Nintendo kontynuuje trend płatnych rozszerzeń do swoich gier. Mocno przypominają o swoich hitach ze Switcha 1, dając im niejako drugie życie na młodszej konsoli. Już teraz wiemy, że przyszły rok obrodzi w taki dodatek do Super Mario Wonder, a i pewnie na tym ostatniego słowa nie powiedzieli. Po Jamboree już wiemy, że ta praktyka różami usłana nie jest, a szybki powrót do Donkey Kong Bananza też wiązał się z pewną podejrzliwością. Jak to tak szybko?!
Wszystkich zastanawiających się nad podstawką najnowszej przygody kultowej małpy odsyłam do swojej recenzji TUTAJ. Dziś skupimy się wyłącznie na DK Island and Emerald Rush… czyli nie zejdzie nam się przesadnie długo. W celu odkrycia zawartości dodatku należy mieć ukończoną grę - przynajmniej tak informują wszystkie poradniki - i porozmawiać z jednym ze starszych tamtego świata - to Ci wielcy oferujący kolejne umiejętności w trakcie fabuły. Warto ten fakt sobie gdzieś zanotować, bo gra jest mało przejrzysta w tym elemencie i nawet po rozmowie niekoniecznie objawiła mi kolejne kroki. Tym ostatnim jest próba teleportu i odkrycie tunelu prowadzącego na rodzinną wyspę Donkey Konga.
Ten fantastycznie zaprojektowany poziom przenosi doskonale nam znane elementy. Jest gwarancją poczucia nostalgii i przyjemności z eksploracji. Zawiera w sobie wielki wulkan, skałę z podobizną protagonisty, czy jego chatę wypchaną bananami. Byłem oczarowany przy pierwszym kontakcie, by szybko odkryć, że to tylko makieta. Makieta, która nie ma zamiaru ukrywać w sobie sekretów do odkrycia, czy poszerzyć listę bananów do zebrania. Nawet skamielin nie dostaniesz.To, co przynosi dodatek, to całkowicie nowy tryb zabawy, który rozpoczyna się od zatrudnienia nas w organizacji ówczesnego antagonisty przedstawionej wcześniej historii - … w spoilery się nie wdajemy, jak tam trafił i co się wydarzyło na koniec gry. Jego nowa inicjatywa zakłada zebranie szmaragdów, które wypełniają tutejszą wyspę, a czas jest naszym największym wrogiem. Emerald Rush jest bowiem małym rogalikiem uszytym na potrzeby Bananzy. Na przestrzeni 6 rund, w określonym czasie, Twoim zadaniem będzie rozwałka otoczenia i zbieranie wszystkiego, co zielone i wypada ze skał. Funkcjonuje to identycznie do zbierania złota w głównej kampanii, tylko po odpaleniu DLC mapa odpowiednio zzielenieje na nasze zbierackie potrzeby. Jak wyrobisz się w oczekiwanym limicie, to przechodzisz do następnej rundy. Jeśli zrobisz to wcześniej, to spokojnie możesz wykorzystać pozostały czas na dalsze łowy - i ułatwienie sobie progów oczekiwanych w kolejnych. Powodzenie każdej operacji rozwija nasze pracownicze oblicze w oczach szefa i otwiera kolejne mapy dla takiej zabawy.Jest to zabawa dość dynamiczna, ale niewiele wnosząca i dająca jeszcze mniej od siebie. Są tu pewne zmienne, jak zadania związane z walką, za które dostajemy bonusy i nowy cel dla zbieranych skamielin. Każda pozwala na wybranie klasycznego dla tego gatunku perka, który zostanie nam odebrany po tym runie. To tym najmocniej przejawia się rogalowość tego dodatku, ale niestety nie wiąże się to z jakimiś ciekawymi zmianami. Dobierane pomoce są raczej oczywiste. Boostują procentowe wartości, czy dodają jakąś podstawową mechanikę. Nikt tu nie silił się na mocną różnorodność i idącą z tym w parze ciekawość. A to przecież w nich tkwi esencja rogali! Wszystko jest po linii najmniejszego oporu.
I choć nie odmówię takiej inicjatywie pierwiastków frajdy oraz wierzę, że znajdą się amatorzy bonusu, który da im nowy cel po zebraniu wszystkich bananów i skamielin, to próg cenowy pozostawia wiele do życzenia. Ta dość krótka przyjemność (bo de facto idzie temat zamknąć w 2h) została wyceniona na 90 złotych. Połowa tego i się luzujemy. Na potrzeby nostalgii, z wieloletniej sympatii do postaci i za dodanie nowego trybu - zrozumiałbym. Za 90zł zwyczajnie trudno mi to pojąć. Piszę to z poziomu tego, który uważa, że ta gra to obowiązek każdego Switcha 2 i jeden z pierwszych zakupów. Jeśli jednak nie powstanie drugie wydanie pudełkowe, które wygładziłoby tę kwotę i wmieszało ją w znacznie mniejszej wartości z podstawką (a niewiele wskazuje na to, żeby miało powstać), to bierzcie podstawową wersję i spokojnie żyjcie bez FOMO, że coś tam was ominęło. Znacznie więcej radości przyniesie szukanie wciąż nieodszukanych znajdziek, niżeli próba pracy dla kogoś, kto na nasze bieganie i niszczenie nie zasługuje. Miejsce może i ładne, ale po chwili zobaczysz już w nim wszystko.