Roguelike to od wielu lat bardzo popularny gatunek gier. Przyciąga on dynamiczną rozgrywką
Premiera Flame Keeper miała miejsce 17 marca 2023. Producentem jest polskie studio Kautki Cave, a wydawcą Untold Tales.
Fabuła
Intro pokazuje atak rogatych demonów na istoty przypominające lisy i żyjące w świecie Orbis. Lider potworów podmuchem gasi życiodajne ognisko małych Vulpisów. Wydaje się, że zagłady nic nie powstrzyma!
Wtedy pojawia się nasz bohater, o imieniu Ignis, dający wycisk czarnym charakterom w iście hollywodzkim wydaniu. Kopniaki, skoki i piruety! Ratuje on ognisko i naszych małych przyjaciół.
Jednak zagrożenie nie zostało zażegnane. To dopiero początek przygody!
Mechanika gry
Ponieważ Flame Keeper jest roguelikiem to od razu wiemy, że będziemy mieli do czynienia z generowanymi losowo światami czy częstymi zgonami i zaczynaniem od początku. Innym przedstawicielem tego gatunku jest np. Hades (recenzja tutaj).
Po rozpoczęciu przygody naszym oczom ukaże się ponury i szary las, a my zostajemy przeprowadzeni przez przyjemny samouczek.
Sterowanie jest proste i intuicyjne. Przycisk “B” to skakanie nad przeszkodą. Bumper “R” to zryw, umożliwiający uderzenie we wrogów czy chociażby strącenie z drzew kul energii. Trigger ZL to przelewanie swojej energii do totemu czy ogniska.
Jednak co to za kule energii oraz po co przekazywanie jej do innych obiektów? Aby ukończyć dany poziom, naszym zadaniem jest rozniecenie “Wiecznego Płomienia”. Aby to się stało, przelewamy część swojej energii życiowej. W końcu jesteśmy chodzącym ognikiem. Jednak nie jest to takie proste. Ognisko składa się z 4 lamp. Na początku poziomu posiada ono tylko 1 z nich. Chodząc po planszy, pokonujemy przeciwników i znajdujemy kolejne. Następnie przynosimy je do paleniska. Ten zabieg umożliwi uzupełnienie kolejnego segmentu “ognia”. Gdy uzupełnimy go w pełni, ogień zapłonie, a my ukończymy poziom.Jak wspomniałem, lampy znajdujemy w ołtarzach. Aby je zabrać, musimy uzupełnić jej energię kosztem swojego życia. Dopiero wtedy lampa zostanie uwolniona i będziemy mogli ją zabrać. Tak samo jest w przypadku “małych totemów”. Oddanie części swojej energii spowoduje ich otwarcie i zebranie np. nasion. W przypadku dużych totemów musimy znaleźć na danym poziomie jego brakujący element. Duże totemy zawierają zazwyczaj rzadziej dostępne surowce.
Z jednej strony, przelewamy życie do ogniska, z drugiej do totemów. Można by pomyśleć, że żyjemy nieustannie na krawędzi. Na szczęście pasek zdrowia można uzupełnić. Wystarczy zwrócić uwagę na mijane drzewa. Jeśli widać na nich świecące pasy, wystarczy uderzyć w nie zrywem, aby strącić kule energii z gałęzi. Uzupełnią one nasze zdrowie. Oczywiście z pokonanych przeciwników również mogą wypadać takie kule. Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest, że nasi lisi towarzysze żyją w domkach na przechodzonych przez nas poziomach. Jeśli w okolicy domku pojawi się kula energii, a my jej nie zbierzemy, to nasi przyjaciele zrobią to sami i koło domku pojawi się skrzynia ze wszystkim, co znaleźli.
W trakcie przygody zbieramy również nasiona, żołędzie czy kolce. Wykorzystujemy je następnie w wiosce, o której za chwilę.
Pokonując przeciwników, możemy natrafić na zwoje, będące naszymi umiejętnościami. Przykładowo może to być odepchnięcie pobliskich przeciwników, rozlanie lawy dookoła naszego bohatera czy uderzenie wielkiego młota z powietrza. Po jego użyciu musi chwila upłynąć, aż będzie ponownie dostępny. Znajdując inny zwój, możemy podmienić obecnie wykorzystywany na nowy.
W trakcie naszej podróży będziemy znajdywać części run. Każda runa składa się z 4 elementów. Mając całą runę, możemy ją wsadzić w wolny slot i korzystać podczas zabawy. Runy mogą np. zwiększać nasze obrażenia albo zasięg ślizgu. Run jest w sumie 20.
