Recenzja Final Fantasy Tactics: The Ivalice Chronicles na Nintendo Switch 2
Ileż się człowiek nasłuchał i ile trzeba było czekać, żeby Final Fantasy Tactics pojawiło się na nowszych sprzętach. Niechętni do emulacji mogli tylko zerkać na aukcje dotyczące starych gier, a potem szarpać się z podpinaniem, chociażby szaraka. Gra oryginalnie pojawiła się w 1997 roku w Japonii, rok później w USA, a od 30 września 2025 można się nią bawić na Nintendo Switch - tak 1, jak i 2.Final Fantasy Tactics to, jak sama nazwa wskazuje, gra taktyczna, gdzie wszelkie spory rozstrzygamy na gridzie/kafelkach w systemie turowym. Przedstawi ona historię konfliktu, jaki rozgrywa się w królestwie Ivalice. Opowieść zaczynamy nietypowo, bo od momentu, gdy 50-letnia wojna została zakończona, a teraz wszystkim doskwierają problemy ekonomiczne. Na domiar złego umiera król, a jego potomek jest za młody, by objąć tron, co wymusza znalezienie regenta. To oczywiście rodzi nowe problemy, a na wszystko nakłada sie notorycznie nakreślana klasowość społeczeństwa. Naszym głównym bohaterem będzie tu Razma, ale jego historię będziecie musieli poznać sami.
Najważniejszym aspektem niech będzie to, że nowa wersja rośnie w sposobie prezentacji. W The Ivalice Chronicles wprowadzono wiele gameplayowych usprawnień, niezbędnych w dzisiejszych grach, ale niewykluczone, że tym najbardziej kosztownym było nagranie pełnego voice-actingu. Pomaga to przyswajać treści, a angielskie głosy nie skręcają człowieka od środka - i zawsze możecie zdecydować się na japoński. Wracając dzisiaj do oryginału, czytanie ścian tekstu mogłoby być problematyczne, ale i wszyscy znostalgią wypisaną na czole nie zostali na lodzie. Decydując się na The Ivalice Chronicles, będziecie mogli bawić się w odkurzoną, jak i klasyczną wersję gry. Tej ostatniej dodano pomocny auto-save, a resztę pozostawiono bez ingerencji. Warto jednak podkreślić, że wzięto tu na warsztat najstarszy oryginał, a nie odpicowaną w 2007 roku wersję The War of the Lions. Wiąże się to chociażby z brakami w szeregach rekrutów do wynajęcia i wśród klas postaci.Rekruci anonimowi są dostępni w każdym większym mieście, a o tych fabularyzowanych będziemy musieli zadbać sami. Często mamy tylko jedną okazję, żeby przyjąć w swoje szeregi postać, więc warto podejmować rozsądne decyzje. Wszystkich podopiecznych będziemy dozbrajać w konkretne klasy - tu pojawia się typowy dla Finali Job System. Na wartość naszego wojaka wpływa bowiem jego level ogólny, uzbrojenie, jak i właśnie znajomość danej klasy, z którą w parze idą wykupywane przez nas umiejętności. Brzmi strasznie, ale idzie do tego przywyknąć. Dobrze jednak mieć świadomość, że zmiany klas będą często niezbędne do osiągnięcia czegoś naprawdę wartościowego.Sam system walki nie różni się niczym od tego, co możecie już znać z przywróconego nie tak dawno Tactics Ogre Reborn. W zasadzie, jeśli podobała wam się tamta gra, a i szukacie czegoś po wzorowanym na tych klasykach Triangle Strategy, to jesteście we właściwym miejscu. FFT da wam to, czego szukacie, ale… (tu skandal) mam wrażenie, że jest ona najsłabsza z tego zestawu. Oczywiście przy tak mocarnych konkurentach to nie jest zbrodnia, bo Triangle skorzystał na bardziej nowożytnej prezentacji, a leciwy Tactics Ogre jest doświadczeniem zdecydowanie bardziej złożonym. Zbliżonym, ale poszerzającym wiele aspektów, które FFT świadomie trzymało w ryzach.
Docelowo ma to być doświadczenie bardziej przystępne od starszego Ogra. Ilość żołnierzy jest ograniczona, a i grind dla chętnych jest zawsze na wyciągnięcie ręki. Warto jednak pamiętać, że w pobocznych walkach nasi rywale są skalowani do poziomu gracza, co nie dotyczy misji głównych. To rodzić może pewien paradoks, gdzie misje główne będą łatwiejsze od pobocznych, z których, co ważne, możemy w nowym wydaniu uciec.Wśród nowych funkcji Ivalice Chronicles znajdziecie również możliwość przyspieszenia ruchów oponentów lub zdecydowania się na auto-battle, jeśli jesteście pewni swoich podwładnych. Brzmi może jak zbędny dodatek, ale przy takiej grze, która może wymusić od was grind (to już wpisane w koszta gatunku), to akurat bardzo potrzebne detale.
Na samej mapie świata, jak i na polu bitwy, nie czekają was żadne niemiłe niespodzianki. Należy wykorzystywać teren, zostawiać swoją postać obróconą we właściwym kierunku i wykonywać wszystkie ruchy z głową. Przez ruch mamy na myśli przejście kilku kafelków (gdzie teren, klasa i sprzęt grają rolę w kontekście dopuszczalnej odległości) i wykonanie akcji. System jest względnie prosty i nie uprzykrza życia mimo sędziwego wieku gry. Z czasem jest tu stanowczo za duża walka na przerzucanie się statusami unieruchamiającymi nas, ale na to zawsze jest jakaś odpowiedź. Inna sprawa, że nie zawsze gra wyciągnie do nas rękę, żeby nas o niej poinformować - to akurat pokłosie wieku i braku ówczesnego zarączkizmu.O ile nie mam zażaleń do tych mechanik, a i fabuła gry zaciekawi wszystkich zwolenników takich średniowiecznych wątków, to jest tu jedna przypadłość, której nie wyleczyli. Kamera to jest zło w najczystszej formie. Tereny są wertykalne, a ona obraca się o z góry określoną ilość stopni, zostawiając nam cztery kąty (poza widocznym na jednym screenie widokiem z góry, który uniemożliwia wybranie kafelka i wykonanie ruchu...). Sęk jednak w tym, że wszystkie przeszkody nie znikają/nie przenikają, żeby umożliwić nam widok, tylko stoją tam w najlepsze. Poniższy przykład z drzewem to i tak najmniejsza bolączka. Zaraz będą wieże, mury i inne, a komfort będzie tak samo znikomy. Nie zliczę, ile razy kręciłem tym przy nadziei, żeby tylko dostać z otwartej, gdy uświadomiono mi, że nie ma przejrzystej wizji pola. Dla taktycznej gry, choć rozgrywanej w turach, to problem.Final Fantasy Tactics to gra bardzo dobra w swoim gatunku. Square zrobili sporo, żeby wygładzić nam ten powrót o prawie 30 lat, ale ewidentnie mogli zrobić więcej. Wiadomo, że nie ruszą designu postaci, który jest mocno ograniczony (i korzysta, jak mniemam, z silnika, który już mieli przy Tactics Ogre Reborn), ale ta kamera to już rażące niedopatrzenie. Z tego, co słyszę, to ona była nieprzyjemna w 97’ i jest nieprzyjemna dzisiaj.
Ode mnie brązowy medal dla FFT, które w swoim odłamie musi uznać wyższość konkurencji. A ten brąz to żaden wstyd, bo jak ktoś jest fanem takich turówek, to będzie się bawił kapitalnie. Po prostu odejmując element nostalgii do tego konkretnego tytułu (Tactics Ogre był trudniej dostępny i na inną konsole, więc to dlatego każdy jak mantrę powtarza o FFT) trudniej przymknąć oko na braki. Mniejsza, czy były tam świadome, czy nie.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie CENEGA Polska
Plusy:
Lata mijają, a to wciąż kompetentna gra taktyczna
Job system daje sporo możliwości i wręcz wymusza mieszanie klas
Ciekawy wątek fabularny
Pełny voice-acting
Dodanie oryginalnej wersji z 1997, to zawsze miły gest
Wiele trafnych poprawek…
Minusy:
…ale brak reakcji na taką kamerę wrzuca kamyczek (...kamyczki!) do ogródka
Ograniczenia ilości walczących trochę rażą w porównaniu do bądź co bądź starszego Tactics Ogre