Skautfold to seria stworzona przez Steve’a Gala, która liczy już sobie 5 gier. Każda trafia na Nintendo Switch ze sporym poślizgiem, więc omawiane tu Into the Fray jest trzecim rozdziałem opowieści. O wcześniejszym Usurperze mogliście już u nas przeczytać - recenzja TUTAJ - więc prawo serii nakazywało spojrzeć i w tym kierunku, choć każda z dotychczasowych gier się od siebie różni. Wtedy metroidvania, teraz twin-stick shooter. Into the Fray oryginalnie zostało wydane w 2019 roku i cieszy się na Steam bardzo pozytywnym odbiorem graczy - choć wypada zaznaczyć, że doczekało się w tym czasie zaledwie 81 recenzji. Znów wcielimy się w rolę Imperialnego Rycerza. Tym razem będzie to Hito, przed którym postawiono misję wyzwolenia wyspy Portland ze szponów rebeliantów zwanych Synami Washingtona.
I pewnie nie byłoby w tym nic trudnego, gdyby Ci nie zbratali się kosmitami, mutantami i innymi potworami dziwnej maści. W grze przyjdzie nam przerywać rytuały i wybijać dziesiątki wrogów. Dokonamy tego w klasycznym rzucie izometrycznym, dobierając kolejne misje z poziomu klimatycznej mapy. Większość zadań jest złożona z kilkunastu mniejszych pokoi/plansz, gdzie roi się od wrogów. Ty błąkasz się, szukając celu i próbujesz przetrwać, by móc wyjść o własnych nogach. Choć inspiracje są górnolotne i wspominają o takich grach jak Doom czy Dark Messiah, to bądźmy szczerzy, Skautfoldowi do nich daleko. Nie wszystko, co dynamicznie eksterminuje potwory, to od razu Doom.
I pewnie nie byłoby w tym nic trudnego, gdyby Ci nie zbratali się kosmitami, mutantami i innymi potworami dziwnej maści. W grze przyjdzie nam przerywać rytuały i wybijać dziesiątki wrogów. Dokonamy tego w klasycznym rzucie izometrycznym, dobierając kolejne misje z poziomu klimatycznej mapy.
I dobrze by było mieć naprawdę spore pokłady zamiłowania dla takich twin stick shooterów, bo wiele więcej nigdy nie będzie tu w ofercie. Masz broń palną z porozrzucaną po poziomach amunicją i dość bezużyteczny miecz. W przypadku końcówki zdrowia możesz podleczyć się szarżą na konającego przeciwnika. Dziękujemy. Baw się dobrze.
Gra jest całkiem przyjemnie napisana. Widać, że choć cała reszta tonie w niskobudżetowym sosie, to warstwa tekstowa w tych Skautfoldach zawsze rozkaże się zatrzymać na moment i poszerzyć wiedzę o świecie. Nie jest to przepełnione tekstem, ale w swojej bazie wypadowej zawsze czegoś się dowiesz. Ma to jednak sporo mankamentów, które utrudniają zabawę. Nawet jak zaakceptujesz specyficzny/minimalistyczny styl artystyczny, to zostaniesz z wieloma tanimi sztuczkami, jak strzelanie zza ekranu. Jedni wrogowie Cię rozleniwią swoimi wolnymi strzałami, by kolejny rodzaj przyspieszył tętno i zabił, zmuszając do powtórki całej misji. Bossowie też potrafią wywindować poprzeczkę, choć sam ich design jest ok.
Skautfold pozostaje Skautfoldem. Seria niższych lotów, raczej ciekawostka, ale szybko łapie przeceny i w tych kategoriach można jej dać szansę. Ten klimat może się bronić. Potwory dają radę (ale mogłoby być więcej rodzai), ale… to po prostu indyk stworzony praktycznie przez jednego człowieka. Trzymam kciuki, kibicuje, ale wypada trzymać jakieś standardy przy ocenach.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Red Art Games