Farmagia Header Logo

Właściciel zdjęcia: Marvelous

Recenzja Farmagia na Nintendo Switch

Na naszej stronie recenzowane już były tytuły studia Marvelous. Pamiętam doskonale zarówno Trinity Trigger, jak i Silent Hope. Były one nośnikiem fajnych pomysłów, które zostały obudowane dość wtórnymi i “zwyczajnymi” (wybaczcie za brak lepszego określenia) grami. W teorii nie robiły nic złego, a w praktyce szybko się przechodziło do następnej. I o ile Farmagia nie jest zbliżona gatunkowo, to powiedzmy, że nie wspominam o poprzednikach totalnie od czapy.
2024110115395901 s
W Farmagii poznamy magiczną krainę, która podzielona na 5 kontynentów funkcjonowała dostatnie i z uśmiechem na ustach. Wszystko pod przewodnictwem wielkiego i lubianego władcy. Sielanka kończy się wraz z jego śmiercią i zwolnieniem najważniejszej posady. Konflikt był nieunikniony, a wizja jego samozwańczego następcy daleka od ideałów pozostałych. To oznacza wojnę, a wojna ingerencję Farmagów - ludzi potrafiących generować potwory i nimi dowodzić. Jednym z nich będzie chłopak o imieniu Ten, raczkujący w tym magicznym fachu.

Farmagia intrygowała już na bazie pomysłu, kiedy to obiecano nam krzyżówkę farming sima z późniejszym dowodzeniem wyhodowanymi oddziałami w walce. Zamiast sadzenia ziemniaków, podlewasz ognistego wilka.
2024110115463100 s
Samo farmienie nie jest jednak przesadnie rozbudowane i raczej podchodzi do wszystkiego bardzo bezpiecznie. Sadzonki zbierasz z wypraw bitewnych/misji, a na działania wewnątrz farmy masz ograniczone punkty. Można to górnolotnie przyrównać do motywu ze Stardew Valley, gdzie postać po jakimś czasie padała, ale umówmy się, byłoby to zbyt szczodre dla samej Farmagii.

Masz pole, przygotowujesz je pod uprawę, sadzisz, podlewasz, wyjmujesz. Cały proces zależny jest od wielkości stwora i czasu potrzebnego na wyklucie. Więcej zmian nie przewidziano, a nasza ciekawość szybko przeminie. Jest to idea tak samo ciekawa, co i zbędna. Nie idzie z tym w parze żadna większa intryga i ciekawość początkującego Farmaga. To bardziej żmudny obowiązek przed wyruszeniem w drogę.
2024110115540900 s
Na polu bitwy jest to wszystko rozegrane równie bezpiecznie. Każdy przycisk odpowiada za jeden z czterech przygotowanych przed misją oddziałów i spamujemy nimi we wroga, dbając o sukcesywne parowanie. Musieli nam przygotować coś, co sprawi, że nie będziemy tak bierni w walce, jednak ten system osłony działa przeciętnie. Nie wymaga zbyt wiele, okienko czasowe ma dość szerokie i motywawane jest tym, że napełnimy dzięki temu pasek, którym szybciej zmieciemy przeciwnika z planszy. Te wszystkie fuzje i ciosy specjalne są urocze przy pierwszym kontakcie, ale szybko wyczerpują swoją nomen omen magię. Wielokrotnie też zdarzyło mi się oberwać, choć wróg nie powinien mnie trafić. Widać, że bardzo mocno chcą nas przekonać, że musisz blokować każde machnięcie rywala… 

Misje mają konstrukcję quasi-rogalową, gdzie dungeon podzielony jest na mniejsze areny, po których przemieszczamy się teleportami. Te dobieramy zależnie od pożądanej nagrody i… wciąż monotonia nieunikniona.
2024103122241600 s
Jest jedna rzecz, z którą Farmagia radzi sobie wyraźnie lepiej na przestrzeni 12 rozdziałów. Za styl artystyczny odpowiada Hiro Mashima, twórca popularnego Fairy Tail, a całość wygląda jak manga/anime. Naprawdę dopieszczone są te wszystkie obrazki i nawet jeśli zazwyczaj prezentują tylko wypowiadającą kwestię postać (trochę styl visual novelek), to robią to z należytą prezencją. Te kolory czarują, dorzucając swoje niezbędne trzy grosze do świata przedstawionego.
2024110115504000 s
Nie mogłem się oprzeć nieustannemu wrażeniu, że Farmagia się trochę zgubiła. Ludzie ją chwalą, doceniają tę gameplayową spiralę (ładne słowa na kręcenie się w kółko), ale to nie jest gra na Switcha i duże konsole. Jej całe jestestwo wręcz krzyczy o port na telefony komórkowe. Prostota sterowania, interfejs przenoszący nas do głównych obszarów (bez przemieszczania się postacią po nich), bezpieczny minimalizm w każdym polu- iOS już się nie może doczekać!

I wiadomo, że w mobilki też się da grać. Powtarzanie tych samych działań wielu potrafi oczarować - ze względów gamingowego bezpieczeństwa, czyli braku konieczności zgłębiania mechanik - ale pytanie, czy Ty jesteś jednym z tych graczy? Do mnie nie przemówiła ta monotonna spirala ciągnięcia za sobą stada potworków. Raz, że szybko się to wyczerpało wizualnie, a dwa… mało rodzajów na was tu czeka. Bardzo wygodnie postawiono na reskiny/ewolucje, które w szerszym obrazie zmieniają niewiele. Nikt nie zamierza rozwijać tutaj taktyki, a użyteczność potworów chyba nigdy nie była dla mnie odczuwalna. Ot, idą sobie. Raz czerwone, raz niebieskie. Ktoś obiecał, że to coś zmieni, ale nie zmieniało wiele.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Decibel PR


Plusy:

Thumb Up

Styl artystyczny, o który zadbał Hiro Mashima

Thumb Up

Względna prostota - mechaniki banalne do opanowania, co może być kuszące dla szukających relaksu w grach…


Minusy:

Thumb Down

…choć mi ten brak polotu na wielu płaszczyznach (negatywnie) kojarzy się z grami mobilnymi

Thumb Down

Wtórność - na farmie, w walce, w szeregach zespołu

5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz