Pamiętam czasy, kiedy w Polsce tworzyło się niskobudżetowe crapy. Zwykle klony amerykańskich odpowiedników sprzedawane w dziś zaginionych kioskach. Chwalić się nie było czym. Wszystko miało miejsce stosunkowo niedawno, więc tym milej obserwować skok jakościowy w dość krótkim czasie. Tworzy się u nas wielkie hity, na które czeka cały świat. Znajdzie się też miejsce na te mniejsze, które już nie rażą swoją pokracznością, a charakteryzują się wyjątkowym pomysłem. World of Horror od panstasz, to właśnie ten przypadek. List miłosny dla twórczości japońskiego mangaki Junji Ito i H.P. Lovecrafta.
1-bitowy klimat
World of Horror to nietypowe RPG, które nie tyle odbiega od dzisiejszych standardów, co celebruje te minione. To, co zobaczycie na screenach, to ekran, który będzie was na swój sposób prześladował podczas kolejnych prób odkrywania niewyjaśnionych zdarzeń w miasteczku Shiokawa. W grze wcielamy się w jedną z kilku postaci o różnych statystykach oraz dostajemy 5 scenariuszy do rozwiązania. Wszystko pod presją czasu związaną ze Starymi Bogami.
Doświadczenie nie dla wszystkich
O ile z powyższym trudno polemizować, bo old-schoolowy styl jest mocnym filarem gry, tak jej równie staroszkolny gameplay będzie budził wątpliwość. Przede wszystkim należy mieć świadomość, czym ta gra jest i co nas w niej czeka. Zaczerpnięto tu elementy roguelite’owe, jak i losowość naszych kolejnych przygód. Podchodząc ponownie do znanej nam historii, możemy/powinniśmy trafić na inne sceny, a co ważniejsze doczekać innego zwieńczenia opowieści. Te zmienne akurat przyjmowałem z otwartymi rękoma, a i gra robi co może by dać się nam poznać w pełni.
Takie podejście jednak zawsze będzie odbijać się na samej historii. Nie mam zastrzeżeń do warstwy tekstowej, ale skłamałbym mówiąc, że dałem się porwać tym wydarzeniom. Raczej czułem, że to wszystko było obok mnie. Stawałem się biernym obserwatorem, którego tutejsza możliwość podejmowania decyzji też nie potrafiła do siebie zbliżyć. Szybko zaczyna być ona podyktowana utrzymaniem dobrych statystyk siły i rozsądku postaci, o które na każdym kroku dbamy. Całość jest skąpana w starym sosie, którego smak może budzić mieszane odczucia. Przygotujcie się na sporo klikania, gdzie zatęsknicie za komputerową myszką. Nie to, że przejście na Switcha było bolesne, ale nastawiam niechętnych do mozolnego przesuwania kursorem przy pomocy analoga. Każda lokacja, przedmiot, czy jakiekolwiek nasze działanie podyktowane jest kliknięciem odpowiedniej ikony.
Najbardziej boleśnie odczuwałem to w trakcie licznych pojedynków, gdzie mamy do wypełnienia pole… “czasu”. Pasek obrazujący naszą turę. Zaspamujesz go dostępnym atakiem albo będziesz kombinował z unikami i szukaniem zastępczego oręża (wszystkie działania mają swoją wartość “czasową”). Niezbyt to emocjonujące doświadczenie, kiedy patrzysz na cyferki pozostałe adwersarzowi do odczepienia się na dobre. Inna sprawa, że te walki potrafią nadużywać naszą gościnność i przeciągać się wybijając z horrorowego rytmu. Ilość dostępnych akcji może przytłoczyć. Przeklikujesz się przez kolejne strony menu szukając odpowiedniego działania, na które pozwala Ci ekwipunek i sytuacja. Tutorialowe śledztwo zapoznaje nas z podstawami rozgrywki, ale niekoniecznie nas na nią przygotowuje. Tu naukę będziecie czerpać z kolejnych prób, a gra nie ma zamiaru wybaczać Wam błędów.
Powrót do przeszłości
Wyjątkowa oprawa, za którą niekoniecznie nadąża cała reszta. Miło się patrzyło, milej słuchało, ale o zadyszkę całością nie było trudno. World of Horror jest bez wątpienia tytułem spójnym, który najwyraźniej nie mógł pozwolić sobie na gameplayowe ustępstwa. Te są reliktem przeszłości, za którym niekoniecznie wszyscy tęsknią.
Dziękujemy firmie Stride PR za dostarczenie gry do recenzji.