Call of the Sea nie jest grą pierwszej świeżości. Wydana była w 2020 roku i cieszy się bardzo pozytywnym odbiorem graczy na Steam. Pochodzi jednak z gatunku, który nie ma dziś przesadnie dużej widowni. Jest symulatorem chodzenia przepełnionym zagadkami. Opowie historię kobiety poszukującej swojego zaginionego męża. Ten wyruszył kiedyś w poszukiwaniu lekarstwa na jej nietypową przypadłość.Powodem takiego nagłego debiutu na Nintendo Switch jest nadchodzący sequel Call of the Elder Gods. Niewiele wskazuje, jakoby miał on być fabularnie powiązany z tutaj omawianą grą, ale najwyraźniej każda wymówka jest dobra, by zarobić więcej na swoim hicie.
A zarobek się należy, bo w swojej kategorii wagowej, Call of the Sea ma najlepszą ofertę. Jest bardzo trafną kombinacją intrygujących wizualnie terenów, które roztaczają wokół siebie tajemniczość, a w graczu chęci poznawcze. Oferuje solidny zestaw zagadek. Różnorodnych, bazujących często na naszej spostrzegawczości, a nawet oczekujących odmiennego spojrzenia. Jakkolwiek je nie określić - są sprawiedliwe. Nie czuć w nich sztucznego wydłużania czasu gry (i ten finalnie jest dość krótki - około 4-5h), czy przesadnie wygórowanych wymagań. Nie oznacza to, że przez tę grę przepłyniecie bez chwili pomyślunku, ale wyzwanie zawsze wyda się zasadne. Jeśli jeszcze na nie nie wpadliście, to najpewniej trzeba zmienić podejście.Muszę brzmieć enigmatycznie i trochę lawirować, by nie zdradzać zagadek, ale ma to też związek z samą fabułą. Ta z pozoru wygląda jak ckliwe love story z lat 60’. Nieskazitelna miłość, która napędza naszą bohaterkę do poszukiwań. Finalnie okazuje się czymś nieco bardziej surrealistycznym. Skręca na lovecraftowski grunt. Niekoniecznie bardzo mroczny, ale skłaniający do małych przemyśleń, a nawet pozwalających na decyzyjność pod koniec opowieści.
Nie będzie to jednak perełka, która zostanie z nami na dłużej. W zasadzie fabuła, choć się stara, jest pewnie najgorszym elementem gry. Drażnić może nachalna ekspozycja. To ta gra, gdzie miejsca na interpretacje nie będzie. Jak chcesz chłonąć ten nieznany ląd po swojemu, to nie tutaj. Bohaterka ma coś do powiedzenia na każdy temat, więc pewna forma narracji jest tu narzucana. To niekoniecznie zbrodnia, bo znajdziemy graczy wolących zarączkizm, jak i zwolenników swobody myślowej, ale warto mieć to na uwadze.Switch radzi sobie z tym tytułem bez zgrzytu, a mnie dziwi, że debiutuje tu tak późno. Taki symulator chodzenia do rozwiązywania kolejnych problemów, to dość naturalny gatunek dla handheldowej konsoli. Może nie wspiera grania z doskoku (żeby nie wypaść z obiegu), ale klarowny podział na rozdziały na pewno pomoże z odpowiednim dawkowaniem produkcji. Wygląda podobnie do pierwowzoru (no... trochę mleko i switchowa mgła), spadków animacji nie odnotowałem, a i język polski w formie napisów się znajdzie - to ważne!
Powtórzę - w swojej kategorii to gra warta każdej złotówki. Pytanie, ilu jest faktycznych entuzjastów tej kategorii? Czasy świetności point & clicków, czy bardziej zbliżonych do tego Mystów, to odległa rzeczywistość. Zapomniana i już na zawsze skazana na niszę.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Make Good Art Agency
Plusy:
Różnorodność zagadek
Sprawiedliwość - łamigłówki są logiczne
Fabuła ma urok, a dwa zakończenia i jakakolwiek decyzyjność to już miłe zaskoczenia
Polska wersja językowa - napisy (jak w mało którym gatunku jest ona wskazana)
Minusy:
Nachalna ekspozycja - wolałbym chłonąć bez ciągłych komentarzy protagonistki