Klasyką run and gunów pozostaje Contra. Znana każdemu, kochana przez większość. Z biegiem lat gatunek mocno trzyma się tamtejszych fundamentów, choć osobiście uważam, że poprzeczkę obecnie wyznacza klimatyczny Huntdown - niezmiennie polecam.
Są studia, które regularnie celebrują ten styl i nie pozwalają światu o nim zapomnieć. Jedną z nich jest Retroware, z którego poprzednią grą mieliście okazję się zapoznać na naszej stronie w listopadzie zeszłego roku - Prison City TUTAJ. Kolejną porcją retro strzelania spod ich ręki będzie Iron Meat, gdzie przyjdzie nam bronić resztek postapokaliptycznej planety przed zmutowanym mięsem. W innych słowach - będzie to materiał szkoleniowy dla wegetarianów! Gra pojawi się na Nintendo Switch 26 września 2024, więc jeszcze jest sporo czasu na zrodzenie w sobie nienawiści do mięsa.
Iron Contra
Iron Meat wita nas bardzo klimatycznym, kreskówkowym intro, które nakreśla podstawy opowieści… jakby ktoś takowych potrzebował. Eksperymenty poszły w złą stronę, a mięso zaczyna infekować wszystko wokół i niczym w niedawnym Carrion sieje totalne zniszczenie. Naprzeciw zagrożeniu wychodzi dzielny komandos, który zestaw ruchów zaadaptował ze wspomnianego klasyka Konami. Serio, Iron Meat to bardziej Contra, niż był nią remake o podtytule Operation Galuga.
W zasadzie przywłaszczono tu sobie wszystkie założenia. Bohater skacze, rolując się w powietrzu, kolejne bronie zdobywa z nadlatujących power-upów ze skrzydełkami, a pada od każdego kontaktu z nieprzyjacielem lub jego kulami. Ktoś powie, że już w to grał, że zna ten klimat, ale czy naprawdę potrzebujemy więcej? Jeśli rewolucja i modyfikacje są robione na siłę (ekhm, Operation Galuga), to ja wolę bezpieczny grunt i dopieszczone fundamenty. Nikt nie wymyśla tu koła na nowo, bo i nie ma na to zapotrzebowania. Run and gun na bazie samych założeń ma nas przenieść do przeszłości, więc wszelkie nowoczesne udziwnienia są totalnie zbędne. Iron Meat to potwierdza, będąc w pełni kompetentną zabawą na godzinę luźnego strzelania.
Mięso wylewa się z ekranu
Postapokaliptyczny świat tonie trochę za mocno w bardzo podobnych do siebie, szarych barwach i nawet jeśli przenosi nas na inne planety, to różnicy jest wyjątkowo niewiele. Nie odmawiam tej palecie kolorów, że pasuje do założeń fabularnych gry (w końcu postapo, to i szaro), ale gdzieś tam tęskniłem za jakąś wizualną odskocznią, która pozwoliłaby się zapamiętać. Tu, czy to był kosmos, czy to był jadący pociąg, czy las - wymieszało mi się w głowie. Rozpadające się miasto jako jedyne zakotwiczyło w pamięci, bo efekty w tle robiły przyjemne wrażenie.Podobne wrażenie robią bossowie, którzy są… należyci. Oczekujemy wielkich potworów na pół ekranu i tu dokładnie z takimi przyjdzie nam się zmierzyć. Są różnorodni, choć nigdy nie szaleją przesadnie na ekranie, a ich ruchy w większości są łatwe do odczytania - przepraszam, tu naleciałości z Soulslike’ów się odzywają.
Wszystko to robimy w rytm bardzo przyjemnej muzyki. Mocniejszej, zahaczającej o metal, choć ci, którzy mieli przyjemność skrzyżować swój analog z Valfaris - Mecha Therion TUTAJ - mogą czuć lekki niedosyt.9 leveli i do domu. Nie ukrywajmy, że run and gun nagle miałby nadużywać naszej gościnności i trwać wieczność. Ani to materiał na takie cuda, a proste założenia rozgrywki nie pomogłyby przetrwać przed ekranem. Tego dokonają nieliczni, którzy chcą być czymś więcej niż sztywno trzymający się retro Iron Meat. Dla chętnych na powtórkę z wrażeń pozostaje sporo skórek do odblokowania, które nieco urozmaicą naszego protagonistę. Przy graniu w kooperacji (lokalnie oczywiście dostępna dla 2 graczy) to zawsze jakiś miły dodatek do customizacji, wykraczający poza “niebieski i czerwony”. Nie wiem, na ile to komuś wystarczy, ale nawet na raz Iron Meat to przyjemna zabawa dla fanów gatunku. Będziecie zadowoleni.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Retroware
Plusy:
Przyjemność z gry udanie wpisuje się w retro styl i klasykę run & gunów
Intro
Okazali pod kątem wizualnym bossowie - konieczność w tym gatunku
Skórki jako motywacja do kolejnych przejść całości - niewiele, ale zawsze coś
Minusy:
Zbyt mała różnorodność wizualna w kolejnych światach
Odtwórczość może razić bardziej wrażliwych po oczach