thl

Właściciel zdjęcia: XSEED Games

Recenzja The Hundred Line: Last Defense Academy na Nintendo Switch

Mieszanki gatunków to szalenie ryzykowny temat. Trzeba odpowiednio wyważyć smaki, w miarę zjadliwie je połączyć i liczyć, że po drugiej stronie odbiorca jest gotowy na eksperymenty i zaakceptuje wizję deweloperów. Śliski bywa on w kinematografii, kiedy horrorowe komedie nie straszą i nie bawią, a w gamingu wcale nie jest o pozytywny efekt łatwiej. The Hundred Line korzysta z bardzo osobliwych smaków. Jeden będący raczej w odwrocie - gra taktyczna, a drugi z odwiecznymi problemami w przebiciu się do szerszej widowni - visual novel. Efekt?
2025041209250500 s
Opowieść zabierze nas do Japonii pełnej tajemnic. Kiedy zawyją syreny, mieszkańcy muszą chować się w schronach i oczekiwać na zielone światło. Co dzieje się nad ich głowami? O tym przekona się Takumi Sumino. Totalnie przeciętny licealista, którego życie nie rokuje na większe uniesienia. Stanowi zapomniane tło dla wszystkich, poza bliską przyjaciółką, którą wspiera w trudnych momentach i obiecuje bronić przed wszelkim zagrożeniem. Bieg wydarzeń szybko zweryfikuje jego słowa i wystawi prawdomówność na próbę. Syreny sygnalizowały kosmicznych najeźdźców, a ich liczebność potrafi przytłoczyć. Jedynym ratunkiem dla Takumiego będzie skorzystanie z propozycji innego reprezentanta obcej cywilizacji, który namawia na wbicie specjalnego sztyletu w klatkę piersiową, co da nam specjalne moce. Jemu już wszystko jedno…

Tak trafiamy do ostatniego bastionu obrony naszej planety. Takumi pozna tajną organizację, która do tej pory zajmowała się najeźdźcom i właśnie zostaje wcielony w ich szeregi. Będzie częścią nowo powstałego oddziału złożonego w większości z nastolatków. Nietypowych, zwyczajnych, ale czy skłonnych do poświęcenia? To relacje z nimi będą stanowić trzon tej gry. Owszem, często trafiać będziemy na grida wyłożonego klasycznymi kafelkami, ale mam wrażenie, że nacisk jest skierowany raczej ku czytaniu i oglądaniu.
2025041309023400 s
Z VN-kami nie jest mi po drodze. Tak po ludzku nie jestem ich targetem, choć kilka z nich grałem i jakieś pojęcie wydaje się! mam. Oczywiście dobre tempo fabuły stanowi tam najważniejszy element, ale i sposób podania ma swoje trzy grosze do dodania. A Hundred Line rzuca tych groszy wiele więcej. Pełny voice acting na bardzo wysokim poziomie i ładna kreska (dla tych z sympatią do anime/mangi). Wyczuwalny jest tu ton poprzedniego hitu tych ludzi, którym był Rain Code. Tak w wizerunku protagonisty, wmieszaniu go w grono nieznajomych i przydzieleniu pociesznie wyglądającego kompana. To wszystko jest i tutaj.

Między walkami dostaniemy dowolną rękę w poruszaniu się po bazie. Będziemy mieli kilka aktywności do wybrania, zanim zakończy się dzień. Gra trwa 100 takich dni, co przyniesie jedno z dostępnych zakończeń, których obiecano… ponad 100. Jest mnóstwo zależności, które mogą wpłynąć na finał, ale niekoniecznie będzie to grande zwieńczenie, którego moglibyście oczekiwać. Gra jest skrojona w taki sposób, by umożliwić szybką powtórkę z rozrywki, ale nie będę wchodził na drażliwe tereny spoilerów.
2025041308404500 s
Skupię się na walce, która… jest bardzo zwyczajna. Absolutnie niczym szczególnym nie skażona i swoją formą często przypomina mi wręcz grę logiczną. Wszystkie ataki postaci mają określone pole rażenia. Naszym podszytym celem jest zgrabne zarządzanie punktami akcji i wykończenie jak największej ilości wrogów jednym machnięciem. Tam oczywiście dojdą do głosu ich punkty HP (choć wiele tu mięsa armatniego), moc postaci i okazjonalnie nasza znajomość z danym bohaterem, bo coś w tzw. międzyczasie boostować musimy. Będzie to jednak doświadczenie wtórne i zdecydowanie mniej angażujące. Nisko jest zawieszona poprzeczka tych wyzwań, chyba że będziemy rushować z całym wątkiem w najlepsze i olejemy jakikolwiek progres postaci. Walka oceniam na meh, meh. Jakbym nie znał innych gier taktycznych, to ok. Te niestety dla The Hundred Line istnieją. 

Jeśli jednak w obu tych gatunkach widzisz przyjaciela, to to może być obowiązkowy tytuł dla Ciebie. Da niezliczone godziny i zawładnie Switchem na jakiś czas. To ewidentnie jakościowy tytuł, bo mimo moich niechęci pewnych rzeczy odmówić im nie mogę. Nawet jeśli nie wyróżnia się taktycznie, to mniej wymagających tutejszy stan rzeczy raczej usatysfakcjonuje. To ma Cię wprowadzić w pewien trans. Gameplay loop, którego pętle masz pokochać i kończyć wielokrotnie. Nie jestem zwolennikiem zadań pobocznych, czy raczej ekspedycji na wrogim terenie, które rzucą nas na imitację gry planszowej (ani to ciekawe, ani czytelne), ale nie z każdą opcjonalną aktywnością udało się im trafić. Dla jednych będzie to fajne urozmaicenie, a dla drugich coś do przeskoczenia, jeśli historia was do tego nie zobowiązuje.
2025041421042700 s
Pewna powtarzalność jest tu zresztą wliczona w koszta. Nie mam problemu z budowaniem relacji, czy szybkimi teleportami po bazie, by w wolnych chwilach coś doboostować. Moim dużym problemem jest powtrzalna walka. Przeciwnicy, teren, to wszystko opatrzy się szalenie szybko i nie pozwoliło mi cieszyć się z tej gry należycie - a już na pewno nie tak, jak reszta świata wyceniająca na 9/10. Jeśli musiałbym rozbijać to na dwie części i definiować zamiłowanie odbiorcy, to bezpieczniej podejść do tej gry lubiąc VN. Z samą sympatią do taktycznych pojedynków (jak niżej podpisany) daleko nie zajedziesz. Docenisz całokształt, sposób przedstawienia, pomysł, ale braki na polu walki będą dość wyraźne.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie NeoHype


Plusy:

Thumb Up

Świetny sposób prezentacji - od grafiki po voice acting

Thumb Up

Ciekawy zestaw postaci i nie stronienie od kontrowersji w opowieści

Thumb Up

W teorii niezliczone godziny do rozegrania i tona zakończeń do odkrycia


Minusy:

Thumb Down

Przeciętna, a na dłuższą metę nudna warstwa taktyczna

Thumb Down

Ta drugoplanowa mini gra planszowa to mało ambitna strata czasu

7.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz