Recenzja The Smurfs: Village Party na Nintendo Switch
Hej, gracze, jeśli chcecie
Zobaczyć Smerfów las
do Village Party dziś zapraszam was!
…w sumie nie ja, a Balio Studio we współpracy z francuskim Microids. Ja tylko na tej imprezie byłem i teraz mogę zdać relację, czy wejściówka ma sens, a jeśli ma, to dla kogo przede wszystkim. The Smurfs: Village Party pojawiło się na Nintendo Switch 6 czerwca 2024 roku. Znajdziemy tu tryb przygody dla jednego gracza, ale tytuł jest przede wszystkim skierowany do lokalnej rywalizacji w zestawie minigier.
Imprezowa przygoda
Mario Party tak mocno zakorzeniło się w świadomości odbiorców, że każdy chciałby kawałek tortu dla siebie. Schemat rozgrywki wydaje się banalnie prosty, a finalnie nikt nawet nie ustawił się blisko wąsatego hydraulika i jego ferajny. Nie będę trzymał w niepewności - Smerfy też się nie ustawią, ale ich próby zasługują na skromne brawa.
Bierze się to z prostego powodu źle rozłożonych sił. Jeśli masz w planach grę imprezową, to cała moc powinna zostać przelana na ten segment rozgrywki. Village Party chciało za dużo i finalnie stoi w rozkroku.Głównym trybem zabawy jest przygoda dla pojedynczego gracza (?!), gdzie wcielimy się w rolę Smerfa. Niebieskiego, jak wszystkie inne, bez przypisanej mu roli, ale z uśmiechem niosącego pomoc wszystkim pozostałym. Fabularnie mamy uporać się z organizacji imprezy. Oczywiście Gargamel ma swoje niecne zamiary, ale nim nie będziemy przesadnie zaprzątać sobie głowy. Rdzeń rozgrywki polega na chodzeniu od zadania do zadania po wiosce tych popularnych stworzeń i wyciąganie dłoni w kierunku znanych bohaterów. To oczywiście wpycha nas brutalnie do minigry, która najczęściej wywodzi się ze zbioru dostępnego w trybie imprezowym.
Ot, ładnie opakowany sposób na namówienie samotnych graczy do grania z botami. Smutne, ale prawdziwe. Jakkolwiek zasadne te słowa by jednak nie były, to daleki jestem od totalnego negowania tego trybu. Starych dziadów raczej odstraszy prostotą i zachęci do drzemki, kierując najwolniejszy pojazd świata - dostajemy go na początku gry, a bieganie na krótkich nóżkach jest niewiele wolniejsze. Tyle że to nie jest gra dla starych ludzi. Ona ma kusić młodszego odbiorcę, a mały Nikuś, jak go pamiętam, to pewnie by się przy tym dobrze bawił, bo i Smerfy lubił.Sam fakt zwiedzenia wioski jest atrakcyjny. Spotkamy znane postaci, czasami nawet uraczą nas poważną cutscenką z voice actingiem (niestety nie zawsze), więc jakby dorzucić tam polski dubbing to by było idealnie (są tylko napisy). Sam schemat rozgrywki jest raczej dynamiczny, bo często dostajemy nowe zadanie/minigrę, więc świeżość zachowana. Młodsi szybko się nudzą, to i tak łatwiej podtrzymać ich zainteresowanie. A jeśli postawią na krótsze sesje, to taka konstrukcja też im sprzyja. Same plusy.
Kanapowa posucha
Jeśli jednak kręcimy się w imprezowym gatunku, to minigry są tu najważniejsze. Smerfy oferują ich 50, co jest satysfakcjonującą liczbą, a ich jakość nie działa odpychająco. Jasne to zestaw już dobrze znanych zabaw, na które została polana niebieska farba, ale i takie układy potrafią deweloperzy popsuć - patrz chociażby Pool Party (recenzja TUTAJ). Wiele tu wariacji na temat sportu, wyścigów, rytmiki czy strzelania. Jeśli grałeś choćby w najnowsze Mario Party Superstars, to sporo reskinów wypatrzysz. Życzyłbym sobie tylko możliwość przetestowania sterowania przed faktyczną rozgrywką, jak we wspomnianej przed chwilą planszówce, ale brak takich udogodnień to żadna zbrodnia. Każdy znajdzie coś dla siebie - od fana Fify po Overcooked.Czemu jednak wszystko określiłem mianem posuchy? Bo te minigry są bardzo słabo obudowane. Wybierz ilość graczy, w ile gier planujecie zagrać i tyle. Dobrze, że przynajmniej lista postaci do wyboru jest potężna. Jest niebieski stworek, niebieski z czapką, inny niebieski z inną czapką, typ z siwą brodą, a i kobiece niebieskie z włosami mają tu swoje miejsce. Wiadomo, na jakie pole wkroczyliśmy.
Wszyscy gracze (do 4) biorą udział w serii gier, za które otrzymują punkty zależnie od zajętego miejsca. Później meta, ogłoszenie zwycięzcy i do domu. Sucho! W zasadzie po linii najmniejszego oporu, bez próby zaciekawienia gracza czymś innym. Planszówki, często w tym gatunku wykorzystywane, może też nie są szczytem kreatywności, ale dodają angażujący element rywalizacji. Tu po prostu stworzyli system, który Ci wylosuje konkurencję...Trudno mi nie odnieść wrażenia, że nacisk wypadało położyć w innym miejscu. Tu widać lepszą grę na wyciągnięcie ręki. Jakby imprezowa część miała więcej sensu, a dokładnie taka forma przygody była tylko dodatkiem, to można byłoby mówić o bardzo dobrym tytule do kanapowych zmagań ze znajomymi. Oczywiście trzeba by było znaleźć trzech innych fanów Smerfów wśród bliskich, bo Village Party nie przewidziało rozgrywki online. Ten brak zawsze doskwiera i może uderzyć w długowieczność produkcji.
Dziękujemy firmie Microids za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
50 minigier - koła na nowo nikt nie wymyślił, ale same w sobie są fajne (w większości)
Możliwość odwiedzenia wioski Smerfów i spotkania lubianych postaci - młodzi fani powinni być zachwyceni!
Minusy:
Zbyt duży nacisk na tryb przygody - będący ładnie opakowaną serią minigier dla 1 gracza (czyt. zawsze smutne granie z botami nieuniknione)