Nie wszystkie jRPGi są hardcore’owe. Nie wszystkie polują na nasz czas grindem i paradoksalnie nie wszystkie pochodzą z Japonii. Za Terra Memoria odpowiada francuskie La Moutarde, a sama gra nastawiona jest raczej na mniej obytych z gatunkiem - mierząc nawet w cozy granie. Nie zamyka się na hardcore’owych zjadaczy tego chleba, ale będą oni musieli zagryźć zęby na widok pewnych uproszczeń.
Historię zaczynamy od poznania jednego nosorożca, który zboczył z siłowej ścieżki swojego rozwoju i postawił na magię. Jego nowa zajawka jest raczej obiektem drwin mieszkańców, którzy wciąż oczekują od niego stereotypowych zachowań. Szybko poznajemy też lisicę świeżo powracającą ze szkoły summonerów (przywoływaczy), szukającą po latach swoich bliskich. Ich ścieżki szybko krzyżują się też z innymi mało heroicznymi bohaterami z przypadku.Terra to kraina, którą przyjdzie nam przemierzyć szóstką śmiałków. Ich przygoda zaczyna się niewinnie, w zasadzie wypchnięci są na nią siłą, a wszystko za sprawą kończących się kryształów, na których opiera się cała infrastruktura ich wioski. Jak ludzie żyli kiedyś bez nich? I jak radzić sobie z inwazją maszyn? Terra Memoria trafiła na Switcha 27 marca 2024.
Przytulna walka
Całość okraszona jest turowymi walkami, których mimo cozy atmosfery jest całkiem sporo. Każdy otwarty teren przewiduje wysyp potworów skrywających się za kolorowymi ognistymi dymkami, jak w niedawnym Star Ocean: The Second Story R - recenzja TUTAJ. Do dyspozycji mamy nieograniczone zasoby podczas toczenia bojów, a naszą tablicą od taktyki jest pasek aktywności u dołu ekranu. Jeśli zdecydujemy się na mocniejsze uderzenie, to dana postać wyląduje dalej na osi i dłużej będzie czekać na swój następny ruch.
Zgrabnie to funkcjonuje i po czasie sprawia przyjemność. Po czasie, bo pierwsza godzina nie zakłada przyspieszenia ruchów bohaterów w trakcie pojedynku, a każdy ich czar jest czasochłonny. Wleką się niemiłosiernie, co bywa uciążliwe. Zresztą ta prędkość powinna być na ciut wyższym poziomie na każdej płaszczyźnie. Poruszanie się, mimo włączonego biegu, też wydawało się pozbawione należytej dynamiki - dla mnie zawsze minus.W walce, co warto podkreślić, nie biorą udziału wszyscy. Część naszych postaci robi za wsparcie duchowe, którym możesz modyfikować akcje walczących. Jeśli jakiś czar zakłada uderzenie jednego wroga, to przy wsparciu może uderzyć wszystkich i odwrotnie. Prosta mechanika, której niestety nie przyjdzie Ci nadużyć, gdyż pomocnicy są przydzielani losowo. Nie zawsze staną obok tego bohatera, którego byś sobie życzył. Mimo wszystko rozumiem takie podejście, a i walka nigdy nie jest przesadnie trudna, żeby ktoś miał szczególnie nad tym rozpaczać. Jeśli trzymać się będziesz swojej ścieżki, to każdy pojedynek będzie tylko kwestią czasu. Szczególnie gdy HP uzupełnia się automatycznie, co może boleć wspomnianych hardcore’owców. Nie ma tu potrzeby na potionki.
Ugotuj sobie level
Choć w wielu aspektach Terra Memoria jest typowym jRPGiem z turową walką, tak zamykanie jej w tej szufladzie byłoby nieco krzywdzące. Francuzi mocno chcieli rozwinąć skrzydła i czerpać z innych gatunków wzbogacając swoje dzieło. Dają nam możliwość wpływania na otoczenie przez budowanie, jeśli materiały na to pozwalają, czy gotowania, które robi tu za minigrę rytmiczną. Dodatki liźnięte, niezbyt rozwinięte, ale dobrze komponujące się z grą.Samo levelowanie zostało ograniczone do ogniska. Jeśli kogoś poniesie potrzeba grindowania, to o swoich postępach i tak dowie się dopiero w obozie. Tu mam mieszane odczucia. Nie przeszkadza mi brak postępu bohaterów w walce w trakcie jakiejś pieszej wędrówki (bo poziom trudności tego ode mnie nie wymaga), ale trudniej mi śledzić progres i uwierzyć, że faktycznie nabijające się levele są wiarygodne. Nikt tego liczył nie będzie. Może to moje schorzenie po niedawnym Legend of Legacy HD - recenzja TUTAJ - które levelowało na chybił-trafił. Fuj!
Sympatycznie, ale musi być ale
Dużo tu chodzenia i fed-exowych questów. Ładnie to zostało przedstawione za pomocą pocztówek, wyrwanych jakby z pierwszego Ni No Kuni, ale bywały one uciążliwe głównie za sprawą muzyki. Jeśli mam jakiś poważny zarzut do tej gry, to właśnie warstwa audio, która zapętlona niemiłosiernie mnie muliła. Uszy mi krwawiły przy bieganiu po mieście, a prosta konstrukcja raczej wszystkiemu nie pomagała. Nie przypominam sobie, żebym ostatnio aż tak znienawidził muzyki w grze.
Terra Memoria jest grą sympatyczną. To chyba najtrafniejsze określenie. Raczej nie rozkocha weteranów, ale może stanowić dobre wejście dla świeżych graczy. Historia ma wyraźne akcenty komediowe, choć w samym tekście angielskim zdarzają się literówki, co jest dość rzadko spotykane. Dotąd nie wiem, czy miały one podkreślić lekkie niedouczenie mówiących antropomorficznych zwierząt, czy po prostu były efektem ludzkich błędów tłumaczy. Zakładam, że nigdy się nie dowiem, ale jak to pierwsze i miało śmieszyć lub zwiększać immersję, to wyłożyło się na obu polach.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Dear Villagers
Plusy:
Sympatyczna atmosfera i postaci
Cozy dodatki się tu zgrabnie odnajdują
Walka (jeśli dane jest nam ją przyspieszyć) jest przyjemna, a pasek oczekiwania na kolejny ruch sprawdza się tu bardzo dobrze