Pokonywane poziomy są generowane losowo, a ich rozmiar bywa różny. Są one zapełnione kamieniami, drzewami, domkami naszych przyjaciół czy skrzynkami. Platformy nie posiadają ścian, więc trzeba uważać, żeby nie spadać. Na przeczesywanych terenach spotkamy rozmaitych przeciwników. Podziemne robaki, pająki zastawiające na nas pułapki na drzewach, olbrzymie skorpiony czy rogate demony to tylko niektóre z nich. Co ciekawe, nawet jeśli wszystkie pokonamy, to po jakimś czasie pojawią się nowe. Technika, wybijania pojedynczo wszystkich i chodzenia po pustej i bezpiecznej planszy tutaj nie zadziała.
Dostajemy kilka różnych biomów do odwiedzenia. Pierwszy to “Poszarpane równiny’ z takimi poziomami jak “Krecia Jama czy “Pajęcza pułapka”. Drugi biom to “Pustynia Wichrów” z “Kolcami zguby” czy “Doliną skarabeusza”. W sumie są 4 biomy, a każdy z nich składa się z 3 poziomów.
Aby pokonać poziom (np. Krecią Jamę) trzeba przejść kilka jej plansz. Na początkowych etapach całej zabawy są to tylko 3 plansze, ale później się to rozwija. Ostatnia z tych plansz wygląda jednak trochę inaczej. Widzimy wielki kocioł na środku planszy oraz 3 ścieżki, zakończone portalami. Jak łatwo się domyślić, przez portale przechodzą wrogowie, a naszym zadaniem jest obrona kotła. Musimy tak wytrzymać 5 minut. Na wrogiej ścieżce możemy, korzystając z naszej energii, budować przeszkody takie jak kolce czy spowalniająca maź.
Gdy uda nam się przetrwać odblokujemy kolejny poziom w danym biomie i stopniowo posuwamy całą historię do przodu.
Każdy poziom kończy się podsumowaniem informującym nas o czasie, w którym ukończyliśmy poziom, liczbą zabitych przeciwników, zdobytych totemów czy zasobów.Pomiędzy poziomami czy biomami odwiedzamy wioskę Vulpisów, czyli naszą bazę wypadową. Dzięki zdobytym nasionom i żołędzią możemy ją rozbudować. Da nam to możliwość np. odblokowania slotów na runy oraz wykorzystania ich, o ile znajdziemy je w trakcie podróży.
Śmierć oznacza oczywiście koniec zabawy na danym poziomie. Możemy go wtedy powtórzyć lub wrócić do wioski i rozważyć rozbudowę w celu wzmocnienia swojej postaci.
Gra posiada polskie napisy!
Audio i Grafika
Intro jest całkiem klimatyczne i fajnie nastraja do zabawy. Później, oprawa graficzna, postaci i odwiedzane światy wyglądają przyzwoicie. W teorii poziomy nie są duże, ale zawierają dużo różnorodnych elementów i w tej kwestii nie wieje nudą. Muzyka oraz udźwiękownie są zadowalające. Nic nie zapada w pamięci, nic nie zapiera tchu w piersi, ale w odróżnieniu od wielu innych gier, nie wyciszałem dźwięków po 20 minutach zabawy.
Rozgrywka
Przyznaję, że przy Flame Keeper bawiłem się świetnie. Szybka i dynamiczna rozgrywka. Fajna mechanika i intuicyjne sterowanie.
Walka dała mi bardzo dużo satysfakcji, a poziomy defensywne parę razy sprawiły mi nie lada wyzwanie. Moja śmierć mobilizowała mnie do powtórki poziomu i wytężenia swojej koordynacji, aby wyjść zwycięsko z kolejnych poziomów.
Poziom trudności w teorii nie jest wysoki, ale regularne przekazywanie energii do ogniska czy totemów, powoduje, że musiałem być ciągle uważny i balansować na “rozsądnym” poziomie życia.Fajne i “rozsądne rozmiarowo” poziomy nie przedłużają przejścia poziomu w nieskończoność i nie nudzą. Są skrojone w sam raz na przyjemną i emocjonującą rozgrywkę.
Przyjemnym dodatkiem jest języki polski, choć nie ma tu rozbudowanych dialogów. Gra w chwili obecnej kosztuje około 50 złotych. Jest to bardzo dobra cena za tak ciekawy tytuł.
Nudą wieje tylko trochę w mieście. Nie ma tam za dużo do roboty i przyznam, że odwiedzałem je sporadycznie. Jednak to jest drobna sprawa.
Podczas swojej zabawy zauważyłem, że o ile w trybie handheldowym wszystko działa, jak należy, o tyle po podłączeniu konsoli do telewizora zdarzały się dość regularne spadki wydajności.
Dziękujemy firmie pr-outreach za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Mechanika — Proste i intuicyjne sterowanie i walka
Oprawa graficzna — Przyjemna dla oka
Język polski — A dokładnie jego obecność w napisach
Minusy:
Rozwój miasta — Ten element mógłby być bardziej rozbudowany
Muzyka — Jest ok. Po prostu ok
Przycinki — Choć mam nadzieję, że jakaś aktualizacja po premierze to rozwiaże