2x1 NSwitch SuperCrazyRhythmCastle

Właściciel zdjęcia: Konami

Recenzja Super Crazy Rhythm Castle na Nintendo Switch

Gry kooperacyjne zawsze znajdą swoich odbiorców. Znaną zasadą gamingu jest to, że wszystko przyjmuje się lepiej z ludźmi obok na kanapie. Overcooked rozkochał wszystkich, a z czasem pojawiło się sporo klonów próbujących uderzyć w ten sam target. Reguły są zawsze proste - dać nam do robienia proste czynności i skąpać to wszystko w chaosie.

Niedawno robiliśmy przeprowadzki w Moving Out 2, naprawialiśmy samochody w Manic Mechanics, ale chyba nikt nie próbował ugryźć tego tortu w rytm Guitar Hero, czy innych tytułów muzycznych. Super Crazy Rhythm Castle miesza te dwa składniki, a efekty tego eksperymentu postaram się przybliżyć poniżej. Gra pojawiła się na Nintendo Switch 14 listopada 2023 roku.
2023111416163600 s

RockBandVania


Sama nazwa gry wskazuje, że ktoś tu nie traktuje się poważnie - a jeśli traktuje, to jedno oko pozostawia przymrużone. Super Crazy Rhythm Castle stara się nam opowiedzieć historię rytmicznego króla, którego nikt nigdy nie pokonał. Wielu próbowało, ale gość jest wybitnie… irytujący.

Nawet nie pokuszę się o szerszy opis fabuły, bo i o żadnej jej rozbudowanej formie nie może być tu mowy. Twórcy zadbali, byśmy mieli wymówkę przemierzania kolejnych zamkniętych przestrzeni (podzielonych na rozdziały), rozwiązując po drodzę proste zagadki otwierające drogę do dalszych muzycznych wyzwań.
2023111416261800 s

Król komedii 


Poprzednich śmiałków raczej ta irytująca osobowość nie odstraszyła, ale jest to jego cecha szczególna. Z góry założona przez deweloperów, ale jej efekty wypada uznać za mieszane. Z jednej strony rozumiem, że te wredne standardy są tu ważnym elementem całości, a król po prostu pojawia się w każdym wyzwaniu, rzucając nam jakieś kłody pod nogi. Z drugiej mam ogromny problem z tym, jak całość została napisana.

To ten rodzaj gry, który bardzo stara się być śmieszny i wykłada się na każdym gagu. Teksty są cringe’owe i w zasadzie wystarcza 5 minut, żeby rozpoznać ton tych wypowiedzi i tylko z politowaniem przewracać oczami na każdą kolejną próbę rozluźnienia atmosfery. Jakby to była scena, to szybko zostaliby wygwizdani.
2023111617390300 s

Niekoniecznie trzymaj tempo 


Założenia gry są… szalone. Tak jak w wielu wymienionych produkcjach chaos jest efektem ubocznym i często sami go sobą generujemy, tak tu gra przejmuje pałeczkę. Każdy pokój zakłada jakieś wyzwanie muzyczne. To zależnie od poziomu trudności ma w sobie tor z kolejnymi przyciskami do wklepania w rytm muzyki (im trudniej, tym ich więcej).

Naszym zadaniem zdaje się zachowanie tempa. Zdaje się, bo i niekoniecznie to może wystarczyć. W zasadzie cała recenzję bym mógł zakończyć tym, że gra jest zdrowo kopnięta. Ciśniesz w rytm jakiejś piosenki, by zaraz król Ci uprzykrzył życie, zasłaniając pół toru. Musisz odejść, usunąć nieprzyjemności, ale muzyka wcale się nie zatrzymuje. Wracasz, kontynuujesz, próbując wrócić do rytmu (co jest najtrudniejsze), a tam jakaś znowu przeszkadzajka.
2023111416213700 s
Rozumiem założenia tej gry, ale finalnie niekoniecznie się one sprawdzają. Ani nie masz przyjemności z kolejnych rytmicznych wyzwań, ani te przeszkody nie są jakieś wyszukane. Raz musisz zbierać monetki, innym razem pokonać bossa wcześniej usuwając krzaki z toru. Niby jest tu co chwila coś nowego, choć wszystko w tym samym tonie. Zawsze to będzie jakieś uprzykrzenie życia. Pojawi się irytujący król i u mnie wiązało się to z frustracją, nie radością.
2023111812315800 s
Inna sprawa, że zestaw piosenek bywa dyskusyjny. Jasne, są fajne utwory do tupania nóżką, czasem trafi się coś z repertuaru Konami, ale na każdą perełkę przypadnie jakieś prześmiewcze… coś. Jeden z pierwszych utworów to “...Zig, Zig, Zig, Wiggle with Your Ziggle”. Łeb pękał od słuchania.
 

Zamek do rozbiórki 


Sukces wielu gier muzycznych jest zależny od spisu piosenek. Jak są kochane przez nas hity, to i człowiek pogra i posłucha - uśmiech gwarantowany. Super Crazy Rhythm Castle tego komfortu nie ma, więc próbuje ratować się w inny sposób. Rodzi frustrację, częściej nudzi, niż zachęca do kontynuowania przygody, a i rzucane nieprzyjemności mogą prowadzić do niewykonania misji (czasami potrzebna chwila, żeby ogarnąć, co autor miał na myśli), a jak nie jest to szczyt muzycznej twórczości, to ochota na powtórkę mniejsza - to oczywiste. Innym razem mogą wymyślić coś głupiego, co niekoniecznie będzie wiązało się z muzyką. Czemu? Bo mogą, a to szaleństwo jest wpisane w zasady.
2023111416182000 s
I znów wracamy do prawdy gamingu - w kooperacji będzie raźniej. Tu jednak dodam, że solo ta gra nie ma kompletnie sensu, a czasami król nada nam sterowanego przez AI kolegę, co już jest smutne. Chciałem polubić - nie potrafiłem. To szaleństwo mnie do siebie średnio przekonuje. Jest to jednak ten rodzaj produkcji, gdzie indywidualny odbiór będzie kluczowy. Jak kogoś to będzie bawić, to przed nim kawał frajdy w kampanii na 4-5h. Wybaczcie, jeśli tekst sprawia wrażenie chaotycznego, ale ta gra od innej strony nie chce się dać poznać.

Dziękujemy firmie Konami za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Innowacyjna forma kooperacyjnego chaosu

Thumb Up

Czasami można potupać nogą…


Minusy:

Thumb Down

…by innym razem wyrywać włosy z głowy słuchając głupiej piosenki

Thumb Down

Warstwa tekstowa jest żałosna

Thumb Down

To szaleństwo jest zbyt natarczywe i do mnie nie trafia

5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz