Nie samymi dużymi markami świat jednak żyję, a 16 maja 2024 roku na Switchu (i innych platformach) debiutuje Pool Party. Gra stworzona przez Lakeview Games, która stawia mocny nacisk na wariację na temat sportu oraz prostotę w swoich mechanikach.
Bile na imprezie
Pool Party to stworzenie bili/kulki, która będzie się toczyć i brać udział w różnych konkurencjach. Samo sterowanie zakłada jazdę po boisku analogiem, szarżę oraz akcję/chwyt. Cała magia ma stworzyć się na ekranie za sprawą panującego tam chaosu…
I wychodzi to im bardzo średnio. A przez bardzo średnio określam swój dobry humor i łaskawe oko względem gier ewidentnie mniejszych (choć Pool Party ustawiło się na progu cenowym 80 złotych). Konkurencji jest bardzo niewiele, a opcji na bawienie się nimi jeszcze mniej. Dostajesz turniej, pojedyncze zawody, a wszystko jesteś zmuszony zrobić z botami lub lokalnie ze znajomymi. Brak opcji sieciowej mocno uderza w każdy taki tytuł, więc na start wyścigu ustawiają się z kulą u nogi.
Gracz w łóżku śpi
Tutejsze konkurencje silą się na różnorodność, ale prostota mechanik to często miecz obosieczny. W większości należy przebić piłkę na pole przeciwnika albo go po prostu zepchnąć w jakąś dziurę. Nawet trudno mówić o zmiennych terenach, bo niby tu piłka nożna i bramki, tam tennis i niebieska nawierzchnia, ale mniej więcej taplamy się w tym samym bagienku. To tak jednakowe i pozbawione kreatywności pola, że zrobienie okręgu i zawody sumo przywitałem ze szczerym, lecz szyderczym uśmiechem.
Znikoma ilość możliwości zabawy mocno skraca ewentualną radość czerpaną z gry. Nawet jeśli jest w tym wszystkim jakaś frajda, to jest ona bardzo krótkotrwała. Turniej zakłada mieszanie konkurencji, na które wszyscy uczestnicy głosują. Pierwsze miejsce dostaje 3pkt, drugie 2 itd. Ktoś się doczołga do mety, to kończymy i zawijamy do menu po powtórkę. Są możliwości edycji/tworzenia swoich bil, ale i tutaj dostajemy mocne ograniczenia - kolor, wzorek i do domu.
Dziękujemy firmie PR Outreach za dostarczenie gry do recenzji.