzenia duchów. Dziś, wydostając się z przepełnionej duchami szkoły, musi radzić sobie ze swoimi traumami i zagrożeniem, jakie wisi nad całym światem.
 

Project Frame 

 
Od DreadOut czuć inspiracje starszymi kolegami, gdzie na pierwszy plan wysuwa się seria Fatal Frame. W walce ze zjawami pomaga nam aparat telefonu, który niczym Camera Obscura z popularniejszego Project Zero, pozwala nam odbierać im kolejne cząstki ich opętanych dusz. Sam schemat pojedynków jest bardzo zbliżony, choć okrojony ze zbędnego z horrorowego punktu widzenia ulepszania obiektywu.

Jest prościej, bo i DreadOut stoi w rozkroku pomiędzy różnymi gałęziami horroru, przechylając się nieśmiało w stronę akcji. Nie chcę przez to powiedzieć, że ucierpiał na tym klimat, do którego jeszcze dojdę, ale okazjonalnie trafi w nasze ręce jakiś topór, nóż, a ekwipunek nie będzie odczuwał ograniczeń - uznanie tego survival horrorem byłoby więc mocno naciągane.
2024011220510300 s
Niestety, ten feeling walki, to też spory problem DreadOut 2 i element, w którym najmocniej odczuwam budżetowość produkcji. Klepanie wrogów jest dość banalne i mało widowiskowe, co jeszcze jestem w stanie wybaczyć, bo to nie Soulsy, a Linda nie Link, ale samo celowanie kamerą też mogłoby być czytelniejsze dla gracza. Obiektyw zmienia się, kiedy nasze zdjęcie ma trafić przeciwnika, ale nie czułem, żeby było mi to wyjaśnione. Raz mierzyłem i rzekomo mogłem mu tylko cyknąć sweet focie, by chwilę później w bardzo zbliżonych okolicznościach już zaliczyć hita. Fatal Frame/Project Zero ze swoim mierzeniem i zależnościami odległości od wroga rozegrał to o wiele lepiej. Wiedziałeś, na co się piszesz, a tu po prostu starasz się przetrwać, żeby zobaczyć, co wydarzy się dalej.
 

Umieją w te klocki 


A chcesz to zobaczyć, bo Indonezyjczycy bardzo zgrabnie się obracają w klimacie grozy. Nawet jeśli fabuła niekoniecznie bywa w pełni klarowna, to ilość dziwactw serwowana w każdym levelu (gra dość zgrabnie jest podzielona na dni/poziomy) jest na tyle ciekawa, że trudno się oderwać.

Oni bardzo dobrze sterują graczem, dając mu te chwile spokoju. Pozwalając pochodzić po mieścinie, wkręcić się w życiową rutynę w szkole, czy posiedzieć w szpitalnej poczekalni. To są momenty, kiedy sami jesteśmy odpowiedzialni za to, że Linda usiądzie i podskórnie wiemy, że zaraz coś się odwali. Ten niepokój jest odczuwalny za kontrolerem, a klimat to przecież obowiązkowa cecha dobrego horroru.
2024011221181600 s
Twórcy korzystają z wielu różnych metod strachu. Niekoniecznie będą nas prześladować same zjawy i nie zawsze straszak będzie wyciągany z tego samego wora. Raz będziesz komunikował się z duchem córki jakiegoś szalonego doktorka, by poziom później ukrywać się przed gigantycznym potworem, którego trudno objąć w całości na ekranie.

Szpital, choć klasyczny dla horrorów, urzekł mnie totalnie. Siedzisz sobie w gabinecie, zaczynasz się rozglądać i zaraz widzisz coś dziwnego. Czujesz, że musisz zakręcić analogiem/wzrokiem ponownie, choć dobrze wiesz, że wtedy będzie to bliżej. Nie jestem przesadnie wrażliwy, horrory mnie nie straszą jakoś szczególnie, ale widzę, kiedy robi się to dobrze. I Digital Happiness umie w te klocki.
2024011221295800 s
Oczywiście i w tych fajnych motywach potrafi objawić się ten kulawy gameplay, a i bywa, że nie do końca wiadomo, czego od nas gra wymaga. Goniony przez doktorka z ostrego dyżuru wyrwanego żywcem z jakiegoś Outlasta, możemy przed nim uciekać w nieskończoność. Pozbawieni broni musimy się domyślić, żeby rzucać w niego chemicznymi specyfikami - oczywiście forma rzutu jest… mocno dyskusyjna i daleko temu do wygody czy komfortu. Każda mapa nie powala wielkością, więc rozwiązanie w końcu znajdziemy, ale gdzieś ta niejasność mnie lekko drażniła.

A jeśli już o niej mowa, to nie zdziwcie się, jeśli gra przy pierwszym uruchomieniu objawi się przed wami w języku znanym tylko Azjatom. Niczym za starych czasów, metodą prób i błędów będzie trzeba odszukać opcję umożliwiającą przejście na angielski. Niby detal, ale zostaliście ostrzeżeni.
 

Galimatias 


DreadOut 2 budzi u mnie bardzo mieszane odczucia. W najważniejszej kwestii dla horroru wychodzą obronną ręką, ale na pozostałych polach czuć ograniczenia. Jest jeszcze jedna rzecz, która mocno uderza w produkt. Voice acting jest szczątkowy i przez większość czasu musimy cieszyć się jedynie napisami. Brak tych elementarnych dźwięków mocno doskwiera i ujmuje atmosferze. Nagranie niepokojącego dubbingu na pewno by pomogło nam wsiąknąć w historię. Bez nich jest momentami za sucho.
2024011221281100 s
Nie mam jednak wątpliwości, że przy większym budżecie to byłby hit. Tyle że to nie koncert życzeń, więc gra trafi do nielicznych, którzy będą mieli sporo frajdy… jeśli zacisną zęby. Z jednej strony ciekawość, w jakim kierunku pójdą zaraz twórcy, z drugiej nieco odpychające mechaniki. Przechodzisz od “wow, super to ograli”, do “#$@& jak topornie się w to gra” stanowczo za często. Nie wiem, która opcja u was przeważy. Ja klimat cenię ponad wszystko, więc trudno mi przesadnie nisko zejść z notą tak udanych zabiegów (piszę to bijąc się z myślami między 6,5 a 7). Brać na własną odpowiedzialność, ze świadomością i akceptacją, z jakiej półki jest to gra.

Dziękujemy firmie Plan of Attack za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Straszy na różnorakie sposoby

Thumb Up

Niepokojący klimat nawet w chwilach pozornego spokoju

Thumb Up

Czuć inspiracje starszymi kolegami po fachu…


Minusy:

Thumb Down

…które czasami są pokracznie przełożone przy niższym budżecie

Thumb Down

Brak voice actingu

Thumb Down

Bez poprzedniej odsłony na konsolach ta fabuła cierpi

7 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz