Recenzja No Sleep for Kaname Date from AI The Somnium Files na Nintendo Switch 2
AI: The Somnium Files, to nie jest najbardziej typowa visual novelka. Tak jak nie sprowadza się do klikania “A” i przerzucania kolejnych stron tekstu, tak i fabularnie pozwala sobie na wiele nietypowych (w dzisiejszym gamingu niepopularnych) zabiegów. Dla przykładu protagonista przejawia spory zachwyt pornograficznymi pisemkami, co ma znacznie wpływać na jego szybkość. Sam Kaname Date to oficer tajnej komórki policji, która korzysta z zaawansowanych metod badawczych. Towarzyszy mu wirtualna asystentka, która potrafi skanować obiekty, ale ich najmocniejszym atutem jest penetracja Somnium - sfery marzeń. W ten sposób mogą połączyć swoją świadomość z potencjalnym świadkiem/podejrzanym i podejrzeć jego głowę.Tego jednak nie dowiecie się z samego spin-offu No Sleep for Kaname Date, bo o ile jest szansa się tym bawić bez znajomości pierwowzoru (w sensie fabuła jest do okiełznania w pełni), to będzie on tu wysoce wskazany. Notorycznie spotykać będziemy postaci znane z wcześniejszej części (mowa głównie o AI: The Somnium Files, a nie Nirvana Initiative, która prezentuje losy kogoś innego), a i nikt nie planuje marnować czasu na wyjaśnienia. Zabraknie więc klasycznej dla gier prezentacji postaci, czy nakreślania ich charakterystyki. Maksymalnie możesz liczyć na szczątkowe informacje, więc wszelkie relacje, które zbudowały się wcześniej, pozostaną Ci obce.
Jeśli są tu jacyś fani serii, to wybaczcie za wszelkie niedociągnięcia i przekłamania, bo sam wdepnąłem w to trochę nieświadomie. Nie grałem we wcześniejsze części, a te skrawki informacji wyciągnąłem sam #research!Gra składa się z kilku gameplayowych elementów. Jeden z nich już poznaliście - to Somnium, czyli wędrówka po czyjejś psyche. Tam przejmujemy kontrolę nad uosobieniem naszej sztucznej inteligencji i próbujemy otworzyć kolejne kłódki (kluczowe momenty) w głowie drugiej osoby. Jest to model klasyczny dla serii i zakładający walkę z czasem, a raczej wykorzystywanie czasu do konkretnych czynności. Widzisz jakiś skrypt, to możesz go wziąć lub przeczytać - wszystko za pewną cenę/utratę sekund. I tu wypada się zatrzymać, bo o ile kojarzę AI: The Somnium Files, to cechowało się ono rozgałęzieniem historii w tych momentach. Przeczesywaniem wybranej odnogi. W No Sleep For Kaname Date tego nie ma. Historia przebiega w jeden właściwy sposób, a ewentualna presja czasowa w Somnium jest minimalna. Wybory są, ale w ogólnym rozrachunku bez znaczenia.Zresztą ten spin-off cechuje się tylko takimi wyborami, co również da się odczuć w sekcjach QTE, do których dochodzi w drugim filarze rozgrywki - dochodzeniu/śledztwie (tu akurat bazujemy na dialogach z kolejnymi osobami, więc odpuszczę opisywanie specyfiki). Rzadziej się to pojawia, ale nasza decyzja w trakcie sceny akcji ma równie marginalne znaczenie. Oddam im tyle, że takie sekwencje całkiem zgrabnie się odnajdują w VN-kach i o ile ich nienawidzę w grach akcji, tak tutaj niosą jakąś dawkę świeżości. Nadają całości tempa, które ciągłe czytanie może zaburzać.Presja czasu ma swoje kluczowe odzwierciedlenie w trzecim elemencie przygody, który jest całkowitą nowością dla serii - escape room. Tam pomożemy Iris (popularnej w tamtych kręgach Idolce, za którą jak mniemam Date szaleje), która została porwana przez kosmitów testujących naszą cywilizację pod kątem oszczędzenia niektórych i zbudowania czegoś od nowa (...mówiłem, że normalnie nie będzie). Gra zamienia się wtedy w japońskiego odpowiednika point & clikowych przygodówek, jakie niegdyś u nas królowały popularnością. Mała przestrzeń i seria przyjemnych, całkiem logicznie prowadzonych zagadek. Interfejs mógłby być lepszy i ciąży mu dostosowywanie się do dwóch już ustabilizowanych aspektów, ale to schodzi na dalszy plan przy całkiem solidnej jakości.
Może to efekt tego, że nie cała gra trzymała się tych ram lub wybudziła się z zimowego snu moja sympatia do point & clicków, ale to bez wątpienia najjaśniejszy punkt gry. Wszystko jedzie trochę po sznurku (jak całość No Sleep for Kaname Date), ale Ci mniej obeznani z takimi grami mają pełen wachlarz możliwości/podpowiedzi do wykorzystania. Zależnie od poziomu trudności możemy je sobie ograniczyć, całkowicie odblokować albo zminimalizować. Ma to jednocześnie wpływ na czas, który dochodzi do głosu w finalnej fazie takiej ucieczki. Zaczynamy od serii zagadek, ale kończymy z taką, która faktycznie zagraża życiu, a niewyrobienie się w czasie zakończy grę i zmusi do wczytania save’a. Fajnie to wyszło, nawet jeśli postacie mają tendencje do tak rozległego paplania i przemycą wiele podpowiedzi nieświadomie.
Wasza ewentualna sympatia dla tego tytułu ma jednak poważne uwarunkowanie w akceptacji stylu. Z jednej strony potrafi on poruszać poważne wątki i autentyczne śledztwa, by balansować wszystko swoim humorystycznym zabarwieniem i dość sztampowymi postaciami. Iris to ubrana w skąpy króliczy strój influencerka, którą najprościej opisać jako słodką idiotkę. Ma taka być, ma na każdym kroku pokazywać swoje infantylne i nieadekwatne do sytuacji podejście (...by później z pomocą Date rozwiązywać całkiem złożone zagadki i łączyć zgrabnie fakty), ale to ma swoje granice. Tu, jak to w japońskiej grze, może to znacznie wykroczyć poza mango-akceptacje zachodniego odbiorcy. Tyle dobrego, że voice acting jest solidny, a relacja Date z jego wbudowaną asystentką stanowią ostoję narracji.Powtarzam wielokrotnie, że nie jestem fanem visual novelek, ale nie neguje ich istnienia. Wierzę, że trafię na taką, która nie pozwoli tak łatwo odejść - To The Moon to taki tytuł z pogranicza, który przechodzi się sam i nie sposób się od niego oderwać, polecam! - a No Sleep For Kaname Date miało jedynie tego zalążki. Głównie dotyczyły Escape Roomów, bo to rdzenne Somnium wygląda przy nich bardzo biednie. Fajnie, że coś próbują dobudować do swojego szablonu. Jeszcze lepiej, że im to faktycznie wyszło, ale czy ta historia porwie kogokolwiek? Wątpię. To sztampowa opowiastka, gdzie połowa obsady Cię będzie irytować, ale okazjonalne zagadki zatrzymują na chwilę. Pogłówkować, poznać AI, zapomnieć.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Spike Chunsoft
Plusy:
Escape Room - jako nowy element rozgrywki, który się broni fajnymi i całkiem logicznie prowadzonymi zagadkami. Tamtejsza presja czasu podkręca też emocje
W świecie Visual Novelek ciężko o różnorodność, a AI zmienia swoje oblicze często i utrudnia nudę
Relacja Date z jego asystentką oraz całkiem solidny (pełny) voice acting
Minusy:
Nikogo nie interesuje, że mogłeś nie grać w poprzednie gry - to spore utrudnienie dla nowych graczy
Wybory są tu złudne i bezwartościowe
Fabuła nie porywa (sam pomysł wyjściowy może odrzucić!), a większość postaci będzie zbyt przejaskrawiona dla wielu zachodnich odbiorców