1

Właściciel zdjęcia: BANDAI Namco

Recenzja That Time I Got Reincarnated as a Slime ISEKAI Chronicles na NSW

That Time I Got Reincarnated as a Slime to seria light novelek wydawana w latach 2013-2016, przerobiona z czasem na mangę i anime. W Polsce nie cieszy się ona przesadną popularnością, a w niektórych krajach (jak Rosja) jest zbanowana za poruszanie tematu reinkarnacji. W Japonii zaś ma się naturalnie o wiele lepiej, będąc w czołówkach list sprzedażowych w latach swojego debiutu. Omawiana dziś produkcja jest drugą grą po mobilinym free-to-play Tensei Shitara Slime Datta Ken: Maō to Ryū no Kenkoku-tan.

Fabuła śledzi losy znudzonego życiem faceta, Satoru Mikamiego, który pada ofiarą przebiegającego nożownika. Umierający zaczyna słyszeć głosy, czego efektem jest odzyskanie przytomności. Niestety, już nie jako Satoru, a tytułowy szlam. Mając jednocześnie umiejętność Predator, pozwalającą przejąć czyjąś moc i wygląd, trafia on na potężnego smoka Veldorę, któremu obiecuje pomoc w zdjęciu klątwy na nim ciążącej. Pożera on smoka, rozpoczynając ciąg wydarzeń obserwowany w grze.
2024081014382900 s

Ludzki szlam


Sama gra, choć przybliża nam wyżej wspomnianą genezę, będzie najlepiej przyswajalna przez znających pierwowzór. Łatwiej będzie nam zyskać większą sympatię do licznych napotykanych postaci, jak i zaakceptować sam gameplay.

Skracając do granic możliwości - dostaniesz ludzkie ciało, które posłuży Ci doskonale w walce na miecze ze wszystkimi niebezpieczeństwami. Trafisz do wioski przyjaźnie nastawionych orków, gdzie zbierzesz swoją ekipę, a opowieść prześledzisz za pomocą wyrwanych żywcem z anime cutscenek i ogromu tekstu wylewającego się z ekranu.
2024080921554500 s
Spirala gameplayu będzie jednak nieco mniej wesoła i zakłada krzyżówkę dungeon crawlera z bijatyką. Wokół wioski jest pełno terenów do przeczesania, które dzielą się na mniejsze obszary (klasyczne dla crawlerów). Wymówką do odwiedzenia ich będą zadanie główne i poboczne, których cel często będzie sprawą trzeciorzędną. Twoim zadaniem będzie wybić wszystko, zebrać ewentualny skarb i patrzeć, jak zadanie samo się rozwiąże.

Próżno tu dopatrywać się jakiegoś RPGa, choć kilka naleciałości się znajdzie. Każda z postaci rozwijana jest indywidualnie i wszystkie będą miały przypisane sobie drzewko rozwoju. Proste, bazujące na zwiększeniu mocy ataku, czaru, wytrzymałości. Nie doszukujcie się tworzenia buildów, bo to nie jest ta gra. Ona upraszcza elementy, prezentując je graczom na swój sposób. Świetnym przykładem jest rozbudowa wioski z pozyskanych materiałów, która niesie ze sobą… procentowe zwiększenie statystyki.
2024081014340600 s

Na plasterki


Sama wymiana ciosów jest tak samo uboga, co satysfakcjonująca. Stoi w rozkroku między efekciarstwem, uzależniającą prostotą sterowania/mechanik i monotonią - dla dobra opisu przyjmijmy, że ma trzy nogi. 

Wszelkie wstawki ataków specjalnych są atrakcyjne dla oka, typowe dla tamtejszych gier, ale z czasem i tak będzie ochota je przyspieszyć. Bawią, ale zabierają zbyt wiele czasu. Szczególnie gdy jesteśmy na tym samym terenie, walczymy z tymi samymi przeciwnikami i w zasadzie robimy to samo, co kilka minut temu. Chcemy to zadanie po prostu mieć za sobą.
2024081015194900 s
Tą prostotą łatwo się zachłysnąć, bo to odmóżdżająca forma, którą idzie się zauroczyć, a już na pewno wybaczą ją zaślepieni fani anime/mangi. Na misję zabieramy maksymalnie trzy postaci + dwie stanowiące wsparcie. Ci drudzy będą na nasze zawołanie serwować ataki specjalne, a między pozostałym trio możemy się przełączać do woli. Zawsze miły akcent i jakiś powiew świeżości, choć mechanicznie to niezmiennie klepanie jednego przycisku i wychylanie analoga w celu wykonania przypisanej akcji. Rozklepałeś grupkę nieprzyjaciół w walce, w której i tak niewiele widziałeś? Świetnie, idź dalej, zaraz kolejna.

To po prostu walka na wyniszczenie. Albo się zmęczysz, odłożysz pada, wrócisz później, albo… … w zasadzie nie ma drugiej opcji. Krótkie sesje są tu wskazane. Bierze się to ze względu na odwiedzanie tych samych lokacji z poziomu mapy i bicie tych samych mobków. Bossowie czasem się przypałętają jako “śmiertelne niebezpieczeństwo”, co daje nam często znanego mobka w nieco ulepszonej formie i z pancerzem.
2024081009182200 s
Ładne to, chciałem polubić bardziej, ale akcentów gry mobilnej jest tu po prostu za dużo. W ogóle bym się nie zdziwił, jakby ktoś zawołał o mikrotransakcje na rzecz szybszego zbierania poziomów - nie ma ich, ale konstrukcja wskazuje na coś innego. Taki tytuł powinien mocno czerpać z pozyskiwania wspomnianym Predatorem nowych zdolności, a tych okazuje się tu być jak na lekarstwo. Niewielka ilość skillów i brak uzbrojenia tylko potęgują poczucie monotonii.

To RPG akcji dla casualowych, mało wymagających graczy. Może się spodobać w niewielkich porcjach, ale zaledwie liżę fundament gatunku i uznaje, że tyle wystarczy. Wrócę więc do wcześniej wspomnianej prawdy - wystarczy dla miłośników anime/mangi. Bez podszytej sympatii poprzeczka będzie zawieszona zdecydowanie wyżej. Po udanym One Piece Odyssey - recenzja TUTAJ - wracamy więc do growych adaptacji żerujących przede wszystkim na fanach.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie CENEGA Polska


Plusy:

Thumb Up

Ładne cutscenki i przejrzyste wprowadzenie do uniwersum

Thumb Up

Prostota mechanik potrafi być uzależniająca…


Minusy:

Thumb Down

…ale na polu walki przeważa monotonia za sprawą niewielkiej ilości skilli i przeciwników

Thumb Down

Dość banalny system rozwoju postaci

Thumb Down

Wylew fetch questów, o których nie pamiętasz podczas ich wykonywania

5.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz