Goblin Slayer to light novelki, na których podstawie powstały manga i anime. Historia napisana przez Kumo Kagyu i zilustrowana przez Noboru Kannatsukiego doczekała się swojej pierwszej growej adaptacji. Obaj twórcy towarzyszyli deweloperom z ApolloSoft Inc. w stworzeniu sRPGa - taktycznej wariacji na modłę takich gier jak seria Fire Emblem czy Tactics Ogre.
W grze wcielimy się w młodą dziewczynę, która przejmuje dowodzenie nad gildią podróżników po swoim zmarłym ojcu. Szybko jej drogi krzyżują się z krwawą księżniczką i innymi wyjątkowymi wojownikami. Razem będą stać na straży tajemniczego artefaktu, którego moc obiecuje przywrócenie do życia zmarłych. Z premedytacją napisałem o tym w kategorii sRPG, bo i tak promowana jest gra. Tak też zostałem oszukany... Jako miłośnik gatunku szybko naprostowała mnie prawda skrywana za Goblin Slayerem (z o wiele za długim podtytułem, by go przytaczać). Pierwsze przesłanki przyszły, zanim w ogóle dane mi było przesuwać jednostki po klasycznych kafelkach. 30 min gadki w visual novelkowym stylu. W ładnej oprawie, z japońskim dubbingiem, ale już wtedy można było mieć wątpliwości.
Tendencja ta zachowuje się na całej szerokości, a balans między dwoma gatunkami jest srogo zachwiany. Jeśli nastawiasz się na fajną przygodę pełną taktycznych misji, to należy zrewidować swój pogląd. Wiele bym nie skłamał, pisząc, że Goblin Slayer to visual novelka w takim samym stopniu, jak sRPG. I nawet jeśli doceniam styl artystyczny, to fabuła jest infantylna, a postaci niekoniecznie angażujące, bym miał ten stan rzeczy zaakceptować. Gra niewiele robi, by wybronić swoją taktyczną twarz w starciu z fanami gatunku. Na kafelkowym polu bitwy jest to twór bardzo przeciętny. Nie silący się na żadne innowacje, a i często niemiło zaskakujący biernością przeciwnika. Wyobraźcie sobie, że wrogowie przesuwają się w jakimkolwiek kierunku, dopiero gdy się do nich zbliżymy... Raz, że można tego nadużywać i wykańczać ich małe grupki, a dwa… to po prostu głupie. Rozstawisz pułapki, żeby spowolnić/uszkodzić wroga? Zbędne, bo oni nawet nie chcą do Ciebie iść. Samo to wywraca jakiekolwiek taktyczne zacięcie tej produkcji.
Inna sprawa, że w naszych szeregach pełno anonimowych postaci. Nawet jeśli dostaną swój głos, coś tam okazjonalnie powiedzą w “cut-scence”, to do bitwy przystępują jako “niedźwiedzi kapłan”, “giermek” czy wspomniana “krwawa księżniczka”. Nawet jeśli chciałbyś się z nimi zżyć i przejmować ich losem, jakby to był Fire Emblem (choć tu permadeath nie stwierdzono) to gra Ci to utrudni. Mógłbym wspomnieć, że trzecią warstwą tej rozgrywki jest tu zarządzanie ekwipunkiem i rekrutacja nowych żołnierzy, ale system ten jest tak zwyczajny, że nawet debiutując w gatunku, każdy się połapie bez trudu. Jedyne “novum”, jakie chcieli tu zaimplementować, to zwiększenie obrażeń po udanym rzucie kostką. Jest to boost dostępny w limitowanych ilościach, a niepowodzenie w sumie nie ma żadnych konsekwencji, co tylko przypomina mi, z jak płytką produkcją mam do czynienia.
Goblin Slayer jest produktem skierowanym stricte dla fanów anime/mangi. Oni może odnajdą tu więcej nawiązań do świata, który kochają. Kto wie, może tam faktycznie wszyscy funkcjonują jako pozbawione imion klasy bojowe. Tak czy inaczej, to bardzo kiepsko przekłada się na język tej konkretnej gry. To po prostu rzut byle czym, w określony target, który przyjmie wszystko. Jako fan sRPG jestem zniesmaczony.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Red Art Games