Rime

Właściciel zdjęcia: Tequila Works

Recenzja RiME na Nintendo Switch

W dzisiejszych czasach wielkie studia stawiają na rozmiar gry. Dziesiątki lub nawet setki spędzonych godzin, multum misji głównych i pobocznych często z kiepską fabułą. Nie będę ukrywał, że jestem już tym znudzony, więc często sięgam po małe tytuły niezależne, które w swojej prostocie mają do przekazania wiele ciekawych historii, pełnych emocji wywołujących ciarki na moim ciele. Jednym z takich tytułów jest RiME wydane przez hiszpańskie studio Tequila Works. 


Fabuła i gameplay


Główny bohater o nieznanym nam imieniu ląduje na plaży tajemniczej wyspy. Możemy spekulować, że jest rozbitkiem. Świadczą o tym krótkie cutscenki (wspomnienia) na statku podczas sztormu. Chłopiec zmierzy się z dziesiątkami zagadek, ciekawymi lokacjami i łapiącą za serce historią. Gra stawia na lirykę, więc fabuła jest od początku nieklarowna. To gracz podczas przygody ma za zadanie zinterpretować fabułę według siebie, bowiem protagonista jest niemy i w grze nie pada ani jedno słowo.
świecąca kula
Fundamentem rozgrywki jest eksplorowanie wyspy i rozwiązywanie zagadek. Sam teren jest sporych rozmiarów, bowiem oprócz drogi prowadzącej za wątkiem głównym znajdziemy też krótsze i ukryte. Te skrywają sekrety pozwalające zbliżyć się do historii. Autorzy świetnie przemyśleli ułożenie mapy, bo mimo zboczenia z trasy jesteśmy w stanie bez najmniejszych problemów wrócić do początkowej miejscówki. À propos tego… w podroży towarzyszy Nam mały lisek. W razie zagubienia się wystarczy iść jego śladami. Prócz czworonożnego towarzysza, podczas wędrówki spotkamy tajemniczego mężczyznę z czerwoną peleryną, identyczną do tej na plecach młodzieńca. Niestety dopiero przy końcu gry dowiemy się czegokolwiek na temat obydwu istot.

W RiME zagadki zrobiły na mnie duże wrażenie. Co prawda nie są one zbyt skomplikowane i rozbudowane, ale też nie obrażą naszej inteligencji. Spora ich część to zabawa światłem i ułożenie jego źródła w takim sposób, by cień padał na konkretny punkt. Znajdziemy też urządzenie w kształcie klucza, przez które spoglądamy, a po odpowiednim jego ustawieniu odblokowują się kolejne przejścia. Te dwa przykłady to moje ulubione, ale to zaledwie garstka tych, które czyhają w głębi wyspy. Do aktywacji niektórych z nich chłopiec używa swojego głosu. Krzyk otwiera niewidzialne przejścia lub mechanizmy. Dodatkową jego umiejętnością jest wspinanie się… i nie są to byle jakie schodki, czy skrzynki. Protagonista zdobywa szczyty najwyższych budowli i wzniesień niczym Lara Croft. Osoby odpowiadające za te wszystkie łamigłówki odrobili zadanie na szóstkę z plusem.
wyspa z góry
Gra, skupiając się na przedstawieniu nam swojej historii, nie dostarcza żadnych przeciwników do pokonania. Prócz ogromnego ptaszyska uprzykrzającego chłopcu życie, spotkamy duchy (najprawdopodobniej symbole smutku). Ani jeden, ani drugi nie wchodzą z Nami w bezpośrednią walkę, raczej tylko utrudniają poszukiwania.


Może selfie?


Design terenu robi wrażenie, a widoki zapierają dech w piersi. Mapa jest świetnie zróżnicowana, począwszy od piaszczystej plaży z kontrastującymi białymi budynkami, tajemniczych świątyń i jaskiń, po resztki podwodnego miasta, czy spętane smutkiem i pokryte deszczem ruiny. Jestem fanem pięknych widoków w grach i jeśli mogę, to je uwieczniam. Gdy przygotowywałem screeny do recenzji, zabrakło mi na nie miejsca, co nigdy nie miało u mnie miejsca. Użyta paleta barw jest miła dla oka. Jaskrawe zielenie i odcienie niebieskiego przypominają mi te z najnowszej odsłony Zeldy, czy z ukochanego przeze mnie Abzu. Mimo tego, że gra nie jest wysokobudżetowa i nie wyszła spod skrzydeł ogromnego studia, to jej level design jest naprawdę na wysokim poziomie.
korytarz
Poza wyżej wymienionymi chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na warunki panujące podczas fabuły. Autorzy zadbali o cykl dnia i nocy, który zawsze cieszy moje oko i jest według mnie absolutnym must have. Prócz tego interesujące wydają się, na pozór zwykłe zjawiska atmosferyczne. Gra jest podzielona na kilka części, a w każdej z nich główny protagonista ma inny nastrój. Przykładowo pod koniec gry chłopiec jest zrozpaczony i smutny, jednocześnie na mapie pojawiają się ciemne chmury i ulewny deszcz. Przyznam, że pomysł był genialny!


Optymalizacja


To jest chyba jedyny minus, którego się doszukałem. Gra pod względem płynności leży. O ile gameplay odbywa się w zamkniętych przestrzeniach typu jaskinie, gra działa poprawnie. Dopiero po wyjściu na otwarty teren klatki spadają i to dosyć sporo. Na szczęście nie zdarza się to często, ale jest odczuwalne. Nie ukrywam, że po dłuższym czasie spędzonym w grze przestałem zwracać na to uwagę.
tafla wody

Czy warto zagrać w RiME na Nintendo Switch?


RiME to przepiękny tytuł z cudowną historią, pełną emocji i wzruszeń. Wyspa, na której ląduje młodzieniec robi ogromne wrażenie. Zróżnicowanie terenów, ich paleta barw, jak i panujące warunki atmosferyczne, czy cykl dnia i nocy to kawał świetnej roboty. Zdecydowanie mocną stroną gry są zagadki do rozwikłania. Niezbyt trudne, lecz nadal ciekawe. Brak konfrontacji z przeciwnikami pozwala skupić się na otaczających widokach i fabule, która jest jedną wielką niewiadomą (nie zawiedziecie się). 

Kim jest chłopiec? Dlaczego wylądował na wyspie? Co robi tutaj lis i nieznajomy mężczyzna? Czemu bohaterowi towarzyszą tak skrajnie różne emocje? Pytań nasuwa się wiele, co jeszcze bardziej napędza do ukończenia gry. Tytuł jest krótki, bo zaledwie na 10 godzin, lecz dla mnie była to wystarczający czas. Od strony technicznej są pewne niedociągnięcia. Widoczne spadki klatek bywają uciążliwe, lecz nie przeszkadzają w dokończeniu historii. Mimo to polecam tytuł z czystym sumieniem, jeśli fabuła zajmuje dla Was najwyższy stopnień podium.


Plusy:

Thumb Up

Chwytająca za serce fabuła

Thumb Up

Piękne tereny i widoki

Thumb Up

Duża ilość zagadek

Thumb Up

Cena


Minusy:

Thumb Down

Problemy z płynnością

8.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Krzysztof Cichy



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz