Cenione (i wielbione) Devolver Digital coraz częściej pod bramy Switcha rzuca gry z telefonów komórkowych. W zeszłym roku recenzowałem Bleak Sword DX (tekst TUTAJ), niedawno wyszło Reigns: Three Kingdoms (TUTAJ), a tym razem z Apple Arcade przywędrowało do nas Cricket Through the Ages. Produkcja, która w jakże realistycznym świetle przedstawi, jak ten niszowy u nas sport rozwijał się na przestrzeni lat. Nie dość, że z wielką pieczołowitością zobrazowane zostaną jego początki w erze jaskiniowców, to twórcy pokusili się o zasadną wizję grania w przestrzeni kosmicznej. Premiera tej epopei ma miejsce dzisiaj - tj. 1 marca 2024 roku.
Daj kamienia
Cricket Through the Ages to prosta gra najlepiej przyjmowana w duecie. Możliwa jest rozgrywka solo, ale nawet wtedy jest to zobrazowane smutną miną wirtualnego gracza. Naszym zadaniem jest… … bawić się dobrze?
Za pomocą komediowo zabarwionego narratora, z wielką powagą przekazywane są nam kolejne fazy rozwoju krykieta. Podczas tej obserwacji bierzemy udział w mini turniejach, gdzie losowymi postaciami pojedynkujemy się z drugim graczem w sporcie, który… bardzo rzadko przypomina krykieta. Najczęściej będzie to - daj mu w łeb, zanim on da w łeb Tobie. Są jednak momenty, gdzie faktycznie przyjdzie nam odbić piłeczkę (...lub kulę do kręgli i inne najdziwniejsze pomysły twórców), a gra nas niejednokrotnie jakimś dziwnym pomysłem zaskoczy. Najważniejsze, że wszystko jest przykryte pokraczną fizyką postaci. Do dyspozycji gracza oddany zostaje JEDEN przycisk. To manewrowanie nim odpowiada za kręcenie ręką naszej postaci lub poruszanie się naprzód przy wciskaniu w odpowiednim tempie. Dogłębna analiza nie ma tu jednak sensu, bo pierwsze skrzypce zawsze zagra tu wspomniana fizyka. Bohaterowie będą się wywracać, nieudolnie próbować się podnieść, a koniec końców i tak uszkodzić się możemy sami.
Niezliczoną ilość razy moim największym wrogiem byłem ja sam. Brak wyczucia w rzucie piłką kończy się często jak pogoń Wilusia za Strusiem Pędziwiatrem. I w tym tkwi esencja tej gry. Frajdy czerpanej z tej nieporadności. To prawdopodobnie ten tytuł, gdzie absolutnie każdy może przysiąść i z marszu zacząć sobie nieźle radzić. Wystarczy tylko akceptacja, że nie zawsze pójdzie to według naszych wyobrażeń. Napinka na idealne rzuty i uderzenia byłaby tu wysoce niewskazana i najpewniej skończyłaby się frustracją. To ten komediowy tytuł, gdzie porażkę przyjmujesz z takim samym uśmiechem, co zwycięstwo. Trudno mi sobie wyobrazić grę, której lepiej by to wyszło.
Królewski krykiet
Jeszcze trudniej byłoby rozwlec ten tekst bardziej niż to potrzebne. W zasadzie ta fizyka, komedia i jeden przycisk, to całe tutejsze założenia. Profil dwóch graczy przed ekranem zadecyduje, jak bardzo im to leży. Narrator jest świetny, forma rywalizacji wesoła, ale przejście każdego fabularyzowanego etapu, to godzinka zabawy z lekkim hakiem. Po niej zostaną już tylko powtórki, choć między tym samym żartem wypadałoby zrobić sobie jakąś dłuższą przerwę. Mniej pociesznym faktem może być to, że zapłacimy za tę przyjemność 32 złote, choć o ile się nie mylę (aż tak biegły w tym dziale gamingu nie jestem) na telefonach jest to rzecz darmowa. Niby cena nie jest duża, ale i tak dobrze mieć świadomość, na co się piszemy. Devolver samochód przepchał do bramki numer 3 (Pepper Grinder niebawem!), a Ty możesz trafić kota w worku. Wciąż miło, sympatyczny pluszak, ale miejmy jakieś standardy przy ocenie.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Cosmocover