Recenzja Cronos: The New Dawn na Nintendo Switch 2
Zapytany przed premierą byłem przekonany, że Cronos będzie w porządku. Nie będzie niczym wybitnym, a poziomem zbliży się do swojego poprzednika Medium - nazwa nieprzypadkowa. Jasne, w międzyczasie Polski Bloober Team zadbał o odświeżenie Silent Hilla 2, które dało im medialnego kopa, ale tam też, jako wieloletni fan oryginału, miałbym się czego doczepić. Absolutnie nie był to zły remake, bardzo miło było wrócić po tylu latach i znów przeżyć historię Jamesa, ale cutscenki wolę oglądać tamte i natężenie walk też wolę z przeszłości.
Cronos: The New Dawn siłą rzeczy był dużym sprawdzianem dla naszych specjalistów od grozy. Coraz więcej par oczu na nich patrzy, a survival horrory to wcale nie tak zatłoczony gatunek. Są dwaj królowie od X lat na tronie, a poza tym gry się pojawiają i znikają ze świadomości graczy. Wiele ma problem ugryźć dawny feeling i szuka rozgrzeszenia w grafice z pierwszego PlayStation. Na 10 gniotów i przeciętniaków trafi się jakieś Signalis, ale jako fan czuję się niedopieszczony.…no to Bloober mnie dopieścił! Zacznijmy od zaskakującej decyzji wydania gry na Nintendo Switch 2. 5 września 2025 roku, równocześnie z innymi platformami. Spore zaskoczenie, ale i udany pokaz możliwości konsoli Nintendo. Tak w handheldzie, jak i w docku, gra działa płynnie, gracz nie narzeka na spadki klatek, a największa dysproporcja objawia się w czasach ładowania i twarzach postaci. O tym drugim już wspomniałem przy Star Wars Outlaws i nieśmiało wypatruje w tym problemu na następne lata konsoli. Aliasing (zniekształcenie obrazu) oraz wszelkie towarzyszące mu kanciaste piksele na twarzach postaci są widoczne i wręcz odpychające. To tam przypomnisz sobie, że nie grasz na najmocniejszym sprzęcie, bo choć wciąż świeży i nowy, to nigdy nie startował w tym wyścigu zbrojeń.
Z gameplayowej perspektywy nie powinno to jednak zaprzątać wam głowy. Nie dość, że gra jest przedstawiona z trzeciej osoby, to nasza protagonistka ma jeszcze wielki hełm na głowie, a napotkane postaci to w ogromnej większości potwory będące pełzającym… czymś. Niepokojącym, obrazoburczym, więc i takim, jakim być powinno! Tworem, który jest (d)efektem jakiejś bliżej nieokreślonej apokalipsy świata, jaki znaliśmy.W tajniki fabuły nie zamierzam się wdawać, ale warto wiedzieć, że czeka was opowieść rozrywająca oś czasu. Skąpana mocno w klimatach sci-fi. Tajemnicza, intrygująca, ale nigdy niepozwalająca się oderwać. Ani nie będziesz na starcie wiedział, kim jesteś, ani niekoniecznie, co tu się w ogóle stało - kolejny raz, tak to powinno wyglądać w tym gatunku. Te wszystkie rzeczy ustalisz z czasem, tak z pomocą cutscenek, jak i niezliczonych notatek oraz audio-logów. Czuć w tym miłość do gatunku i nabyte umiejętności Blooberów. Wiedzą, jak opowiedzieć historię i jakie tempo jej nadać. Za to brawa!
…ale za to, że nie ma tu polskiej wersji językowej (tj. dubbingu, bo napisy to oczywistość), choć gra dzieje się w naszym kraju - brawa już nie przysługują.Wtedy jeszcze mocniej czulibyśmy, że to jest NASZE. Idealnie by to współgrało z całym settingiem, bowiem akcja dzieje się w Krakowie, w Nowej Hucie, która teraz jest już Nowym Światem. Widać w niej Polskę dawnych lat. Bardzo duża część opowieści odbywa się właśnie przez te elementy środowiskowe. Dla wielu będą to wspomnienia rzeczy, które mieli w domach lub w okolicach swoich bloków mieszkalnych. Klimat jest genialny! Nieustanny mrok, widoczność ograniczona do światła latarki, niepokojące dźwięki, pozorny spokój - mistrzostwo świata! Przechadzki po tych obiektach, to mieszanka wspomnień i przerażenia. Nawet jeśli gra “cierpi” na zbyt dużą liniowość, to otwarcie każdych drzwi podyktowane jest należytą niepewnością. Dokładnie takie emocje mają mną targać, kiedy gram w survival horror. Nie chcę się czuć za pewnie.Tu to uczucie ciągłego zagrożenia generuje przede wszystkim walka. Jest jej dużo. Nawet jestem skłonny powiedzieć, że za dużo, bo zamiast ciekawych zagadek, dostajemy szereg małych aren wypełnionych tymi poczwarami. Akurat to nie jest coś, co mnie przesadnie rajcuje w takich grach, ale nie odmówię, że wykonano ją tu dobrze. Jest kontrowersyjna, bo nasza mobilność jest zawsze ograniczona (kostium to warunkuje), więc nikt nie miał zamiaru inwestować w typowy dla nowszych gier unik. Jeśli wcześniej nie przewidziałeś ataku wroga, to oberwiesz. A że paskiem HP nie grzeszysz, to będziesz ginął często. Nie jest to tempo trudne do rozszyfrowania, a i typów przeciwników nie jest wielu (wręcz jest ich bardzo mało), ale to nie zmienia faktu, że oni Cię zaskoczą. Będą przeważać liczebnością, atakować zza pleców, a Ty z checkpointa wrócisz na rundę drugą (...trzecią i czwartą możliwe, że też). O zmianie poziomu trudności możesz zapomnieć, co akurat jest kolejną trafną decyzją.
Kluczowy ficzer naszych adwersarzy, to możliwość pożerania poległych. Wchłaniania ich. Łączenia się z nimi w większą i groźniejszą dla nas formę. Aby temu zapobiec, musimy podpalić zwłoki, a odpowiedni przedmiot jest równie ograniczony, co cała reszta.Zasoby są nieustannie na deficycie. Esencja gatunku, która została tu zaprojektowana pod model adaptacyjny. Gra sczytuje, czego Ci obecnie brakuje i dziełem magicznego przypadku potrafi Ci to dać w następnej skrzynce. Wciąż w bardzo ograniczonych ilościach, ale tak, żebyś miał nadzieję na przetrwanie. Ona wręcz podtrzymuje nas przy życiu, co bardzo doceniam. Nie było tu momentu, żebym szastał amunicją i powoli zamieniał się w terminatora. Każda walka mogła stanowić zagrożenie, a świadomość, że save robiony był dawno, tylko je potęguje - warto tu jednak zaznaczyć, że gra w niektórych punktach zapisuje się automatycznie i traktuje nas łaskawie.
Fajnie rozwiązano ogólną kwestię ekwipunku. Choć mały (da się go oczywiście rozszerzyć), to bardzo dużo w nim zmiennych. Amunicje tracimy co chwila, apteczki wbijamy, kiedy tylko nadejdzie potrzeba, a chemikalia traktujemy zbawiennie. Za tymi ostatnimi kryje się zasób, dzięki któremu wytwarzamy praktycznie wszystkie przedmioty. Może nie wiąże się to z wielką logiką, ale wymusza to ciągłą decyzyjność. Przyda mi się teraz apteczka, czy amunicja? Wiadomo, że to i to, ale co bardziej? Piękno survival horrorów. Dobrze, że animacja otwierania ekwipunku nie jest uciążliwa, a i dostaliśmy skrót klawiszowy, żeby proces przyspieszyć. Praktycznie zawsze będziemy czegoś potrzebować w samym środku walki.Dokuczliwi wytykali podobieństwo do Dead Space’a. Trudno się go wyprzeć, ale też nie wstyd wzorować się na tak udanej produkcji (Remake był świetny!). Miewa to jednak swoje mniej przyjemne strony, ale to już moja awersja do sci-fi i wszelkich grawitacyjnych pierdół. Dla mnie było to totalnie zbędne i nie dawało nic. Zresztą w Dead Space też mnie mierziło… Fuj!
I wiadomo, że detali do poprawy znalazłoby się tu więcej, a z moich awersji się nagle nie wyleczę, ale zauroczyłem się Cronosem pomimo tego wszystkiego. Nie zachwycały mnie potwory, choć zawsze niosły zagrożenie i budziły respekt, więc czepiać się nie wypada. Nijak nie ciążyło nad nimi widmo “znów ten sam typ”. Nie miałem czasu nawet się im przyjrzeć, bo szukałem amunicji, apteczki lub po ludzku drogi ucieczki. W walce trzeba pozostać w ruchu, choć postać tego lekko mówiąc nie wspiera. To ten rodzaj gry, że bariera między totalną frustracją, a akceptacją powolności przez wgląd na pancerz postaci, będzie bardzo cienka. Nasza podróżniczka jest naprawdę wolna. A na Switchu, gdzie analogi idealne do celowania nie są (możecie skorzystać z żyroskopu lub funkcji myszki, ale nie wiem, na ile to będzie poprawa komfortu) wasz lont może być jeszcze krótszy. Czasami bywa wręcz duszno. Mam wrażenie (nadzieję?), że na PC zginąłbym o połowę mniej.Bloober Team zaserwował mi wszystko, czego mógłbym oczekiwać po survival horrorze, a przecież to nie zawsze serwują Silenty czy Residenty. Jest to gra bardzo dobra, z przemyślanymi mechanikami i niepowtarzalnym klimatem. Pewnie on na nas działa lepiej, bo jest skrojony pod Polaków, ale nie będę teraz patrzył na wszystko oczami innych nacji. Dla mnie to topka survival horrorów ostatnich lat.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Bloober Team
Plusy:
Genialny klimat Polski dawnych lat
Generująca nieustanną niepewność walka
Brak poziomów trudności - grasz tak, jak to zostało zaprojektowane/przemyślane
Ekwipunek i jego system adaptacyjny do naszych potrzeb
Ciągłe deficyty przedmiotów i decyzyjność, co wytworzyć następne
Opowieść - rzadko dosłowna, ciągle intrygująca
Bardzo dobry port na Nintendo Switch 2 - biorący pod uwagę nie zawsze uwzględniane funkcje konsoli…