Senses Midnight

Właściciel zdjęcia: Suzaku Games

Recenzja SENSEs: Midnight na Nintendo Switch

Jako miłośnik klasycznych Silent Hilli, czuje się mocno niedopieszczony. Survival Horrory wychodzą, ale najczęściej sporo im brakuje do hitów tamtych lat. I to nie kwestia mojego wieku, a co za tym idzie (ewentualnego) mniejszego strachu, bo i przesadnie się ich nie bałem dawniej. Kusiły klimatem, intrygowały, a ich historie chciało się poznać. Teraz żyję remakami. Tymi udanymi, jak Dead Space i wciąż niebudzącymi większych emocji, jak Resident Evil 4 - sorry, nie rusza mnie. 

Na Switchu wieje jeszcze większymi pustkami. Wiele bym dał za klasyczną trylogię SH, gdzie nawet nie musieliby podkręcać rozdzielczości - tak jestem zdesperowany! Niby parę lat temu pojawiło się Tormented Souls, które bardzo mocno inspirowało się swoimi przodkami, ale było ubogie na wielu płaszczyznach i nie szanowało czasu gracza (może jeszcze kiedyś uda się zrecenzować).

I ja tych swoich gatunkowych naleciałości czasami nienawidzę. Wiadomo, że pojawi się jakiś indyko-horror, a ja będę musiał go sprawdzić. Suzaku Games przygotowało SENSEs: Midnight, a ja chciałbym być zapamiętany jako bohater, który się z tym zmierzył dla innych entuzjastów przetrwania w świecie grozy.


Drzwi północy


W grze wcielamy się w Uesugi Kaho, którą musimy zaakceptować, jako specjalistkę od okultyzmu. Tak przynajmniej wskazuje opis gry i tym musimy tłumaczyć sobie jej ciekawość nadprzyrodzonym tematem Drzwi Północy - miejskiej legendy lokalnego parku. Stanowią one rzekomo portal do innego wymiaru i pod żadnym pozorem nie wolno ich otwierać. Kaho wykorzystuje okazję, by udowodnić, że to wszystko jest prawdą (?!), a dowody ma zamiar uchwycić na swoim aparacie. Mądra wcale.
drzwi
Niestety, klimat tej historii bywa dla nas nieuchwytny, a większość fabuły poznajemy w najbardziej prostacki z możliwych sposobów - czytając smsy od znajomych! A oni spamują jak wściekli, mądrząc się po bezpiecznej stronie parku. Generuje to jedynie frustracje ciągłym pikaniem, którego nie sposób zatrzymać. W pierwszych chwilach gry dostałem chyba 20 wiadomości jednocześnie (nikt nie piszę tak szybko!), co wywołało niesmak utrudniający przeczytanie ich wszystkich. Zabrakło tylko tekstu, że wygrałem BMW i muszę niezwłocznie podać swoje dane.


Powrót do przeszłości


Tak jak wiele innych, SENSEs próbuje grać na naszej nostalgii. Niestety, zamiast skupić się na ciekawej opowieści, ich nostalgia kończy się na słynnym tank controls. Dla niewiedzących to ta chwila, w której kluczowa w orientacji poruszania się jest postać, a nie nasze spojrzenie na narzuconą kamerę. Kto grał w klasyki, ten doskonale kojarzy.

Mimo wrodzonej akceptacji do takiego sterowania spróbowałem drugiej, bardziej nowoczesnej konfiguracji. Przy częstej zmianie kamery była ona nie do zniesienia. Wchodzimy na nowe pole, by zaraz z niego wyjść. A wszystko to z gracją lokalnego pijaka po obfitym weekendzie. Powrót do “czołgu” nieco złagodził obcowanie, ale nie na tyle, żeby bohaterka wytrzeźwiała. Gibanie pozostało.
swiat
I to nawet nie jest tym powrotem do przeszłości, który miałem na myśli. Był taki moment w historii gier, gdzie każdy chciał mieć swój tytuł w 3D. Dziś można na te produkty patrzeć z politowaniem, a i jak wychodziły, spoglądało się z podobnym niesmakiem. SENSEs: Midnight to druga część serii. Widziałem kilkuletnie Sense: A Cyberpunk Ghost Story i wygląda o niebo lepiej. Przyjazne dla oka 2,5D.

Nie wiem, czemu wyczuli potrzebę przejścia w trzeci wymiar, ale była ona sporym błędem. Midnight wygląda fatalnie. Gdzieś pewnie doszedł do głosu cierpiący na parametry Switch, ale i nie zrzucałbym całej winy na niego. Projekt poziomów jest na tyle biedny, że niewiele by tu pomogło. A szkoda, bo gdzieś krzyżówka cyberpunka z horrorem ma potencjał. Tutaj jest on minimalnie wyczuwalny, jak się mocno przyjrzysz… Bardzo mocno.


Strasznie straszne


Elementy horroru wypadają podobnie do grafiki. Straszne w sposób niekoniecznie oczekiwany przez twórców. Latające za nami zjawy bywają niewidoczne. I to nie klimatycznie niewidoczne - o nie, co tam jest - a takie w sensie - nie widzę, biegnę, olewam. Powolne zielone poświaty, które mnie bardziej bawiły, niż nakazywały uciekać. Główne monstrum jest nieco lepsze, ale bywa frustrujące, czając się wokół ważnych dla nas punktów. Czy to coś nie wie, że ja chcę tę grę przejść jak najszybciej?!
potwor
Wszystko prawie tak samo frustrujące, jak bardzo ograniczony ekwipunek, który zdaje się przepełniony już na starcie gry. Nawet moje kieszenie byłyby w stanie pomieścić więcej. Cztery sloty to nie sztuczne wydłużanie rozgrywki, to już czysta złośliwość twórców. Niedawne, notabene bardzo dobre Signalis (tekst tutaj), też miało ten problem, co uznałem za duży minus. Teraz okazało się, że tamten ekwipunek, to było 8 rejestrowanych bagaży + buda dla psa na All-Inclusive w Egipcie.

Jeśli tu dobrnąłeś i zachowałeś swoje “senses”, to wiesz już, że należy odwrócić się na pięcie. Próbują nieudolnie czerpać z Residentów czy Fatal Frame (tu też cykamy focie), a wypluwają potworka trudnego do przełknięcia. Tych najbardziej zawziętych czeka niespodzianka w postaci długości gry, która jest adekwatna do obfitości ekwipunku - na wiele się nie nastawiaj.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie EastAsiaSoft


Plusy:

Thumb Up

Można przy niej powspominać lepsze czasy?

Thumb Up

Pomysł wyjściowy z drzwiami jest spoko


Minusy:

Thumb Down

Sposób prezentacji fabuły

Thumb Down

Uciążliwe sterowanie

Thumb Down

Dramatycznie płytki ekwipunek

Thumb Down

Znikomy strach i marny design przeciwników

Thumb Down

…To brzydka gra jest

4 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz