Choć niezmiennie popularna, Formuła 1 nie wita na Switcha przesadnie często. Ogólnie w gamingu się nie przelewa w tytuły, więc ten stan rzeczy postanowili zmienić ludzie z 3DClouds. Zwykle działający na bazie popularnych licencji, tym razem musieli sobie poradzić bez niej.
Formula Legends zadebiutuje 18 września i pod naszym przewodnictwem prześledzi historię tego sportu. Od lat 60-tych do czasów współczesnych. Weźmiemy udział w zawodach bazujących na autentycznych wydarzeniach (ale bez właściwego nazewnictwa), kierując pojazdami odpowiadającymi tamtejszym (bez nazw). O trafności nazwisk kierowców też można zapomnieć. Ustalmy już na starcie - dla gry chcącej rozkochać w tym, co było, jest to bardzo problematyczne… Zostajemy więc z produktem dla najwierniejszych fanów, którym takie rzeczy nie będą potrzebne. To przede wszystkim oni się będą tu dobrze bawić i mam wrażenie, że bez tej sympatii trudno o podobny rozwój wydarzeń.
Formula Legends jest bez wątpienia grą mniejszą (premierowo w cenie 80 zł). Nie przelewa się tu w zawartość, bo poza wyścigiem próżno szukać tu czegokolwiek. Fundamentem całego doświadczenia są mistrzostwa. Podzielone na okresy i oferujące po kilka wyścigów każdy. To tam odblokujemy nowych kierowców i osiągniemy kolejne achievementy - nie pisałbym o tym, gdyby nie fakt, że dostały one sporo miejsca w menu głównym i w zasadzie stanowią motor napędowy dla produkcji. Słabiutko. Wątpię, że kogoś usatysfakcjonuje fakt time triali, czy możliwość tworzenia swoich mistrzostw. To nie są rzeczy warte podkreślania/uwagi.Gameplay dryfuje między symulacją, a arcade. Sam siebie nazywa simcadem. Trzyma się swoich zręcznościowych korzeni, nie przytłacza klawiszologią, ale próbuje przemycić takie rzeczy jak BRS (Battery Recovery System) czy WRS (Wind Reduction System), które normalnie nie miałyby miejsca. Obecność slipstreamingu (nabierasz rozpędu/wiatru jadąc za przeciwnikiem) czy wpływ wciśnięcia gazu w idealnym momencie na zakręcie, uznaje za obowiązkowe rzeczy takich wyścigów.
Całokształt jest przyzwoity i wymaga dostrojenia z naszej strony. Potrafi stawiać wymagania i karać za wszystkie błędy. Akurat w tym aspekcie nie celebruje swojej arcade’owej twarzy i nie wyciąga do nas pomocnej dłoni. Takie rzeczy należy ustawić w opcjach i ewentualnie zrezygnować z niektórych funkcji - co wygładzi nam doświadczenie, ale nie spłaszczy jej do samograja. Nie zmienia to faktu, że bez miłości do formuły nie ma tu czego szukać. Są różnice między pojazdami kolejnych epizodów (czuć słabsze parametry i chybotliwość tych starszych), ale nigdy nie zmieniło to wiele w moim odczuciu. Zabrakło tu należytej prezentacji. Tak graficznej (czuć, że tworzone pod NSW1, bo wszystko rozmazane i za mgłą), jak i podpompowania kolejnych mistrzostw czymś więcej niż tylko suchym i krótkim tekstem. Powinni sprawić, że ja chcę się zaangażować i to przeżyć. Tu po prostu lądowałem na kolejnych torach, które rozgrywałem do znudzenia. Najpierw kwalifikacje, a potem 10+ okrążeń. W zasadzie najbardziej urzekającym punktem programu była minigra w pit-stopie. To od nas zależy, jak szybko z niego wyjedziemy. Odpowiedzialni będziemy za naprawę, tankowanie (tu trzymanie przycisków), jak i szybką zmianę opon (wciskanie kolejnych przycisków wyświetlanych na ekranie). I rozumiem, że to żaden szczyt gameplayowego skomplikowania, ale ma swój urok i przynajmniej wymusiło mój uśmiech. Same opony też należy dobrać do naszych potrzeb przy zjeździe do bazy. Są cztery rodzaje - mokre do nawierzchni deszczowej, jak i miękkie, twarde oraz pośrednie zależne od naszych potrzeb (cechuje je trwałość i odczuwalna przyczepność do toru). Zanim człowiek wystartował, to już był przy mecie i daleko mi do stwierdzenia, że to gra warta przesadnej uwagi. Jest poprawna. Próbuje, ale bez licencji paliwo jej się kończy bardzo szybko. Zawartość też nie rozpieszcza. Wabikiem może być cena, ale obiektywnie patrząc i ją określiłbym jako górną granicę. Formula Legends jest, a świat o niej zapomni… już.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Reneissance PR
Plusy:
Simcade - odczuwalna próba osiągnięcia porozumienia między symulacją, a zręcznościówką
Pomimo prostoty, to minigra w pit-stopie urzeka, a w ferworze wyścigu można o jakiejś oczywistości zapomnieć
Próba celebracji sportu…
Minusy:
…która bez licencji ma bardzo duży problem należycie wybrzmieć
Miałki sposób prezentacji, a grafice równie daleko do satysfakcji