Recenzja Disney’s Epic Mickey: Rebrushed na Nintendo Switch
Trójwymiarowa platformówka, która rozkochiwała w sobie młodszych graczy i była obiektem westchnień tych, którzy nie mieli Nintendo Wii. Epic Mickey oryginalnie pojawił się w 2010 roku i został ciepło przyjęty przez recenzentów - tj. oceny w okolicach 7/10. Jak mogło być inaczej, jeśli do głosu dochodzi najpopularniejsza mysz na świecie? Dodatkowo wokół niej kilka rozpoznawalnych postaci i model rozgrywki nastawiony na latanie Wiilotem.
Mało które odświeżenie gry spoza mocarnego wora własności intelektualnych giganta z Kioto, cieszy graczy Nintendo Switch tak mocno, jak odpędzlowany Epic Mickey. Seria przepadła na swojej drugiej odsłonie z 2012 roku, kiedy to spróbowała przenieść magię pierwowzoru na wszystkie sprzęty. Nawet jeśli nie była to gra zła, to sprzedaż nie porwała do kontynuacji.
Za proces odrestaurowania całości zabrało się Purple Lamp Studios, które do tej pory romansowało z wydawcą THQ Nordic przy platformowych przygodach kanciastoportej gąbki - The Cosmic Shake TUTAJ. Ich praca w obrębie cenionej marki satysfakcjonowała na tyle, że pozwolono im pokolorować ten świat, który zostanie udostępniony graczom 24 września 2024 roku.
…więc chodź pomaluj mój świat
Wybaczcie banalne nawiązanie w powyższym tytule, ale wiele oczywistych rzeczy należy odhaczyć na starcie. Epic Mickey Rebrushed to remaster, który przede wszystkim przeniósł grafikę we współczesny klimat, jednocześnie starając się zmienić jak najmniej, by przypadkiem niczego nie zepsuć. Zaznajomieni niech nastawiają się na wspomnienia, a nowi przeniesienia machania pędzlem na nowe konsole. W przypadku Switcha mówimy naturalnie o współpracy z żyroskopem, który może nieco ubarwić młodszemu towarzystwu tę przygodę. Osobiście, jeśli mam wybór, to steruje analogami. Wybaczcie, ale tu o żadnym machaniu przed ekranem nie może być mowy. Działa, ma się dobrze, ale więcej wam nie powiem.
Fabularnie Miki przenosi się do obcego wymiaru, ale nie jest to ten, o którym myślicie, patrząc na screeny. Zanim znajdzie się w trudnym położeniu, gdzie na szali będzie jego serce, twarz Disneya mocno namiesza farbami i rozpuszczalnikiem. Przechodząc przez lustro, zakrada się do makiety miasta stworzonej przez maga, którą dewastuje w swój nieporadny sposób. Mijają miesiące, a świat za lustrem da się zapomnieć. Wylane zło jednak rosło przez ten czas w siłę i pamięta, kto jest odpowiedzialny za całe zamieszanie. Myszka zostaje wciągnięta siłą wewnątrz cieknącej makiety, gdzie w bardzo ponurym uniwersum pozna prawdziwe sedno problemu.Domyślam się, że w platformówkach nie przykuwa się zbyt dużej uwagi do historii, ale ta z Epic Mickey zasługuje na uznanie. Jeśli nie totalny zachwyt, to kiwnięcie głową z aprobatą. Nawet nie mówię o postaciach drugoplanowych, które doskonale znają fani kreskówki, bo ich obecność zawsze niesie dodatkową magię (i nie mam zamiaru zdradzać personaliów), a o trzonie opowieści. Tym, który prezentuje zapomniane oblicze Disneya. Zanim powstała Myszka Miki, w tamtejszych krótkometrażówkach występował Królik Oswald. O jego dominacji trudno mówić, bo wystąpił tylko w 27 bajkach na przestrzeni 11 lat, a stało się tak z powodu wymyślenia bardzo zbliżonej wyglądem Myszki. Ona chwyciła za wyobraźnie ludzi, on niekoniecznie. Idealnie wpisuje się jako największy roszczeniowiec tego pozbawionego koloru świata. Zapomniany, zepchnięty na bocznicę, pozbawiony serca.
Rozpuszczalnik, aceton techniczny, zmywacz
Miki do tego świata trafia z pędzlem, który od samego startu ma dwie możliwości. Może kolorować lub rozpuszczać barwy. Gra zamierza dać nam wpływ na wygląd otoczenia w ograniczonym przez nią zakresie. Istnieją całkiem spore połacie terenu, które czekają na naszą reakcję - pomalowanie lub wręcz przeciwnie. Służy to w głównej mierze do całkiem przyjemnych i efektownych zagadek środowiskowych. Jedne rzeczy trzeba będzie wprowadzić w ruch, inne zatrzymać. Kolor nadaje się do tego idealnie.
