Recenzja Carpathian Night Starring Bela Lugosi na Nintendo Switch
Castlevania to tak ikoniczny tytuł, że na jego podwalinach powstał osobny gatunek - do spółki z Metroidem, metroidvania. Niektóre części do dziś są uznawane za niedościgniony wzór idealnie zaprojektowanej mapy. Zanim jednak błąkaliśmy się po zawiłych korytarzach zamku w poszukiwaniu nowego skilla, Belmontowie polowali na Draculę w o wiele uproszczonej formie. Szli w prawo, ubijali wszystko i finalnie krzyżowali swój bicz z Księciem Ciemności.To właśnie do nich nawiązuje najnowsza retro pozycja od Tezcatek, Carpathian Night. Trafiamy do Transylvanii roku 1451, gdzie armia Draculi rośnie w siłę. Przeciwstawić się jej spróbuje dwójka śmiałków - wojowniczy mnich Abott Dorin i wampirza Irina Dracul.
Po wyborze jednego z dwójki protagonistów ruszymy na około 2-godzinną wyprawę po kilkunastu poziomach pełnych wilkołaków, duchów i innych zombie. Klasycznie dla takich retro side-scrollerów wykorzystamy do tego broń przypisaną do postaci (odpowiednio włócznia i bicz), której możemy używać w 8 kierunkowym systemie (czyt. bijemy również na skos, jak to miało miejsce w Super Castlevania IV). Różnice w podstawowych atakach obu postaci są marginalne. Trudno by było którąś wyraźnie faworyzować. Poza oczywistym designem kluczową zmienną będą specjalne moce, które wykupimy za zbierane (często poukrywane) kryształy. Im więcej czasu poświęcisz na węszenie, tym mocniejszy będziesz w przyszłości.Sam projekt poziomów potrafi okazjonalnie zaserwować jakąś boczną ścieżkę, choć niezmiennie wypada je nazywać liniowymi. Na ich końcu naturalnie czekać na nas będzie przypisany im boss, a Ci… pozostawiają mieszane odczucia. Nie będę się pastwił nad samym designem, a ich znikomym poziomem trudności. Najlepszym patentem na większość jest zmasowana ofensywa. Uparte zadawanie obrażeń na wyniszczenie, gdzie jego pasek będzie najpewniej krótszy od Twojego.Poziomy mroczne, często zamkowe i niekoniecznie wyróżniające się na tle konkurencji. Bardzo podobnie mógłbym pisać o chodzących tu przeciwnikach, tyle że ich największą bolączką jest ilość rodzajów. Indywidualnych pozycji w tym menu nie ma za wiele.
Carpathian Night nie będzie takim objawieniem, jak kroczące po podobnej ścieżce Bloodstained: Curse of the Moon, ale jest solidną pozycją dla miłośników takich retro zabaw. Bardziej bym polecał Abathora, ale już mając w tym worku frustrująco trudnego Volgarra, bezpieczniej będzie tropić Draculę. Pewne jest to, że jest co robić w tym retro pikselowym półświatku.
I właśnie, Dracula! Jak sama nazwa gry wskazuje, Tezcatek postawił na wizerunek węgierskiego aktora Beli Lugosiego, który grał tę postać w filmie Toda Browninga w 1931 roku. Wizerunek kultowy, sam pomysł i kierunek deweloperów ciekawy, ale chciałbym wiedzieć, ile takie prawa ich kosztowały? Pytanie podyktowane tym, że sam aktor pojawi się w grze dwukrotnie (!), w formie obrazków (!!) i to na samym końcu gry (!!!). Jeśli zestawić to z tym nierozerwalnym dopiskiem w nazwie produkcji, to chyba wypadało oczekiwać czegoś więcej. Bez Beli Lugosiego, ta Karpacka Noc też by miała ten sam wydźwięk.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Tezcatek
Plusy:
Dwie postacie do wyboru - każda ze swoim zestawem umiejętności do odblokowania
Dobry i sprawiedliwy model zachęcania gracza do eksploracji
Gameplay jest dostatecznie retro - a przecież to o ten nostalgiczny powrót do przeszłości tu tak naprawdę chodzi
Minusy:
Jeśli prawa do wizerunku aktora kosztowały cokolwiek... to już przepłacili