Trifox

Właściciel zdjęcia: Glowfish Interactive

Recenzja Trifox na Nintendo Switch

Inwazja lisków na konsole Nintendo trwa w najlepsze. Niedawno odwiedził nas Tunic, a od 14 października 2022 roku do drzwi zaczął pukać Trifox. Debiutancka gra Belgijskiego Glowfish Interactive, będąca trójwymiarową platformówką akcji. Niewielka ekipa nie ukrywa czerpania inspiracji z ulubionych gier ich dzieciństwa – Crash Bandicoot, Jak and Daxter i Ratchet & Clank. Czy ten szczwany osobnik ma czego szukać na naszych Switchach?


Historia okrutnej kradzieży


Spokojne popołudnie naszego bohatera zostało brutalnie zepsute. Znieść on potrafi wiele, ale nie to, czego dopuściły się wilki. Mogą hałasować, mogą niszczyć cudze mienie, ale kradzież jego pilota do telewizora to zdecydowanie za wiele. Miarka się przebrała i Trifox nie zamierza odpuścić. Rusza w pogoń za złodziejami, która przeciągnie go po czterech różnych światach. A to nie taki pierwszy z brzegu futrzak. Ten rudzielec ma wiele talentów. Sprawdza się jako wojownik, mag, a i różnorakie gadżety nie są mu obce.
intro

Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać sprzęt


Wszystkie zapowiedzi nakierowały mnie na skakanie. Gdzieś upatrywałem w tym małego kuzyna wielkich inspiracji. Wypada podkreślać na każdym kroku, że najważniejszym elementem Trifox jest walka. A ta niestety do najciekawszych nie należy. Zawiodłem się, że każdy poziom okraszony był falami tych samych przeciwników. Zazwyczaj poprzedzone jest to prostą łamigłówką, czy pociągnięciem za dźwignie. Drzwi się blokują, a my jesteśmy atakowani. Schemat powtarzany do bólu.

Wymachiwanie młotem jest dość pokraczne, a strzelaniu brakuje sporo do najlepszych twin-stick shooterów (a to do nich najłatwiej przyrównać ten model). To smuci tym bardziej że gra potrafi pozytywnie zaskoczyć. Ucieczka przed unoszącą się wodą, unikanie pułapek, czy nawet strzelanie karabinem z jadącego wózka. Do spółki z dość ciekawymi bossami, to promyk nadziei podpowiadający, żeby ruszyć lisem dalej. Urok, do którego trzeba się dokopać.
boss 2
Gdyby nie ta wepchnięta na siłę powtarzalność, to może i walka dałaby radę się obronić. Za nią w końcu stoi wspomniany system klas. Naszego lisa możemy w prosty sposób dostosować do swoich standardów. Jeśli czujemy większą potrzebę walki w zwarciu, to bierzemy umiejętności wojownika. Chcemy trzymać wszystkich na dystans? Kierujemy uwagę na pozostałe dwie gałęzie rozwoju.

Biegając po poziomach, zbieramy monety. To one służą do odkrywania kolejnych ataków, a jest ich około 30. W ten sposób powstaje nasza idealna kombinacja, którą przypisujemy pod cztery przyciski (L, ZL, R, ZR). Ta dowolność w tak małym tytule mnie urzekła. Jakkolwiek by mnie nie irytowało pokonywanie kolejnych fal, to doceniam model mi zaoferowany. Banalny w swoich założeniach, a dający sporo frajdy. Szybko doszedłem do momentu, że żal było dany atak poświęcić. To dobrze o nich świadczy, choć są zestawem dość oczywistym.
umiejetnosci

Daj głos


Kolejnym pstryczkiem w nos dla twórców jest warstwa dźwiękowa. To ona sprawiła, że walka staje się jeszcze bardziej uciążliwa. Trifox łatwo Wam może udowodnić, jak ważne są wszelkie „trach”, „bach”, czy „auć”. Ich brak sprawia, że walkę czuje się jeszcze mniej, a jeśli oberwiemy, to nawet nie do końca jesteśmy tego świadomi. Przygrywa nam muzyczka, ale bez tamtych dodatków to jak głucha cisza.

Voice acting na pewno by nie zaszkodził. Nie jest to coś, co przekreśla tę grę. Ten brak nie doskwiera tak jak wyżej wspomniane dźwięki, ale sam wątek fabularny na pewno by na tym zyskał. Dostajemy filmiki informujące nas o działaniach naszych adwersarzy, ale ciężko cokolwiek o nich powiedzieć. Zdają się sporo krzyczeć, choć ja słyszałem tylko jakiś szelest. Tu wypada wziąć pod uwagę indycze korzenie i ograniczone środki
przeciwnicy
Do zachwytu nad grafiką mi daleko. Bardziej niż stylem kreskówkowym, nazwałbym go kanciastym. Design poziomów jest jak najbardziej w porządku, ale postaci wyglądają biednie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gra potrafi dostać na Switchu czkawki. Twórcy zapewnili, że już pracują nad niezbędnymi poprawkami i są świadomi ich istnienia. Mały niesmak jednak pozostał. Ilekroć pojawia się więcej rywali na ekranie, to możemy być pewni, że liczba klatek spadnie. Nieprzyjemności związane z pojedynkami zdają się nie mieć końca.

Lisia nora


Widać, że zmaga się to wszystko z problemami. Pytanie, ile będziemy skłonni małej gierce wybaczyć. Nie da się ukryć, że jest tu potencjał na więcej. Belgowie pokazali się mimo wszystko z dobrej strony i przy lepszym wsparciu mogą przynieść wiele dobra. Tutaj zabrakło paliwa w baku. Przyjemne momenty zasypali toną walki, która szybko staje się największym wrogiem przyjemności z grania. Poszli trochę po linii najmniejszego oporu. Jakby rozwinęli skrzydła i zaskakiwali częściej, to można by mówić o małym hicie. A tak, mimo krótkiego czasu potrzebnego do przejścia całości (około 3-4 godz.), zdecydowanie rozsądniejsze będą krótsze sesje. W innym wypadku sami byśmy woleli wpaść pod wielki młot Thor… Trifoxa!

Dziękujemy firmie Big Sugar Games za dostarczenie gry do recenzji.


Plusy:

Thumb Up

System klas postaci, pozwalający dostosować rozgrywkę pod siebie

Thumb Up

Potrafi zaskoczyć i ukrywa w sobie kilka bardzo przyjemnych momentów


Minusy:

Thumb Down

Brak dźwięku uderzeń okrutnie doskwiera przy walkach

Thumb Down

… których jest stanowczo za wiele, a każda kolejna fala wrogów męczy coraz mocniej

5.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz