PoP TLC Keyart-62fbd3fe9b7da622f8ef

Właściciel zdjęcia: Ubisoft

Recenzja Prince of Persia: The Lost Crown na Nintendo Switch

Sporo piasku w klepsydrze się przesypało zanim przyszło nam zagrać w kolejnego Prince of Persia. O The Forgotten Sands faktycznie zdążyłem zapomnieć, ale gracze nie zapomnieli o trójwymiarowej trylogii pełnej akcji, która święciła triumfy w latach 2003-2005. Rozgrzani zapowiedzią remake’a The Sands of Time, w głowach zaczęli rysować kolejną grę tego typu.

Szybko zamieniło się to w smutek i rozczarowanie, gdy The Lost Crown okazało się metroidvanią 2,5D. Na domiar złego to przecież ten nieszczęsny Ubisoft, kojarzony ostatnimi czasy z całym złem tego świata. Sam mogę mieć żal za zaginięcie Splinter Cella, jestem pierwszym hejterem Asasynów wszelakich, ale obiektywnie na Switchu mają się oni dobrze/bardzo dobrze. Swego czasu bardzo doceniłem Mario + Rabbids: Sparks of Hope.
2024010521375200 s
W grze Prince of Persia: The Lost Crown wcielimy się w Sargona. Jest on członkiem grupy Nieśmiertelnych, która łączy w sobie największych kozaków tamtych ziem. Są zwiastunem zwycięskiej bitwy, a każdy w pojedynkę jest w stanie poskładać całą armię. Namiastkę ich umiejętności dostaniemy w prologu przed właściwą rozgrywką, której fabuła zaprowadzi nas na Górę Qaf. Trafiamy do niej w pogoni za porwanym księciem Ghassanem. 

O gościnnych terenach trudno tu jednak mówić. Czeka na nas szczypta zagadek, sporo walki z całą plejadą potworów i jeszcze więcej powietrznych akrobacji, a wszystko to w miejscu, gdzie linie czasowe potrafią namieszać niejednemu w głowie. Premiera na Nintendo Switch, pozostałe konsole oraz PC, ma miejsce 18 stycznia 2024 roku.


Przecież ja nie lubię metroidvanii 


Z gatunku pełnego ludzkiego zagubienia i szukania nowego skilla lubię niewiele pozycji. W zasadzie bliska sercu jest jedna i nazywa się Hollow Knight. Nawet Ori, choć bardzo dobry, potrafił mnie od siebie odepchnąć. Niby jest jeszcze niedawne The Last Faith, które mocno promowałem, ale dalej mam problem uznać to za pełnoprawną metroidvanie - nie gubiłem się praktycznie wcale, a ewentualną przeszkodą był boss, nie nieosiągalna ścieżka.

Jak już ciśnie się na usta pytanie, po cholerę znów wlazłeś do tej samej rzeki, to wchodziłem do niej dla o wiele mniejszych produkcji, a wyjście ze strefy komfortu też trzeba praktykować. Zresztą nowy Prince of Persia to… jedna z lepszych metroidvanii w jakie grałem.
2024010523583000 s
Z racji częstego przemierzania znanych korytarzy, mnogości sekcji platformowych i ewentualnego błądzenia, cechą kluczową dla metroidvanii musi być system poruszania. Płynność w ruchach naszej postaci, która pozwoli nam cieszyć się samą eksploracją. I ten Sargon to bardzo zwinne bydle. Każda kolejna umiejętność tylko ubarwia jego już podstawowo widowiskowe ruchy. Przyjemność z samego skakania mógłbym śmiało przyrównać do wspomnianego Oriego, a ten często brany jest za wzór.

Mogę nie być fanem wszystkich pozycji w tym menu, ale trudno im odmówić, że stanowią przemyślaną kompozycję. Znane smaki z powietrznym dashem na czele i nutką goryczy w postaci teleportacji, przy której Sargon zostawia swoje odbicie w wyznaczonym przez nas miejscu i może do niego wrócić jednym kliknięciem - przydatne przy szybko zamykających się drzwiach. Korzystałem tylko z konieczności i nie niosło to ze sobą jakiegoś ubarwienia.
2024010522060600 s
Dzięki takiemu zestawowi te sekcje platformowe aż chce się pokonywać. Docenia się ewentualne wyzwania i cieszy na widok tych zgrabnych skoków. Cała mechanika jest po prostu strzałem w środek tarczy. Huśtamy się po kolejnych drążkach, odbijamy od ścian i nie ma mowy o ociężałości bohatera, czy niesprawiedliwościach grawitacji. Nikt nie wymyślał koła na nowo, a po prostu dopracował to, co gracze zdążyli już pokochać. Nawet mając obojętny stosunek do pobocznych wyzwań, tu z przyjemnością balansowałem między nieobowiązkowymi pułapkami.
 

Machać mieczem też potrafi 


Nie samym skakaniem Sargon żyje, a nowe Prince of Persia potrafi postawić przed graczem wyzwanie też w walce. Wymiana szermierczych uprzejmości nie ustępuje dynamice skakaniu, a i mam nieodparte wrażenie, że mocno promowana jest agresja. Moje próby rozegrania pojedynku na spokojnie, najczęściej kończyły się na deskach. O wiele pewniej czułem się w ciągłej ofensywie, co może nieco obnażać małe niedoskonałości w systemie parowania i uników.
2024010522035701 s
Absolutnie nie twierdzę, że jest źle, ale do parowania ciosu oznaczonego żółtą poświatą u wroga trzeba się przyzwyczaić. To nie Batman, gdzie mignięcie światła wymusza od nas wciśnięcie przycisku. Ono tylko informuje, że taki może nadejść, a samo wyczucie ciosu zależy tylko i wyłącznie od nas. Czasami czułem się oszukany, bo i Sargon ową gardę przytrzymuje na bardzo krótko, ale w tych momentach zawsze mogłem korzystać ze wślizgu/uniku.

Z niego korzystamy, gdy wyświetli się czerwona poświata, cechująca atak niemożliwy do zablokowania. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby z uporem Soulsowego maniaka szukać cały czas pleców przeciwnika i po prostu jeździć pod nim (bo i często ma o wiele większe gabaryty) robiąc mu mętlik w głowie. Technika o wiele bliższa sercu i wygodniejsza dla mojego Sargona. Nie sprawia, że walki przejdą się same, ale wydają się zdecydowanie łatwiejsze. Twórcy to wiedzieli, a większość wrogów robi ten delikatny odskok, żeby nam utrudnić zadanie. Wślizg czasami “wejdzie” i przejedziemy pod gościem na całej szerokości albo po takim odskoku skończymy bezbronnie tuż przed nim.
2024010821212500 s
Zresztą tego zluzowania poziomu trudności możecie chcieć tu szukać, bo Prince of Persia: The Lost Crown jest grą bez wątpienia trudną. HP Sargona szybko się kurczy, nawet jeśli dopakujemy je u konkretnej osoby lub przywdziejemy odpowiedni amulet.

W grze funkcjonuje system amuletów, gdzie każdy ma przypisaną wartość i niesie ze sobą różne udogodnienia. Dostępne miejsce z czasem poszerzymy, a wymieniać przypisane możemy przy specjalnych drzewach, które stanowią jakże miłe dla oka ogniska/checkpointy.

O walkach z podrzędnymi rywalami nie wspominam, bo choć potrafią napsuć krwi i zabrać sporo zdrowia przy naszej nieuwadze, tak nie mają podjazdu do bossów. Tym często towarzyszy efekt wow. Jest tu pierwiastek tej epickości, gdzie czujesz nutę presji, jednocześnie doceniając ich design i grafikę. Różnorodność w walce zapewniają specjale, którymi możemy dysponować po załadowaniu odpowiedniego paska. Często stanowią ważny punkt naszej taktyki.
2024010521440800 s

I Switch też lubi Sargona  


Bo nawet na Switchu ta gra wygląda ładnie. Działa bardzo płynnie i mówi się w jej kontekście o, jakże nietypowych dla nas Switchowców, 60 klatkach na sekundę . Dużo dobra dzieje się w tle, widoki bywają genialne, nawet jeśli wiesz, że nigdy tam nie trafisz i Cię to nie dotyczy. Miło popatrzeć, a jeszcze milej o tym pisać, kiedy to wreszcie nie czujesz się jak gracz drugiego sortu, łapiąc za edycję na Nintendo. Domyślam się, że gdzieś tam wygląda ładniej, działa płynniej i odbiór jest lepszy, ale nie muszę odsyłać do innych kontrolerów i konsol. Wszyscy z pre-orderem na sumieniu - jesteście bezpieczni!
2024010523452500 s

Wiesz gdzie iść 


Zakładam, że da się wyczuć z tekstu wysoki poziom prezentowany przez każdy element składowy, ale wracam do swojej gatunkowej niechęci. To że jest coś wybitne, niekoniecznie oznacza, że musi nam się podobać. Każdy ma swoje preferencje, a Ubisoft wychodzi z propozycją dla tych, których błądzenie odtrąca. Dla mnie i dla innych metroidvaniofobów. W grze dostajemy możliwość oznaczenia celu. Nie pokaże on nam dokładnej trasy, nie rozłoży czerwonego dywanu, ale zdecydowanie umili czas tym nieprzekonanym. Lubię wiedzieć, że lewo, które teraz przemierzam jest bliższe prawdy, niż prawo, w którym bezskutecznie próbowałem szukać szczęścia. Purysta powie, że oszustwo i powiniem błądzić, ale szanuje swój czas, a lista gier do zrecenzowania nigdy mi się nie kurczy - mam nadzieję, że da się to zauważyć. Jest to opcja subtelna, niepsująca frajdy w żadnym stopniu, a ewentualną mapę musimy kupić, jak każdy inny.
2024010521491100 s
Jakże banalnym dodatkiem jest też system robienia zdjęć, który pozwala nam w bardzo intuicyjny sposób zapisywać te fragmenty mapy, gdzie ewidentnie czegoś nam brakuje w danej chwili. Jakaś skrzynia czekająca na spenetrowania w późniejszym etapie rozwoju Sargona. Proste, wygodne, skuteczne.

Człowiek mógłby się czepić, że historia tyłka nie urywa, a dialogi bawią umiarkowanie i te obrazki przy postaciach delikatnie odstają jakością od reszty. Są to jednak detale w drodze ku doskonałości. Nie można ich lekceważyć, ale giną przy udanym całokształcie. Prince of Persia: The Lost Crown, choć wychodzi w styczniu, powinna o sobie przypomnieć przy nagrodach pod koniec roku. Aż człowiekowi zachciało się wrócić do tej najpopularniejszej trylogii. A to też dowód na to, że duch Prince of Persia nie zaginął na tym metroidvaniowym polu.

Dziękujemy firmie Ubisoft za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

Płynna mechanika poruszania postaci, która swoim poziomem zachęca do eksploracji

Thumb Up

Dynamiczna i efektowna walka

Thumb Up

Świetni bossowie

Thumb Up

Góra Qaf często zauroczy widokami

Thumb Up

Wygodne opcje dla nieprzekonanych do gatunku i tych chcących zrobić wszystko na 100%

Thumb Up

Działa i wygląda świetnie na Switchu - nie czujesz się jak gracz drugiego sortu


Minusy:

Thumb Down

Obrazki mówiących postaci mogłyby mieć nieco więcej życia

Thumb Down

Historia na kolana nie rzuca

9 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz