Recenzja Willy’s Wonderland: The Game na Nintendo Switch
Willy’s Wonderland to film z 2021 roku, który uderzał w podobne tony, jakie ostatnio chce atakować Kubuś Puchatek. Slashery klasy D (bo przecież nie B). Często świadomie idące w cringe, który nieliczni wielbiciele kina potraktują jako dobrą zabawę. To jak Five Night’s at Freddy’s, zanim FNAF dostało swój własny film dwa lata później.
Do tego “Niewesołego miasteczka” udało się zaprosić Nicolasa Cage’a, który odcinał kupony i był jeszcze chwilę przed odrodzeniem swojej kariery. Błąkał się po niezależnych filmach debiutujących na DVD i wylądował jako tajemniczy woźny, którego nowa fucha szybko przeradza się w walkę o przetrwanie. Opuszczona placówka skrywa w sobie mechanicznych morderców.
Willy’s Wonderland: The Game to gra, która łatwo przerzuciła walkę z uroczymi, lecz zabójczymi gospodarzami do gatunku beat’em upów. Premiera na Nintendo Switch miała miejsce 13 czerwca 2024 roku, a cena została określona na bardzo wymowne 20 złotych - z 10% zniżką na start.
Tak złe, że aż dobre?
Takie pytanie można by zadać w stosunku do wspomnianego filmu. Sam fanem nie jestem i raczej określiłbym go jako głupotę bez radości z patrzenia na katastrofę, ale “zwolennicy” się znajdą. Gra tego problemu mieć nie będzie. Tu o pozytywne odczucia będzie bardzo ciężko.
Musisz mieć naprawdę nisko zawieszoną poprzeczkę dla beat’em upów, żeby Willy’s mogło ją przeskoczyć. Dla wielu to i tak spisany na stratę typ gier (bo monotonia), ale są produkcje lepsze i gorsze, jak wszędzie. Willy’s Wonderland nie zaliczyłbym nawet do tego drugiego sortu. Jest gdzieś pod wielorybim łajnem. Tapla się tam beztrosko, licząc na wasze zaskórniaki. Za tytuł odpowiada QUByte Interactive i Mito Games. Ci pierwsi może nie są gwarancją jakości, ale nawet w tym gatunku dali się poznać przyzwoitym Pulling No Punches - recenzja TUTAJ. Żaden z tego hit, ale dla fanów gatunku wystarczy (i tylko dla nich!).
No Nic, no fun
W Willy’s Wonderland: The Game nie uświadczymy oczywiście Nicolasa Cage’a, bo próba uzyskania licencji przekroczyłaby budżet na grę 80-krotnie. Zamiast niego dostajemy dwójkę anonimowych protagonistów. Mężczyzna i kobieta z naprawdę znikomymi różnicami w gameplayu, wkraczają by… … bić się? Jeśli nie czytałeś choćby opisu filmu, to nikt się Tobą nie zamierza przejmować. Zostaniesz po prostu wrzucony na wybraną misję, gdzie będziesz musiał iść przed siebie i naparzać te same combosy.
Złośliwi powiedzą, że tak ten gatunek wygląda, ale nawet w niskobudżetówkach masz jakieś zalążki historyjki. Wiadomo, że kogoś porwali, pobili, a Ty się będziesz mścił. Nikt nie oczekuje cudów, ale COKOLWIEK by już było jakimś miłym dodatkiem. To jednak sprawa drugorzędna i pewnie do wybaczenia, jeśli gameplay by się bronił. Niestety, Willy’s skrywa sekret większy od tych morderczych robo-futrzaków. Jest grą z telefonów komórkowych. I zamierza Ci o tym przypominać na każdym kroku swoimi ubogimi możliwościami i tanimi naleciałościami. Z perspektywy czasu to nawet cieszę się, że mieli na tyle ogłady, by usunąć z ekranu przyciski dla graczy mobilnych…
Każdy level to po prostu podróż przez nudne i powtarzalne tła, pokonując po drodze tych samych pokracznych przeciwników, aż do finalnego bossa, który daje niewiele więcej frajdy i ma imitować jakąś postać z filmu. Co zabawniejsze, nawet na tym polu dopuścili się recyclingu, co już zahacza o śmieszność.
Możliwości na placu boju są mniejsze niż w beat’em upach z lat 80’. Sypniesz serią sierpowych, ewentualnie kopniesz, a jak broń się trafi to już szczyt różnorodności. Postaci regularnie przez siebie przenikają i po paru minutach nawet się przyzwyczajasz do tej warstwy wizualnej jakby wszystko zostało tu doklejone. Przynajmniej kolorowe?
Leveli jest bodajże 8, a każdy z nich zapewnia “rozrywki” na kilka minut, co łatwo zsumować do uzyskania ogólnego czasu trwania. Jak nie przejdziesz w tym czasie, to niewykluczone, że dostaniesz wylewu i znajdą Cię z kontrolerem w ręku z nieprzyzwoitymi treściami na ekranie. Nie tak powinno się żegnać z tym światem! Nie ma tu możliwości kontynuacji, więc lepiej, żeby Ci się powiodło za pierwszym podejściem.Willy’s Wonderland: The Game kosztuje 18 złotych, a mimo rosnącej inflacji, ilość pożyteczniejszych rzeczy do kupienia w tej cenie jest porażająca. Umieściłbym na niej… wszystko? Dla pewności uznam, że prawie wszystko, a samej grze dam mały plus za to, że ja nawet w najbardziej beznadziejnych beat’em upach mam uśmiech, jak komuś wyprowadzę soczysty cios. Prosta ze mnie jednostka…
Jest taki stary żart. Dwie kobiety rozmawiają w resorcie wypoczynkowym: - To jedzenie jest tu fatalne! Druga odpowiada: - a do tego takie małe porcje! Dokładnie tak widzę tę grę. Pełna samotności, nieszczęścia, cierpienia i smutku, a do tego kończy się stanowczo za szybko.
Dziękujemy firmie QUByte Interactive za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
…Jestem frajerem na beat’em upy, więc i tu uszczknąłem odrobinę radości?
Minusy:
Brak choćby zarysu fabuły
Nudna/prostacka walka
Notorycznie przenikające się postaci
Pozbawiony życia design poziomów
Na każdym kroku wyczuwalne korzenie z telefonów komórkowych