Reigns dotychczas była dla mnie nieznaną karcianką. Okazuje się, że studio Nerial ma na swoim koncie już pięć części i nie postanawia zwalniać. Reigns: Three Kingdoms to kolejna odsłona, która gołym okiem czerpie wizualnie od poprzedników.
Przygoda gracza rozpoczyna się w 2024 roku. Tutaj poznamy kobietę o imieniu Lucy, która po krótkiej rozmowie, wysyła głównego bohatera w symulacyjną podróż do schyłku dynastii Han. W przeszłości będziemy mogli się wcielić w różnego rodzaju osobowości, takie jak: buddę, księcia, czy nawet gubernatora. Gracz zostanie postawiony przed sporym szeregiem wyborów, które wpłyną na dalszą rozgrywkę i jego pozycję w hierarchii.
Wybór jest prosty
Najistotniejszym elementem rozgrywki są karty wyboru. Gracz, wchodząc w dialog z napotkanymi osobami, staje jednocześnie przed wybraniem spośród dwóch odpowiedzi. Już na tym etapie warto się zacząć nad tym zastanawiać, bowiem każdy z nich wpływa na dalszą część gry. Dodatkowo w górnej części ekranu można zauważyć cztery skromne paski, które z kolei sygnalizują: Bogactwo, Charyzmę, Siłę Armii i Wartości. Istotnym jest balansowanie i utrzymanie ich na identycznym poziomie. Spore różnice między nimi doprowadzą do śmierci głównej postaci, co skutkuje zakończeniem gry.
Karty na stół
Dialogi i wybory w nich zawarte to zaledwie połowa sukcesu. Drugim elementem rozgrywki są starcia turowe w formie gry karcianej. Początkowo zadaniem gracza jest wybranie czterech kart (spośród maksymalnie dziewięciu). To one wezmą udział w potyczce. Standardowo każda z nich ma wartości ataku i obrony, a gracz dysponuje podczas swojej tury dwiema lub trzema akcjami, więc ruch musi być przemyślany. Zwycięzcą zostaje osoba, która przebije się przez obronę przeciwnika i wyzeruje jego punkty życia. Przyznam, że w moim odczuciu starcia mimo swojej wizualnej prostoty były wciągające i czasami niełatwe. Natomiast jeśli jesteście z grupy, która skupia się na emocjonujących pojedynkach, pełnych akcji, to nie będziecie zadowoleni. Miłym dodatkiem jest możliwość zagranie w trybie multiplayer. Pojedynki, choć działają na tej samej zasadzie, były przeze mnie mile widziane.
Kartą podzieloną na mniejsze fragmenty jest również mapa Chin. Three Kingdoms rozszerza aspekty podróżnicze, oferując zwiedzanie poszczególnych partii kraju. Jingzhou, Luoyang, czy Chang’an to zaledwie początek wędrówki. Element ten wpływa w głównej mierze na nasze oddziały. Dzięki temu poznamy lepszych i silniejszych kompanów. Zmiana regionu wpływa też na… tło ekranu. Jako że Reigns docelowo było tworzone na smartfony, to ekran rozgrywki widnieje tylko po środku, a boki są uzupełnione kolorowym tłem. Szkoda, że twórcy nie postanowili rozciągnąć gry po całości ekranu.
Niepełna talia
Reigns i jego pięć poprzednich części zostało ciepło przyjęte przez graczy. Szósta, czyli Three Kingdoms nie odbiega od swoich poprzedników ani gameplayem, ani warstą wizualną. Czy to źle? Jeśli się sprawdziło, to jasne, że nie! Historia, którą gracz poznaje poprzez dialogi z poznanymi NPC, są mocno wciągające (a to wszystko w języku polskim). Wpływ wybieranych odpowiedzi na dalsze etapy rozgrywki powodowały u mnie niemałą rozkminę. Pojedynki mimo swojej prostoty również mnie zaciekawiły, a narastający poziom trudności był zdecydowanie mile widziany. Tak jak możliwość rozgrywki online. Choć zwiedzanie innych terenów Chin było również dobrym pomysłem, to finalnie niewiele wpłynęła na ogólny zarys gry. Wspomnę również o bardzo miłym dla ucha soundtracku, który idealnie się wpasował w przygodę. Reigns: Three Kingdoms to miła dla mnie niespodzianka, lecz dla graczy, którzy siedzą w tej historii od początku, może wydawać się identyczna i nudna.
Dziękujemy firmie Cosmocover za dostarczenie gry do recenzji.