Recenzja* Deltarune (Chapter 1-4) na Nintendo Switch 2
Jak ocenić grę, która jeszcze nie dojechała do mety? Nawet nie ma co pisać, że ja ten tytuł ukończyłem, bo nikt go nie ukończył. Inna sprawa, że nie wiadomo, kiedy ktokolwiek to zrobi, bo Deltarune postawiło na model epizodyczny. Podobno mamy mieć 7 rozdziałów, a na start Switcha 2 dostaliśmy pierwsze 4 (do dwóch darmowych doszły dwa płatne, przy czym każdy kolejny możemy uznać za już zakupiony i pojawią się one na naszych kontach w odpowiednim czasie). Zanim ktoś zacznie otwierać szampany, że to półmetek i zaraz finiszujemy, to przypomnę, że pierwszy epizod trafił do graczy 2015 roku.Toby Fox nie ma zamiaru się spieszyć ze swoim nowym dzieckiem, które kontynuuje ogromny sukces gry Undertale. Deltarune (zbieżność literek nieprzypadkowa) działa na podobnych zasadach, w podobnym stylu, w tym samym uniwersum, ale z racji dłuższego gotowania w tym garze może sobie pozwolić na znacznie więcej.
Znów dostajemy jRPGa (?) o dużej dowolności w prowadzeniu akcji. Po złudnej obietnicy tworzenia postaci, gra przebija czwartą ścianę, wyznacza milczącego Krisa na protagonistę i przedstawia go w roli nękanego ucznia szkoły, który w alternatywnej rzeczywistości ma być wielkim bohaterem. Do Dark World trafia ze szkolnym osiłkiem Susie, a całość rozpocznie się od typowego szukania drogi powrotnej do domu. Czy jednak ta alternatywa, gdzie jesteś budzącym postrach bohaterem, nie będzie dla nich zbyt kusząca w przyszłości?Każde nasze działanie ma tu mieć znaczenie, co w szczególności dotyczy walki. Tam, w jej turowym systemie, nie jesteśmy ograniczeni do wyboru ataków. W zasadzie gra zachęca do polubownego zakończenia sporu. Przekonania przeciwnika, że to nie ma sensu, udobruchania go lub przepędzenia, ale z głową na karku. W tej grze podobnie jak w Undertale, możesz być pacyfistą. I choć krnąbrna i ofensywnie usposobiona Susie może to utrudniać, to Twoja w tym głowa, jeśli chcesz kogoś oszczędzić. Zabij, odpuść, nic mi do tego - Toby Fox na pewno jest na każdą ewentualność przygotowany.
Trudno tu jednak jednoznacznie ten element ocenić. Undertale stanowił całość (stosunkowo krótką) i łatwiej było się namówić na powtórkę, by sprawdzić, jak można zamieszać w wirtualnych głowach NPCów. Deltarune złożony z wielu epizodów trwających mniej więcej 3-4h, będzie takie podejście znacząco utrudniał i jeszcze może nas swoimi łańcuchami zależności zaskoczyć. Na ten moment, choć spotykam postacie doskonale znane z Undertale, to trudno mi tę ciągłość realnie wycenić. Na to tak naprawdę przyjdzie czas, gdy już gra zostanie zamknięta. Wtedy przekonamy się, w którą stronę skręci ta opowieść i ile tam faktycznie będzie dróg do obrania. Jednak po tej otrzymanej próbie - i tu mowa zarówno o Undertale, jak i 4 rozdziałach Deltarune - można śmiało zakładać, że nikt się nie zawiedzie. Urok tkwi tu w bardzo ludzkich, często zabawnych dialogach. Toby raczej się nie wyłoży na swoim osobliwym stylu.
Deltarune wypada przede wszystkim docenić za to, jak mocno rozwija przyjęte wcześniej motywy. Może nie graficznie, bo od tego wciąż można się odbić, bazując na samych screenach - to błąd już z czasów Undertale - ale w podejściu do samej rozgrywki. O wiele lepiej wypadają walki, gdzie w fazie obronnej musimy serduszkiem unikać wszystkich punktów stycznych na dość ograniczonym polu manewru. To już działało super u poprzednika, dając nam realny wkład w walkę, a nie ten podyktowany levelem i siłą naszej postaci (inaczej nie miałoby to sensu, bo pacyfista punktów doświadczenia nie dostaje i tkwi na pierwszym poziomie). W delta znacznie się to rozrasta. Jest tu o wiele większa różnorodność, czasami nawet mini-gierka, a i w trakcie biegania również napotkamy sekwencje działające na podobnych zasadach - wtedy to serce pojawia się faktycznie w naszej postaci, a my musimy manewrować między przeszkodami. To angażujący dodatek i niepozwalający nam oderwać wzroku od ekranu.Takie luźniejsze podejście utrudnia to do spółki z angażującym tekstem, fajnymi postaciami, czy frywolnym przedstawieniem świata, który zawsze może zaskoczyć. Tu nie tyle trzeba się mieć na baczności, co po prostu warto się mieć na baczności, bo to dopieszczona i mądrze rozpisana gra. Jej główny defekt, który mocno mi ciąży na sumieniu, to pewna łopatologia w byciu pacyfistą. Konieczność rzucenia prostej komendy przekonującej i dopiero nakłonienia do ucieczki z walki następną z postaci. Przy większej ilości wrogów, a już na pewno przy powtarzających się jednostkach, to bywa sztucznie przeciągnięte. Rozumiem, że nie ma na to lepszego obejścia, ale ta dedykacja do wyzbycia się przemocy mnie męczy. Może to część gry Toby’ego z graczem? Może ona ma męczyć, żebyś w końcu im przywalił? Jeśli tak, to się udało.
Próżno tu jednak szukać jakiegoś wabika dla tych, którym nie podobało się Undertale. Na pewno jest to projekt większy, ale wciąż taplający się w tych samych założeniach, które tak samo was od tej pozycji odbiją. Specyficzna, ale zdecydowanie wyjątkowa pozycja. Wiele było podjętych prób, żeby ją sklonować, a jednak nikt nie sprostał wyzwaniu. To za dobry mix. Nawet jak poczujesz zmęczenie tymi mechanikami i tą (nie ukrywajmy) biedą oprawy - a wiem, bo sam to miałem - to i tak zostaniesz na dłużej, bo te postacie Cię z tego świata nie puszczą.
Ocena naturalnie na bazie płatnego wydania rozdziału 1-4. Może ona ulec zmianie po wydaniu kolejnych, ale wydaje mi się, że tylko w górę, bo Toby Fox raczej przyzwyczaił do nie schodzenia poniżej pewnego poziomu.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie 8-4
Plusy:
Fantastyczne dialogi
Ciekawie przedstawiony i intrygujący świat
Fajne podejście do rozstrzygania sporów w walce
Wyraźne rozbudowanie elementu zręcznościowego z Undertale
Minusy:
Bycie pacyfistą bywa tu po czasie uciążliwe i zbyt prostolinijne - chyba smutne życie mają Ci ludzie w grach
Na ten moment jest to pozycja nieskończona i patrząc po częstotliwości wydawania kolejnych rozdziałów, to nie wiadomo, kiedy tam dojedzie