The Last Spell to potwór Frankensteina. Niekoniecznie brzydki, ale będący mieszanką tylu gatunków, że trudno nie dać się przytłoczyć przy pierwszym kontakcie. Strategiczny tower defense z turową walką, odrobiną ekonomii i polany roguelite’owym sosem. To by były wiodące i wyczuwalne składniki. Po ciepłym przyjęciu w fazie early access, gra zadebiutowała 9 marca 2023 roku.
Ostatnie zaklęcie
O ile mamy tu do czynienia z rogalem, które zazwyczaj nie grzeszą fabułą, tak tutejsze lore jest fajne i całkiem zgrabnie przedstawione. Świat był pogrążony w nieustannej wojnie. Arcymag jednej ze stron wpadł na pomysł potężnego zaklęcia, które zdmuchnęło w pył całe miasto wroga. Król chcący dokonać zemsty zażądał od swoich czarodziejów podobnego zaklęcia i odpowiedział tym samym. Doszło do wymiany ognia najpotężniejszą z broni, po której nastał chwilowy pokój.
Rozpoczęto polowanie na stanowiących największe zagrożenie magów. Cisza przed dosłowną burzą nie trwała jednak zbyt długo. Krainę otoczyła fioletowa mgła, z której w nocy wychodzą potwory. Ukrywający się w obawie o życie ostatni władcy magii wpadli na pomysł zaklęcia ostatecznego. Takiego, które wypędzi wszelką magię z tego świata i tym samym uratuje nas od purpurowej mgły. W tym celu potrzeba im nieustannego generowania energii i spokoju, na którą noc nie pozwala.
Naszym zadaniem, jest obrona maga/magów próbujących rzucić zaklęcie. Grę rozpoczynamy z opustoszałą wioską i trzema losowo dobranymi bohaterami. Dzień poświęcimy na rozbudowę, a w nocy przyjdzie nam odpierać ataki. Do dyspozycji mamy ograniczone środki, ale im więcej nocy przeżyjemy, tym mocniej zaczniemy rozbudowywać osadę.
Wieczory są klasyczną grą turową, gdzie wykorzystujemy dostępne nam skille, by wybić całą potworną gromadę. Każda kolejna fala jest trudniejsza, a z mgły wydostają się coraz mocniejsze jednostki wroga. Taktyka zależna w 100% od nas. Czasami korzystniejszy będzie frontalny atak, a innym razem ostrzeliwanie nieprzyjaciół zza osłony. Przed nocą będziemy informowani, z której strony nadejdą wrogowie, ale niewiele nam to da, jeśli nasze szyki obronne nie będą zbyt mocne.
Możemy budować różnorakie bariery, których warianty odblokujemy w klasycznej rogalikowej formie - czyt. będziesz ginął często, ale w przyszłości jest obietnica poprawy. Demony docelowo zbliżają się do centralnie położonego maga, ale po drodze będą niszczyć wszystko. Próba kończy się, jeśli zginie mag lub polegną wszystkie nasze jednostki. Triumfujemy utrzymując maga do końca jego procesu, a to oznacza wiele nocy desperackiej walki. Niestety, wieczór nie kończy się po określonym czasie (ilości tur), a po wybiciu wszystkich potworów. Fani okopywania się i zmasowanej defensywy nie będą pocieszeni.
Dzień poświęcamy na rozbudowę i levelowanie jednostek. Na obu płaszczyznach mamy wiele możliwości i musimy mądrze zarządzać zasobami. Niektóre budynki nas uleczą, odnowią manę, albo dadzą opcje rekrutacji kolejnych bohaterów. Tu również rogalowe standardy - im więcej grasz, tym więcej opcji odblokujesz.Budynki należy naprawić, jeśli zostaną uszkodzone, a do korzystania z ich funkcji wykorzystujemy mieszkańców. Są to umowne, przedstawione liczbowo jednostki, których posiadanie zwiększy nasze możliwości. Im więcej mieszkańców za dnia wykorzystamy przy danej placówce, tym lepsze będziemy czerpać z niej korzyści. Wszystko brzmi skomplikowanie, ale tutorial całkiem zgrabnie nas prowadzi za rączkę. Później jesteśmy zdani na siebie.
Klawiatura i mysz
The Last Spell to ogólnie bardzo udany miszmasz. Łatwo się wkręcić. Uważam ją za grę bardzo dobrą… tylko niekoniecznie na Switchu. I to nie tak, że nasza ulubiona konsola Nintendo znów nie ogarnia grafiki i jej klatki spadają w zastraszającym tempie. Owszem, ładowanie się potrzebuje odrobiny czasu dla siebie, ale nie ma go aż tak wiele, żeby doskwierało.Problem pojawia się przy sterowaniu i rozbudowanym (...oraz kulejącym) interfejsie. Jest on dość łopatologiczny i każdą najprostszą czynność należy mozolnie przeklikać (niewiele nam tu twórcy ułatwili), a bywa to tym bardziej frustrujące, jak trzymamy w ręku pada/joy-cony. Moja tęsknota za PC-tową myszką nigdy nie była tak wielka. Wciąż musiałbym wszystko przeklikać, ale o ile szybciej bym się z tym uwinął!
Do czasu zresztą jeszcze wrócimy. I to nie jest cios w kierunku twórców, bo to sterowanie nie jest jakieś skandalicznie złe. Powiedziałbym, że zrobili, co w ich mocy, tylko że ta poprzeczka może być nieosiągalna dla dwóch analogów i kilku przycisków. Przy taktycznej walce jeszcze tego nie odczuwałem, ale za dnia odhaczanie wszelkich niezbędników przetrwania było koszmarem.
Rogal niekoniecznie na szybko
Do roguelike’ów trzeba mieć odpowiednie nastawienie. Świadomość częstych zgonów i akceptacja ich w myśl rozwoju. Jeśli mam jakiś poważniejszy zarzut do The Last Spell, to ilość czasu, jakiego od nas wymaga. Każdy run zajmie nam kilka godzin, a przeklikiwanie się przez nie ze świadomością wątpliwego sukcesu, nie poprawia naszego nastroju. W zasadzie zostaje zabawą dla najbardziej zajawionych produktem, a nie ciekawskich, którzy może się zajawią w większym stopniu po prostu grając.Przy tak dynamicznym rynku gier, ciągłym napływie nowych tytułów, to może być poświęcenie, na które wielu osób nie będzie stać. Sam miałem problemy, gdy dana noc była skazana na ewidentną porażkę, ale jeszcze tłukłem pojedynczych wrogów, żeby więcej zyskać, a z tyłu głowy rodziła się lekka niechęć do ponownego powrotu na linię startu.
Ktoś powie taki urok gatunku, ale to nie takie oczywiste. Bardzo często rogaliki nam pozytywnie wjeżdżają na ambicję, a przy zdobytych ulepszeniach aż chce się spróbować ponownie, bo to przecież trwa tak krótko. Tu niestety dużo dłużej. Planuje do tego grindu wrócić, ale jestem zmuszony przyjmować go z przerwami.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Cosmocover
Plusy:
Bardzo udana mieszanka gatunków…
… tak w dzień przy strategicznym zarządzaniu
… jak i w nocy przy turowych pojedynkach
Doceniam ciekawe podłoże fabularne
Minusy:
Wymaga od nas za dużo czasu, jak na rogalika
Sterowanie na padzie jest uciążliwe
Łatwo sobie wyobrazić bardziej przyjemny interfejs