Direct nie przyniósł zbyt wiele natychmiastowych premier. Moje ulubione available later today zostało wyświetlone chyba tylko dwukrotnie, więc na bezrybiu skierowałem swój wzrok na Storm Lancers. Roguelite’a stworzonego z myślą o Nintendo. Sęk w tym, że był to Nintendo Switch 1, a nie jego świeższy kolega, co ma swoje konsekwencje w tej przygodzie.Zacznijmy od tego, że gra skutecznie próbuje emulować styl dawnych seriali animowanych. Kreskówek przepełnionych akcją i skierowanych dla młodszych, ewentualnie nastoletnich odbiorców. W tym aspekcie radzi sobie bardzo dobrze, a fabularnie opowiada o dwóch rozbitkach, którzy… nie przetrwali lądowania na nowej planecie. Ich ciała stanowiły jednak idealną formę dla magicznych lisów, którzy przejmują kontrolę i pozwalają im się wielokrotnie odradzać aż do osiągnięcia celu. Jednak z racji, że to roguelite, to nie ośmieszajmy się przy głębszej analizie - #nikogo.
Rogal ten został wykreowany na potrzeby lokalnej kooperacji. Gra mocno wspiera i zachęca do takiej zabawy. Nie jest to jakiś naprędce sklejony dodatek bazujący na popularności takiej rozgrywki. Bohaterów jest dwóch (kolejnych odblokowujemy wraz z postępami), więc i graczy najlepiej, żeby też było dwóch. Zaznaczam jednak, że gra jest w pełni grywalna solo i nie niesie żadnych nieprzyjemności z tego tytułu.Gameplay stara się nieśmiało lizać podłogę na której stoi, chociażby Dead Cells. Dwuwymiarowych przygód z dynamiczną walką - tak bronią białą, jak i palną. Rozgrywkę zaczynamy od podniesienia jednego rodzaju z każdej, a lepsze rezultaty należy sobie wykupić w tutejszej metaprogresji. Ta objawia się tu na dwóch płaszczyznach oferujących stałe wzmocnienia. Jedną są wspomniane zakupy w sklepie, za które zapłacimy zbieraną walutą (klasyka - zwiększenie HP, lepsza broń na start), a druga to stałe udogodnienia mechaniczne, które zostaną z nami do końca gry. W tym worze przewidziano absolutne podstawy jak podwójny skok, czy wślizg robiący za dash, bez których pierwszy kontakt z grą bywa bardzo brutalny - na szczęście te dwie oczywistości, z czterech łącznie dostępnych, zyskamy stosunkowo szybko (30 min - 1h).Ta gameplayowa pokraczność bierze się też z innych względów, które określam widmem Switcha 1. Wcześniejsza konsola, na którą wciąż otrzymujemy gry, jest obecnie skutecznie zaciągniętym hamulcem ręcznym dla nowego. Storm Lancers to tego idealny przykład, bo choć styl artystyczny da się wypatrzeć i pochwalić, tak już do samej grafiki i optymalizacji można mieć jedynie zażalenia. W ruchu gra wygląda brzydko, a ta brzydota działa w 30 fpsach. Narzuca to dodatkową warstwę uciążliwości, która atakuje oczekiwany od tej gry dynamizm. Na domiar złego wyczuwam tu spory input lag przy naszych działaniach (opóźnienie między komendą z kontrolera a pożądanym działaniem na ekranie). Finalnie, zamiast przyjemności idącej z płynnością kolejnych mordów, zostajemy z dość toporną walką. Zbyt powolną na mój gust. Gra jest dość pokraczna sama w sobie, detekcja obrażeń jest daleka od klarownej, a zmiana broni to jedyna zmienna godna odnotowania w trakcie runa.
Stoi to chybotliwie oparte o ścianę kooperacji. Przy nadziei, że w duecie więcej się wybacza. Szkoda, bo od rogali oczekuje głównie tego, że za każdym razem zaoferują świeżość. Chcę nowości i niech odkrywanie ich mnie zachęca do kolejnych prób. Storm Lancers tego nie zrobi. Są perki, które zawsze wiążą się z jakąś wadą, ale czy one wywracają cokolwiek w samej rozgrywce? No nie.Gra studia ProbablyMonsters wprowadza też niewiele zmian w swoich poziomach, a pierwszy podstawowy jest zawsze taki sam. Nawet przeciwnicy rzadko się przemieszczają. Zakończę ten lament smutnym faktem, że w grze jest jedynie 3 bossów, co chyba najlepiej podsumowuje zawartość.
A rogal ze znikomą różnorodnością i zawartością, to żaden rogal. To znośna odskocznia dla tych, co szukają kooperacyjnych wyzwań. Dla wszystkich innych jedynie przeciętna rzecz, która osiadła na Switchu i nie wiem, czy ma podstawy zaglądać na inne sprzęty. Konkurencja w tym gatunku jest tak duża, że naprawdę nie zaprzątałbym sobie głowy Storm Lancers.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Probably Monsters
Plusy:
Styl artystyczny - idący w tony starych seriali animowanych
Nastawienie na kooperację, ale bez przeszkód dla zabawy solo
Minusy:
Za mało zmian pomiędzy runami
Dość miałka metaprogresja
Śmiesznie mała liczba bossów
Brzydko tu, w 30 fpsach, a i z dość wyraźnym input lagiem