Recenzja Romancing SaGa 2: Revenge of the Seven na Nintendo Switch 2
Romancing SaGa 2 była wydana w 1993 roku na Super Famicoma, gdzie po latach odwiedziła tylko telefony komórkowe. Była to najlepiej sprzedająca się część serii (Romancingów, bo tych SaGa jest znacznie więcej), którą cechowała bardzo nietypowa forma narracji i gameplayu. Wręcz zbyt ambitna na tamte czasy.
W grze poznajemy opowieść o siedmiu bohaterach, którzy kiedyś uratowali świat, po czym zniknęli na zawsze. Krążyły o nich legendy. Od tych wydarzeń mija tysiąc lat. Ci wielcy wojownicy wracają… ale niekoniecznie w pożądanej przez wszystkich formie. Są teraz skorumpowanymi przez złe moce demonami, a my, jako władca królestwa Avalon, rozpoczynamy kampanię przeciwko nim.Tylko że to “my”, jak i “władca królestwa Avalon”, to dość złożone pojęcia. Romancing SaGa 2 eksplorowała nieco dziewicze tereny, jeśli utrwalimy, że to gra z początku lat 90’. Nie była pierwszą grą tego typu, ale w tamtych czasach na pewno trudno było przejść obok jej założeń obojętnie. Miała bowiem naleciałości czegoś, co dziś nazywamy roguelitem. Każdy nasz władca, jak i jego ekipa towarzyszy, ma gameplay’owy okres przydatności. Kończy się on, gdy polegniemy w walce lub też przejdziemy odpowiednią część gry, a ta zrobi skok na osi czasu.
Tytuł może nieco przytłaczać narzuceniem na gracza tony mechanik na pierwszych metrach. Mamy tutaj zarządzanie królestwem (w formie rozbudowy jej ośrodków za pieniądze), jakieś zalążki craftingu, nutę eksploracji i sporo klas postaci, które potrafią się miksować wraz z rozwojem gry i ciągle dostarczają nowe możliwości w walce. Ta ostatnia odbywa się tu w klasycznym systemie turowym z czytelnie opisanymi słabościami wroga i osią kolejności ruchu wszystkich uczestników. Tu trudno się pogubić, choć warto podkreślić innowacje pokroju punktów LP (to ogólne punkty życia postaci, po utraceniu których umiera ona definitywnie), czy wpływ formacji na naszą ekipę. Wraz z pokonywaniem kolejnych misji głównych i wprowadzaniem na świat następnych władców, do głosu zaczynają dochodzić nowe ustawienia naszej szóstki śmiałków. Noszą one swoje indywidualne boosty i stanowią szablon budowy składu. Możemy naturalnie zostać przy swoim ulubionym, ale gra potrafi dostarczać nowe klasy, które mogą kusić jakąś jazdą próbną. Ogółem walka to klasyka, ale klasyka zrobiona dobrze. Jak ktoś lubi turowe jRPGi (a ja wręcz nie akceptuje innych!!), to poczuje się jak w domu, a Romancing SaGa 2 dowiezie tonę satysfakcji. Czy to z efektownych umiejętności, ataków łączonych (Unified, czyli dewastujące ciosy kilku bohaterów w jednej turze), czy nawet takiego detalu, jak możliwość uderzenia w plecy przeciwnika i zyskania przewagi na start. Jest dobrze!Wracając do obaw, to nie musicie zaprzątać sobie przesadnie głowy swoją dynastią. Gra umownie traktuje mechanikę dziedzictwa, więc jak ktoś zginie, to zostaniesz przeniesiony do zamku i będziesz wybierał nowego władcę. Ten adeptuje level i umiejętności poprzednika, więc ciągłość jest zachowana i nigdy nie zaczynasz od 0. Podobnie wygląda sytuacja z towarzyszami. Zresztą to może być dla wielu minus tej gry. O ile jest to intrygujące i ciekawe przy pierwszych godzinach (chociaż śmierć przez to, że przeszedłem bossa, to ultra słaby pomysł), tak brak tych emocji względem swoich postaci i wtórność systemu zaczyna się wybijać.
Choć gra jest odświeżona (co pominąłem, ale dojdę!) i ma całkiem przyjazną bajkową grafikę (typową dla japońskich RPGów), to nie wyzbyła się ona wszelkich archaizmów tamtych lat. Każdy archetyp postaci wygląda tak samo, co na dłuższą metę jeszcze bardziej zmniejsza nasz emocjonalny związek z nimi. Umrą, nie umrą - kogo to? Losowych imion na pewno nie warto zapamiętywać! Jeśli to jest coś, co cenisz sobie w jRPGach, bo ma to mocne przełożenie na odbiór fabuły, to tutaj tego nie znajdziesz. Wręcz powiedziałbym, że historia jest tak prosta, jak trasa wszystkich dungeonów, które też nie wyzbyły się piętna początku lat 90’. A motyw końcowy uznaję za dość tani, ale przy ograniczonych możliwościach tamtych lat można było się go spodziewać - ani mru mru!
Kwestie graficznego odkurzenia zostawiłem na koniec, bo i wymówką dla tego tekstu jest upgrade do Switcha 2, który został zapowiedziany na ostatnim Directcie - a że nie było nigdy oceny wersji poprzedniej, to wypadało nadrobić. Pisząc swoje pierwsze wrażenia wspomniałem, że taka w pełni dedykowana wersja nie jest potrzebna i te słowa podtrzymuje. Nie dlatego, że nie ma w niej nic wartościowego, ale jednak powinna być rozpatrywana jako darmowa aktualizacja dla posiadaczy starszego wydania. Jedyne, co ona poprawia, to działanie gry i tekstury. A że nie uważam, by na standardy Switcha 1 tamta wersja była jakaś haniebnie zła i ładowała się długo, to sami rozumiecie. Jest tu szybciej, jest ładniej, ale w listopadzie zeszłego roku też było spoko. Dopóki nie zestawicie tych dwóch programów obok siebie, to możecie nawet nie zauważyć przeskoku.Jeśli jednak nie posiadacie jeszcze wersji z NSW1, to taka usprawniona edycja może być dobrą wymówką. To bardzo solidna porcja jRPGa. Nie jest bez wad, jest bardzo specyficzna w sposobie wyrazu, a jej największe mankamenty pochodzą właśnie z tej specyfiki. Miecz obosieczny. W tamtych latach zrobić coś takiego było zbyt ambitne. Musiało paść na wiele uproszczeń i te raz obnażone już nigdy nie wyjdą z głowy. Zresztą jest tu pewna doza wtórności, kiedy kolejny raz musimy od podstaw układać ekipę - pierwszy, drugi, trzeci raz ok, ale dalej już nie. Mieli też problem z poprawnym skalowaniem trudności, co też jest defektem tego pomysłu. Nie wiedzieli, kto jak będzie grał, więc możecie napotkać na ścianę i konieczność grindu. Nie zmienia to jednak tego, że to bardzo dobra i fajnie unowocześniona gra. Pokazuje, że ten pomysł dzisiaj mógłby naprawdę wybrzmieć, gdyby potomkowie się różnili wizerunkowo, charakterem, a ekipa starzała się naturalnie - ot pomocnik tamtego, jest teraz starszym doradcą tego itp. Jest tu urok, jest solidny system walki i naprawdę dużo contentu - jak na reprezentanta tego gatunku przystało.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie CENEGA Polska
Plusy:
Solidna turowa walka z ciągle napływającymi nowościami
Satysfakcjonująca ilość klas postaci do sprawdzenia
Poboczne rzeczy pokroju rozwoju ośrodków ubarwiają rozgrywkę - nic przesadnie rozbudowanego, ale doceniam
Odświeżenie graficzne na najwyższym poziomie - bo to praktycznie nowa gra
Specyfika, która pokazuje co krok, że przerastała swoje czasy…
Minusy:
…ale warto mieć na uwadze, że remake nie wyzbywa się wszystkich archaizmów i gameplay loop dźwiga uciążliwe elementy
Upgrade do NSW2 nie jest skokiem jakościowym nie do pominięcia - poprawa, ale spokojnie mogła być darmowa