KeyArt1920

Właściciel zdjęcia: Indiesruption

Recenzja Vlad Circus: Descend into Madness na Nintendo Switch

Obiecywałem, że będzie więcej recenzji horrorów. Twórcy gier nie przepuszczą Halloweenowej okazji i zapotrzebowania ludzi na nutę strachu w elektronicznej rozrywce. Byłem o krok, żeby pominąć Vlad Circus: Descend into Madness. Piksele niekoniecznie moja bajka, biega jakiś klaun, zapowiedzi ogółem nie napawały entuzjazmem. I choć zostanie to pewnie małą grą, o której istnieniu niewielu będzie wiedziało, tak mam wrażenie, że zasługuje na więcej uwagi. Premiera na Nintendo Switch ma miejsce 17 października 2023 roku.
2023101123110100 s

Cyrk na kołach? 


O ile to dalej będą piksele, dalej będziemy biegali pomarszczonym klaunem, to dawno żadna gra mnie tak nie zaciekawiła na pierwszych krokach. Mówią, że przy tym natłoku tytułów i tak wielu platformach do zabawy, gry mają mało czasu, żeby nas chwycić za gardło i zatrzymać przy sobie. Vlad fabularnie chwycił i nie miał zamiaru puścić! 

W latach 20 ubiegłego wieku cyrki były popularną formą rozrywki. Wszelkie kolorowe dziwadła zbierały się w namiocie i mogły z tego wyżyć. Może nie było to życie w glorii i chwale, ale wystarczająco akceptowalnie dla tych publicznie nieakceptowanych. Jednym z takich przybytków był tytułowy cyrk Vlada, którego dotknęła straszna tragedia. Cały dobrobyt spłonął, a za wszystko odpowiedzialny był brat właściciela, Josef. Tamtejsze gazety informują z pełnym przekonaniem o sprawcy, którego spotkała kara w postaci śmierci na krześle elektrycznym. Ci, którzy katastrofę przetrwali, rozeszli się w tej traumie i słuch o nich zaginął.
2023101123154300 s
Gra rozpoczyna się 8 lat po tych wydarzeniach, kiedy były właściciel planuje odbudować swoje widowisko. Wszyscy mają się spotkać w jego wielkim domu, gdzieś pośrodku lasu na totalnym odludziu. My wcielamy się w byłego klauna, Olivera Millsa, którego wydarzenia z przeszłości pchnęły w szaleństwo. Wylądował w specjalnym instytucie, cały czas na lekach nieznanego pochodzenia próbował dojść do siebie. Okazja spotkania starych znajomych jest płomykiem nadziei na powrót na właściwe tory. Wewnątrz szybko poznajemy ekipę, która też nie wyszła z tego wszystkiego suchą stopą. Kobieta z brodą jest w ciężkim stanie w ciąży, fakir pozbawiony jest ręki, a niegdyś potężny siłacz, to teraz chuda kaleka na wózku. Tylko te bliźniaki syjamskie kłócą się niezmiennie. Dopiszcie do tego resztę zakręconej ekipy i postać lekarza naszego Olivera, który stara się trzymać nad wszystkim pieczę i doglądać stanu naszego bohatera. 

Ten zgrabny opis, to sam początek rozgrywki. Ilość psychodelicznych wydarzeń będzie się tylko nasilać, ciemność będzie nieunikniona, atmosfera stanie się coraz gęstsza, a na domiar złego nasz stan psychiczny jest daleki od idealnego. Oliver dalej nękany jest przez mroczne wizje, więc niekoniecznie może ufać sam sobie. Nawet jego ukochany różaniec może nie pomóc.
2023101123310100 s

Pieszo w odmęty szaleństwa 


Vlad Circus to przede wszystkim gra przygodowa z elementami survivalu. Główną osią zabawy będzie bieganie po wspomnianym domu i rozwiązywanie zagadek. Start zabawy może wydawać się przegadany, ale zaraz ustąpi miejsca akcji. 

Nie chcę jednak, abyście przegadany początek potraktowali jako minus. Wspomniałem, że gra mocno się mnie chwyciła na starcie i to w głównej mierze przez bardzo dobre dialogi. Klimat jest gęsty, każda z postaci porusza trudne tematy swoich tragedii, a w powietrzu unosi się wciąż niejasna główna oś fabuły. Mocno będziemy tu taplać się depresji, w traumie, a wszystko w religijnej polewie.

Pomimo ciągłego biegania po tych samych lokacjach, trudno tu o złapanie zadyszki. Zagadki są raczej proste i polegają w głównej mierze na naszym łączeniu faktów, co gdzie jest lub od kogo to wziąć. Ekwipunek mamy dość ograniczony. Niby poszerza się w trakcie rozgrywki, ale nigdy na tyle, żebyśmy uniknęli przepełnionych kieszeni. Miałem ten problem w recenzowanym Signalis, ale tu nie doskwierał aż tak bardzo. Te wydłużacze rozgrywki też tu są, miejcie na uwadze, ale irytują zdecydowanie mniej. Chwilowo niepotrzebne narzędzie możemy upuścić, a w dzienniku będzie widniało przypomnienie, gdzie leży - wygodne!
2023101123131900 s
Samych lokacji zresztą nie ma tak wiele, żeby ten zapis w dzienniku był niezbędny. Domostwo właściciela i jego obrzeża, to jedyne miejsca, które odwiedzimy. Szybko zapamiętamy wszystkie ścieżki, a z czasem liczba zamkniętych drzwi będzie maleć. Całość jednak ma świetną atmosferę, a otwieranie nowych drzwi zawsze wiązało się z chorą ekscytacją, co za dziwactwa za nimi znajdę.

Im dalej w las, tym nasilają się głosy w głowie bohatera. Jak każdy dobry horror, Vlada zaleca się przyjmować ze słuchawkami na uszach, żeby dać się karmić tymi skromnymi dźwiękami niepewności. Świetnie dopełniają klimat. 

Wokół szaleństwa całość się kręci. Nie mamy tu paska HP, a pasek stresu. Jeśli zbliżymy się do niepokojących widoków, to nasz bohater zacznie się przejmować całością. Jeśli oberwie, to też pasek zacznie się zapełniać. Przykre skutki możemy zniwelować modlitwą, ale w ferworze walki może być trudno o miejsce na chwilę zadumy.
2023101123230500 s
Nie jest to jednak gra trudna, a tymi elementami survivalu bym raczej się nie napawał. Nie będzie desperackiej walki o życie, naboi w broni albo ostrza topora nam nigdy nie zabraknie. Przeciwnicy są dość powolni, więc niekoniecznie musimy się nimi przejmować. Naszym największym wrogiem może być zadyszka Olivera, którą łapie zdecydowanie za często, jak na grę opartą na ciągłym bieganiu - postać staje w miejscu i potrzebuje kilku chwil na oddech. 
 

Hidden gem 

 
Napisałem, o co chodzi, napisałem, czego spodziewać się gameplayowo, a finalnie dodam, że spina mi się to na jeden z lepszych indyków 2023. Pisać więcej nie wypada, żeby nie popsuć zabawy. Mankamenty są, ale nigdy nie wpływają drastycznie na odbiór. Chłonąłem tę historię, a każda fabularna utrata przytomności tylko nakręcała mnie na odkrycie całej tajemnicy. Vlad Circus: Descend into Madness to niezwykle klimatyczna gra, z prostymi zagadkami, które nigdy nie staną nam na drodze progressu. Będziesz chłonął całość, jakby była Silent Hillem. Końcówka mnie… odrobinę zawiodła - tak mechanicznie, jak i fabularnie. Nie to, że zła, ale moje masochistyczne pobudki chyba oczekiwały większej psychodeli. Całość można ukończyć w kilka godzin (3-4h), co jednak doceniam przy tym nakładzie premier. Nie nadużywajcie mojej Switchowej gościnności. 

Dziękujemy firmie Stride PR za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Gęsty klimat

Thumb Up

Skromne, budujące napięcie dźwięki

Thumb Up

Intrygujący wątek fabularny

Thumb Up

Przepełnione traumą dialogi

Thumb Up

Przejrzyste i logiczne zagadki


Minusy:

Thumb Down

Walka i elementy survivalu na kolana nie rzucają

Thumb Down

Końcówka mogłaby być lepsza - mechanicznie i fabularnie

9 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz