Przyznam Wam się do czegoś, jakkolwiek to znaczy… jestem łatwy. Gdy usłyszę „gra rytmiczna” lub „genialny sountrack” od razu jestem kupiony. Od czego się zaczęło? Chyba od Abzú i Sayonara Wild Hearts. Ciepło wspominam te gry. Później padło na obydwie części Ori, a ostatnio soundtrack z Elden Ring zwalił mnie z nóg. Tak więc muzykę w grach zawsze stawiam na wysokiej pozycji. W Road 96 w końcu nie udało mi się zagrać… i dobrze, bo DigixArt Studio postanowiło wydać Road 96: Mile 0. Czemu dobrze? Bo jest to prequel, więc świetnie mnie wprowadzi w ten świat, który został ciepło przyjęty przez graczy Road 96.
Książkowa przyjaźń
Gra zabiera Nas do państwa Petria, a dokładniej White Sands, czyli miasta sławnych i bogatych ludzi, rządzonego przez dyktatora Tyraka. Głównymi bohaterami są Zoe, czyli córka wysoko postawionego ministra i Kaito, który razem z rodzicami przeprowadza się z niebezpiecznego Colton City w poszukiwaniu lepszego życia. Nastolatkowie wpadną na siebie, co przerodzi się w wielką przyjaźń. Oboje spędzą ze sobą sporo czasu, poznając prawdę na temat prezydenta Tyraka, ojca Zoe, tajemnicy Kaito i wydarzeń z 1986 roku.
W rytmie muzyki
Gameplay w Road 96: Mile 0 składa się z dwóch elementów. Pierwszym z nich jest po prostu rozmowa z przyjacielem i mieszkańcami miasta. W ten sposób dowiadujemy się, co w trawie piszczy. Rozgrywka odbywa się w pierwszej osobie. Poruszamy się jedną z postaci (na przemian w zależności od aktu) po mieście, dokonując jednocześnie wyborów, które kształtują dalszą historię. Warto też się rozglądać, bo mapy skrywają różnego rodzaju kasety z kawałkami, naklejki itd. Częścią drugą są wycieczki… do umysłów głównych bohaterów. W nich pędzimy na deskorolce lub rolkach w rytmie muzyki. Tło i rytm melodii jest dopasowany do towarzyszących im emocji, dzięki czemu niektóre poziomy są bardziej wymagające od innych. Na „torze” jednocześnie zbieramy punkty, a po ukończeniu poziomu otrzymujemy wynik i ocenę. Na rywalizację online raczej bym nie liczył, ale zawzięci się pewnie znajdą i wynik będą poprawiać. Spodziewałem się też, że wszystko się będzie działo typowo do rytmu, a tak nie jest. Nadal jestem miło zaskoczony, spodobał mi się ten element rozgrywki.
(Nie)kolorowo
Podobnie jak Road 96, jego prequel wizualnie nie zawodzi. Wszystko zachowano w pięknej, pełnej pastelowych kolorów oprawie. Modele postaci może i nie powalają, ale widoki z White Sands na otaczające pustynie i oddalone miasto świetnie to wynagradzają. W kwestii płynności jest już inaczej. Nie wiem, czy gra w ogóle działa w 30 FPS podczas poruszania się po mieście. Utrudnia to rozglądanie się i wybieranie odpowiedzi podczas rozmów (wybieramy je analogiem). Co do części muzycznej nie można się doczepić, bo ta działa poprawnie bez spadków klatek. Ekrany ładowania też pozostawiają wiele do życzenia… straaaasznie się dłużą. Czy były bugi? Jeden, który strasznie mnie irytował. Na początku gry w kryjówce przyjaciele postanawiają zrobić graffiti, tak więc malujemy. Mimo ukończonego malowania dźwięk sprayu pozostał i za każdym razem, gdy rozmawialiśmy w kryjówce (czyli prawie zawsze), słyszałem go. Nie pomógł reset gry, ale przeżyłem.
Mocne doznania
W Road 96 JESZCZE nie grałem, ale jeśli miałbym sobie wyobrazić prequel jakiejś gry, to właśnie tak. Wciągająca opowieść dwojga przyjaciół pochłonęła mnie bez reszty. Jest mocna, poruszająca, a jednocześnie zaskakująca. Wybory kształtują historię, a różne zakończenia zachęciły mnie do rozpoczęcia gry od nowa. Wizje dzieciaków to dobry krok i dodatek, bez którego nie wyobrażam sobie teraz tego tytułu. Muzyka jest genialnie dobrana, i świetnie buduje napięcie. Lubię gry o ciepłych i pastelowych barwach, więc świetnie wpasowała się w moje gusta. Świat został ładnie zaprojektowany, postaci już niekoniecznie. Switch średnio sobie poradził z utrzymaniem płynności gry, ale mam głęboką nadzieję, że twórcy mają już przygotowany patch Day One. Niemniej Road 96: Mile 0 to mocny tytuł, który pozostanie w mojej pamięci na długo. Jednocześnie nabrałem ochoty na sequel, a pudełkowej wersji (jeśli się taka pojawi) na pewno sobie nie odmówię. Jeszcze raz DigixArt, dobra robota!
Dziękujemy firmie PLAION za dostarczenie gry do recenzji.