Na Switchu ostatnio masa możliwości na powrót do świata Gwiezdnych Wojen. Były Battlefronty, Bounty Hunter, a zaraz kolejne lekko odrestaurowane porty. Po drugiej stronie barykady, w świecie Kirka, Spocka i Picarda, sprawa prezentuje się zgoła odmiennie. Fani tych gwiezdnych przygód są odstawieni na zapomnianą bocznicę. I nie chcę tu teraz roztrząsać, co jest lepsze, bo obu nienawidzę jednakowo, ale fani Star Treka muszą najwyraźniej celebrować wszystkie gry bazujące na tym uniwersum. Nawet jeśli są to produkcje dedykowane telefonom komórkowym jak Star Trek Legends.
Oryginalnie gra trafiła na iOS w 2021 roku. We wrześniu 2024, po drodze na Switcha (25 grudnia), zaliczyła jeszcze premierę na PC, a odpowiada za nią kanadyjskie Emerald City Games. I jak w przypadku mobilek bywa - interfejs będzie wielgaśny, różnorakich walut kilka, a rdzeń rozgrywki uproszczony.Star Trek Legends to gra z turową walką, gdzie nasza ekipa cyferek powalczy z komputerową armią klonów. Obraz może dość dokuczliwy z mojej strony, ale wcale nie odbiegający tak bardzo od prawdy. Przyjdzie nam tu się przedrzeć przez kilkadziesiąt misji podzielonych na 7 epizodów (po 6 misji w każdym, co przekłada się na nieco ponad godzinę potrzebną do ukończenia jednego takiego zbioru).
Do każdego zadania podchodzimy z pozycji naszego statku, gdzie dowodzimy naszą kolekcją bohaterów - tych doskonale znanych wszystkich fanom uniwersum, jak i anonimowych techników, inżynierów i innych medyków. Nowe postacie dołączają do nas fabularnie (po ukończeniu epizodu) lub w formie losowania. W przypadku gdy maszyna losująca przydzieli nam posiadaną już postać, możemy podnieść jej rangę i… w sumie nie wiem, co się wtedy dzieję, ale ekran się błyska!Podstawową formą rozwoju postaci jest naturalnie wyprawa. Udział w czteroosobowym składzie naszej misji lub poboczne zadania, które zabierają nam daną postać na określony czas - w końcu mobilka. Każda misja przedstawia nam schemat mapy, gdzie my, punkt po punkcie, odhaczamy kolejne przystanki aż do finalnej walki. Z początku będą to w pełni liniowe przejażdżki, by z czasem regularnie oferować rozwidlenia i namówić największych zapaleńców na powtórkę z rozrywki.
I czy powtórzysz ukończoną już misję, czy zdecydujesz się na nową - różnica będzie minimalna. Powtarzalne ekrany z wyborem ścieżki, z wydarzeniami, a już na pewno wtórny system walki. Ktoś się mógł dziwić, po co ja to w ogóle ruszam, jeśli niekoniecznie nazwałbym się “Star Trekowym”, ale to właśnie turowy aspekt interesował mnie najmocniej. Niestety, większość postaci to tylko inne skórki wewnątrz danej klasy. A sama klasa to zestaw tych samych skilli (a i jest ich, jak kot napłakał) i bardzo “komórkowy” model rywalizacji. Masz adekwatne statystyki - wygrasz. Jesteś wyraźnie poniżej wymaganego poziomu - polegniesz. A ową powtarzalność na dwoje babka wróżyła. Logika nakazuje myśleć, że powtarzam te same czynności i nawet nie czuje potrzeby zmiany kolejności wykonywanych akcji. Tu doboostujesz morale (bo ktoś się podjął takiej próby implementacji, ale jej jedyny zauważalny efekt, to bonusowy atak uszczęśliwionej postaci), tam zaatakujesz, a okazjonalnie uleczysz kompana dla pewności. Schemat banalny i ogłupiający… Tyle że ta prostota i efekt wszystkiego na pstryknięcie palcem potrafi uzależnić. Wkręcić na tyle, że trudno się zatrzymać. W gamingu nazywamy to dobrym tempem i wiele mogę zarzucić grom z telefonów komórkowych, ale tempo mają przeważnie na satysfakcjonującym poziomie. Pewnie to niepopularna opinia, bo uczeni jesteśmy je gnoić na każdym kroku, ale ma to swoje pozytywne aspekty. Wywodzą się z platformy skazanej na krótkie sesje, więc cały czas coś się dzieje. Star Trek Legends nie odbiega od tych norm.
Zanim się zatrzymałem, to już kilka epizodów było za mną. To ten relaksujący aspekt, który wypada uznać za plus. Pewnie będzie tam osamotniony, bo gdy tylko się ockniesz i wyjdziesz z hipnozy, to po analizie nie będziesz w stanie takiego produktu wybronić. Największy jego problem (no… jeden z wielu) to kiepska forma upgrade’owania reszty teamu. Ich ewolucja przebiega stanowczo za wolno, więc niby przyjdzie do Twojego składu postać, którą lubisz, ale trochę się zejdzie, zanim realnie będziesz mógł jej użyć w trakcie misji. Gra nie wspiera roszad, a żelazna ekipa, regularnie levelująca, będzie naszym najrozsądniejszym wyborem.
Nawet w tej formie byłby to produkt lepszy, gdyby zadbano o detale. Zapewniono więcej skilli, ciekawszych przeciwników i większą różnorodność. Tej ostatniej brakuje tu wszędzie. Tła są takie same, rywale tacy sami, a i robisz w kółko to samo. Gra mobilna - wiecie, z czym to się je!
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Qubic Games
Plusy:
Aspekt relaksujący gier z telefonów i dobre tempo - cały czas coś się dzieje, co odmóżdża i… wciąga
Fani marki dostaną tu sporo rozpoznawalnych postaci
Minusy:
Wszystkie grzechy gier mobilnych - przesadnie duży interfejs, pełno walut i innych pierdół pod monetyzację (choć w wersji na Switcha nikt nie skamlał o mój portfel na każdym kroku)
Wtórność rozgrywki - wydarzenia, tła i powtarzalne animacje
Przerażająco mała ilość skilli, która praktycznie zabija sens turowej walki