Metroidvania z uroczym królikiem w ogromnym mecha-pancerzu… ale to nie jest F.I.S.T. Jak pamiętacie, takie coś już było grane, jednak wydźwięk i styl rozgrywki Rusty Rabbit ma inaczej rozłożone akcenty. To też metroidvania, choć możliwości zagubienia nieco mniejsze. Tu też walka, ale już nie tak dynamiczna.Rusty Rabbit to gra studia Nitro Plus, za której scenariusz odpowiada Gen Urobuchi. Przeniesieni zostaniemy do alternatywnej wersji naszej planety, która była opuszczona przez ludzi w dobie epoki lodowcowej. Przy braku tych “gigantów” króliki przejęły dowodzenie i zaczęły tworzyć społeczeństwa przypominające to, co znamy z życia codziennego. Jednym ze szlachetnych zawodów tamtej ery jest kopacz, przebijający się przez skarby ukryte w górze Smokestack. W ten sposób przejmujemy kontrolę nad doświadczonym reprezentantem tego fachu, który dołącza do nowej, ambitnej drużyny chcącej dojść głębiej, a nie tylko wyłapywać powierzchowne skarby.
Będzie to side-scrollowa gra akcji z metroidvaniowym zacięciem. W wiosce stanowiącej główny hub ulepszymy swojego mecha o nowe skille pozwalające odkryć wcześniej niedostępne miejsca, choć zminimalizowane zostało poczucie zagubienia. Cel jest jasno określony, a przebieg akcji linowy. W z góry określonej kolejności odwiedzimy lokacje podzielone na wyraźne biomy. W każdym znajdziemy wiele stacji/checkpointów, do których łatwo wrócić z poziomu wspomnianej wioski. I tak przebijasz się głębiej i głębiej.Bo to gra o kopaniu. Klocki do rozbicia są wszędzie. Może nie jest nimi przepełniony cały świat, jak chociażby w SteamWorld Dig, ale wielbiciele tamtej gry poczują podobny vibe. Tu musisz czerpać motywację z samego kopania. Pomagać będzie pełny i bardzo dobry voice-acting, który zbuduje całkiem ciekawą opowieść, ale gameplayowo zostaniesz z rozbijaniem klocków.
Oczywiście jest też walka, ale ta stanowi pewnie największą kulę u nogi. Mocno bazuje na wyczuciu odpowiedniego dystansu. Walczyć będziesz na krótkim, a leniwe ruchy królika nie pomogą czerpać z tego jakiejkolwiek satysfakcji. Rzadko kiedy akceptuje, jeśli postać całkowicie zatrzymuje się przy zadawaniu ciosu. To kompletnie zabija tempo gry. Rusty Rabbit, choć ma to logicznie uwarunkowane (wielki mech z wiertłem), jest tego doskonałym przykładem. Strasznie uwłaczające doświadczenie, gdy nawet najniższy szczebel łańcucha pokarmowego czeka na wykończenie. Taka metroidvania musi mieć dopięte na ostatni guzik sterowanie i responsywność. To poczucie wygody w poruszaniu. Rusty Rabbit tego nie ma. Mocno odczuwalny jest tu niższy budżet, czy też indie charakter produkcji.Wszystkie te mobilne niedoskonałości starali się zapchać rzeczami, które odwrócą naszą uwagę od faktycznego gameplayu. W wiosce budować będziemy relację z lokalną społecznością. Jadłodajnia działa jak rozdawnictwo jedzenia w celu bliższego poznania, a cała reszta budynków czerpie z oklepanych schematów innych gier. Dodatek może i przyjemny wizualnie, ale niewiele wnoszący do mechanik gry. Zebrane na mapkach materiały wykorzystujemy do rozwoju sprzętu, a punkty doświadczenia z walki i kopania (bo szczątkowe ilości też są za to) do pozyskania często niezbędnych do progresu skilli.Rusty Rabbit to po prostu nic wyjątkowego.Gra skazana na zapomnienie w dobie wielu świetnych metroidvaii. Jest to bardzo fajnie opakowane (fabuła, pełny voice acting) i trzyma stabilny klatkarz na Switchu, ale szybko zaczyna męczyć swoją bezpłciową formą. Brakuje tu chęci poznawczej na mapach i euforii z odkrywania. Walka z wtórnymi wrogami temu nie jest w stanie pomóc, więc zostajemy z jednym - o jakie słodkie króliki… i niewiele poza tym.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie NetEase Games