Out of Sight to najnowszy horror studia The Gang, w którym doświadczymy bardzo rzadkiej perspektywy śledzenia akcji z drugiej osoby. Całym zamieszaniem sterować będziemy, spoglądając na świat oczami pluszowego misia. Zabawki, która w magiczny sposób potrafi przekazać wizje naszej niewidomej protagonistce. Ta mamiona jest całe życie miłością swoich domniemanych rodziców, którzy po prawdzie są podejrzanymi kreaturami przeprowadzającymi bliżej nieokreślony rytuał na swoich podopiecznych. Sophie nie ma zamiaru być kolejną ofiarą.O Out of Sight mogliście słyszeć głównie przez ten ciekawy patent z miśkiem. Kiedy mamy go w rękach, to jesteśmy bezbronni. Przeciskamy się ciasnymi korytarzami domu widzianego po raz pierwszy. Korzystamy z małych gabarytów dziecka, wciskając się w każdą szczelinę czy wentylację. Odkładając naszego przyjaciela (wyłącznie w wyznaczonych przez grę miejscach!), możemy wykorzystać ręce do rozwiązania zagadek środowiskowych - przesuń, odsłoń, pociągnij dźwignię - które pozwolą nam ruszyć dalej z naszą misją ucieczki. Jest to dość oczywisty zestaw czynności dla chodzonego horroru.Problem w tym, że Out of Sight ma w swoim repertuarze tylko to. Na przestrzeni 2h potrzebnych na ukończenie gry jesteśmy prowadzeni za rączkę przez jedyne możliwe przejście, rozwiązując zagadki z gatunku oczywistych. Wydarzenia przygotowane przez The Gang są przewidywalne i dość nijakie. Bardzo źle poradzono sobie ze sposobem prowadzenia akcji, bo te wszystkie ciasne korytarze z pajęczynami szybko się opatrzą.
Wcale nie lepiej jest w kwestii horroru. Straszaki nie dojechały na czas i są często powiązane z wysoce oskryptowanymi momentami wewnątrz samych zagadek - i to też tymi oczywistymi, gdzie musisz się schować, a miejsce do tego praktycznie się świeci na Twoich oczach. Wszystkie interaktywne punkty są typowo dla dzisiejszych gier nabazgrane pomarańczową farbą, żebyś wiedział, co możesz przesunąć w pokoju, który ma jedną rzecz… Głupiutkie to i bardzo wtórne.
Chciałbym napisać, że opowieść ratuje sytuację, ale intryga z nią związana interesuje na początku gry, opierając się wokół zjaw/duchów małych dzieci, by później się skończyć bez większego przytupu. Jej tropy i poziom skomplikowania jest adekwatny do poziomu tutejszych zagadek.Idź z miśkiem przez ciasne przestrzenie, gdzie słychać głosy poszukującej Cię starszyzny, ale szybko idzie wyczuć, że w parze z ich krzykami nie będzie szło żadne zagrożenie. One mają generować klimat, a nie poczucie strachu i ewentualny jump scare. To wydmuszka. Potem wchodzisz do pomieszczenia, odkładasz miśka i starasz się nawigować jego oczami tak, by mieć jak najszersze pole widzenia. Zagadka, misiek pod pachę i do kolejnego pomieszczenia, gdzie powtórzysz cały schemat. Czuć w tym romans z VRem (taka wersja jest również dostępna), gdzie gra może odrobinę zyskiwać. Na płasko jest jej równie daleko do dobrego horroru, co do dobrej gry ogółem. Nuda!
*Ogrywana na NSW2, ale jest przede wszystkim tworzona z myślą o NSW1. Wydaje mi się, że nie powinna mieć problemu z funkcjonowaniem, a na nowej konsoli Nintendo wygląda przyzwoicie.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Renaissance PR
Plusy:
Ciekawy patent z miśkiem, który jest naszymi często odkładanymi na półkę oczami
Minusy:
Zagadki są proste i często łopatologiczne oznaczone (jak to w dzisiejszych grach bywa)
Schemat rozgrywki jest bardzo wtórny
Zagrożenie idące z tropiących nas “rodziców” jest zerowe
Fabuła nie dojeżdża do niczego ciekawego, a całość to zabawa na 2h