Nawet jeśli nie napotkacie łamigłówek, które zatrzymają wasz progres (to nie ten gatunek jakby nie patrzeć), to ja je tu sobie chwaliłem. Miło było wprowadzać w ruch niektóre elementy otoczenia, czy w ogóle malować sobie bezpieczną trasę. Wizualnie to się po prostu broni. Łatwo sobie wyobrazić, jak to zachwycało te kilkanaście lat temu.
Mysia furgonetka
W grze występuje wyraźny podział na quasi-otwarte krainy w pełnym trójwymiarze i luźniejsze platformowe perełki w 2,5D. Te pierwsze są wiodące i poza skokami oraz wspomnianymi zagadkami, będziemy mieli możliwość rozmów z NPCami. Poszerzenia swojej wiedzy o świecie i przyjęcia od nich misji dodatkowych. Niestety, choć trudno narzekać na ich ilość, to jakość zadań pozostawia sporo do życzenia. To ogólnie jeden z większym problemów Epic Mickey - konstrukcja zadań. Jeśli ktoś ma wysoko rozwiniętą awersję do fetch questów, to zaleca się ostrożność przy tym tytule. W znacznej większości to wręcz śmiejące się nam w twarz banały, wysyłające nas z kąta w kąt. Aspekt gry tak nudny, że całą moją uwagę skupiałem na tym, żeby przypadkiem jakiejś NIE zrobić. W 2010 musieli się zachłysnąć RPGowością i jakiś pierwiastek tu wprowadzić. Kompletnie zbędny, nijaki i nie pasuje do platformówki, w której chcesz po prostu poskakać.
Głowa moja szybko starała się wędrować do tych prostych platformowych perełek, do których przenosimy się obrazami. Stanowią one często pomost do kolejnych otwartych krain. Są wizualną perełką i mają odtwarzać bajki Disneya. Ich konstrukcja jest prosta, czas trwania niestety krótki, ale zachwyt nieunikniony. Opierając grę tylko na nich, pewnie daleko by nie zaszli, ale jako krótkometrażowy niezbędnik pchający fabułę naprzód są idealne. Bardzo dobra odskocznia od szarych i ponurych terenów 3D - oczywiście takie mają założenia fabularne, a nie, że się ich czepiam.
Niema mysza i nie ma emocji
Mam lekkie obiekcje co do prezentacji całości. Sposobu podania. Daleki jestem od czepialstwa w kwestii grafiki, bo ta, choć czasami zaskoczy jakąś doczytującą się teksturą (#Switch), to jest schludna i adekwatnie czarująca. Młodsze towarzystwo powinno być zachwycone tak samo, jak to z 2010, które z młodością ma już niewiele wspólnego.
Mój zarzut dotyczy warstwy audio. I tu dwie kwestie - jedna do naprawienia, druga zaniechana już w oryginale. Cutscenki wykrwawiają się na moich uszach. Wyglądają świetnie, są cudowne, ale… ich nie słychać. To pierwsze dotyczy Switcha i byłem tego świadom w wersji recenzenckiej, ale nie mam gwarancji, kiedy zostanie naprawione. Wszelkie odgłosy/piski są stanowczo za cicho. Praktycznie niesłyszalne. Od razu obdziera to przerywniki do doświadczenia bardzo surowego.
Inna sprawa, że… to właśnie tylko pomruki i piskliwe reakcje. Epic Mickey zyskałby wiele, gdyby mógł dać pełne Disneyowe doświadczenie i głos swoim postaciom. Bez nich, z samymi napisami (są polskie) jest za mało magii. Zobaczcie nawet na Illusion Island, które nie jest żadną wielką grą, ale było bardzo bezpiecznie oparte o świetne cutscenki. Nawet jeśli cierpiałeś w drodze po kolejną, to chciałeś ją zobaczyć i odzyskiwałeś wiarę w całość.Disney’s Epic Mickey: Rebrushed ma swoje problemy i czasami są to te, z którymi przywędrowała z 2010 roku. Nie stanowi przygody idealnej, nie objawi się jako platformowy mesjasz, ale zrobi wiele, żeby oczarować Disneyową magią. Wizualnie się na nią złapiesz, dźwiękowo zejdziesz na ziemię, a finalnie zostaniesz z przyjemną przygodą, o zaskakująco ciekawym wątku fabularnym.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Dead Good Media
Plusy:
Disneyowa magia - w postaciach i kolejnych światach
Etapy w 2,5D są wizualnie świetne
Wprowadzanie w ruch kolorem broni się nawet dziś
Fabuła, choć tu rzecz drugoplanowa, jest całkiem sensowna
Minusy:
Konstrukcja misji dodatkowych pozostawia bardzo dużo do życzenia
Prezentacja całości cierpi z braku voice actingu
Aspekty techniczne - za ciche dźwięki w przerywnikach filmowych i sporadycznie doczytujące się tekstury