Zazwyczaj, gdy postać w grze się nie porusza, to wypada odnotować krytyczny błąd i całość szybko odinstalować. Warszawskie 9UNZ pokazuje, że brak ruchu bohatera wcale nie musi ujmować zabawie. W Unables pomożemy tym, którzy najbardziej tego potrzebują. To pokraczne zbieractwo przedmiotów w krzywym zwierciadle zadebiutuje na Nintendo Switch (i innych platformach) 14 marca 2024 roku.
Nie mogę pisać
9UNZ nie ukrywa, że celuje w casualowe gry arcade’owe. Zestaw takich pojęć potrafi wywołać mdłości i kojarzyć się z telefonami komórkowymi, ale ich debiutanckiemu projektowi bliżej do podkreślenia ich kreatywności. W Unables naszym celem jest manewrowanie światem/otoczeniem, by nieruchoma postać zdobyła założone przez twórców przedmioty.
I… w zasadzie to by było na tyle. Na przestrzeni dostępnych poziomów nasze możliwości pozostają niezmienione. Kręcisz wszystkim, ewentualnie otwierasz drzwi lub wykorzystujesz zjawiska pogodowe, by zmieścić się z zadaniem w krótkim limicie czasowym - dla poziomu trudnego, bo łatwy nie ogranicza zegara. Oczywiście każdy kolejny etap jest coraz bardziej skomplikowany i o ile nie rośnie ich wielkość, tak będą one coraz bardziej złożone i zdecydowanie bogatsze we wszelkie przeszkadzajki. Nierzadko wymagana będzie też od nas właściwa kolejność.
Nie mogę się ruszać
Pamiętam swój pierwszy kontakt z tytułem kilka lat temu na Pixel Heaven i wywoływał on uśmiech. Sporo minęło, ale dalej łatwo tu mówić o sympatycznej otoczce. Świetnie sprawdza się narrator komentujący wydarzenia w mocno humorystycznym tonie. Nie gorzej wypadają same pomysły na kolejne etapy. Nikt nie będzie narzekał na ich różnorodność. Zaczniemy od klasycznej pomocy pijakowi w mieszkaniu (to akurat naciągane, bo oni robią wszystko na mitycznym autopilocie), by zaraz terroryzować miasto nieruchomym potworem, czy brać udział w szalonej przejażdżce autobusem. W zasadzie każdy z nich chciało się odkryć (większość pozostaje zablokowana za naszymi osiągnięciami w postaci gwiazdek) i trudno byłoby wskazać jakieś wyraźnie słabsze akcenty na tym polu. Nie wiem tylko, na ile sam pomysł tworzy z tego pełnoprawną produkcję, bo swoją przygodę z Unables określiłbym jako odskocznię/ciekawostkę. Fajnie było zobaczyć kolejne levele, ale po ich perfekcyjnym skończeniu powrót był pozbawiony jakiegokolwiek sensu.
Nie mogę się frustrować
Fizyka gra tu oczywiście pierwsze skrzypce, ale moje panowanie nad wydarzeniami było na całej szerokości dyskusyjne. Znaczniki nad kluczowymi przedmiotami są ogromne, a widząc podłogę trudno określić, co oddziela naszego bohatera od wymaganego przedmiotu i czemu tego nie łapie.
Spory jest ten problem z czytelnością. Kręcąc otoczeniem we wszystkie strony, mając na uwadze zwiększającą się ilość rzeczy na ekranie, coraz trudniej zorientować się w całości. Skłamałbym, pisząc, że stawałem się w ten tytuł lepszy. Tu bliżej było do grania “na farta”. Z jednej strony wyczuwam tu przyjazność takich założeń dla niedzielnych graczy chcących się rozerwać, ale miesza się to bardzo często z frustracją i bezradnością. Momentami nawet z nieskuteczną próbą określenia, gdzie nasz bohater obecnie się znajduję. Granie handheldowe, choć uzbrojone w obowiązkowe sterowanie żyroskopem, uwypukla tę przypadłość.
Nie mam do czego wracać
Mała, krótka (15 leveli) i na chwilową radość. Premierowa cena na poziomie 50 złotych wydaje się jak najbardziej zasadna i podpowiadać potencjalnemu klientowi, co znajdzie w środku. W przypadku przed chwilą debiutującego Cricket Through the Ages (recenzja TUTAJ) pisałem, że nawet najlepszy żart powtarzany na okrągło stanie się męczący. Powtórzę to stwierdzenie, bo trudno mi o lepsze.
Dziękujemy firmie Forever Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.