Ravenswatch Keyart 16x9 b-scaled

Właściciel zdjęcia: Nacon

Recenzja Ravenswatch na Nintendo Switch

Ravenswatch to przedstawiciel gatunku roguelite, w którym trafimy do zepsutej krainy, gdzie jedyny ratunek może przyjść ze strony baśni i ludowych legend. Jako Czerwony kapturek, Beowulf, czy Wukong, staniemy do walki z lovecraftowym niebezpieczeństwem. Wszystko z kluczową możliwością rozgrywki multiplayer (do 4 osób wyłącznie online).
2025020114143000 s
Gra po sporym czasie spędzonym w early access wyszła na światło dzienne we wrześniu zeszłego roku. Switch musiał poczekać kilka dodatkowych miesięcy okraszonych paroma przesunięciami premiery, by finalnie wylądować na eShop 23 stycznia 2025. Kurz trochę opadł, szumu medialnego nie było wcale, a ja czekałem.

Czekałem skuszony świetnym settingiem, na którym się nie zawiodłem. Nawet jeśli ta kraina to zestaw opętanych oczywistości i lovecraftowych macek, tak zestaw bohaterów zasługuje na uznanie. To różnorodny pakiet 9 postaci - z 4 podstawowymi i 5 czekającymi na odblokowanie wraz z progresem - i kolejnymi obiecanymi w następnych aktualizacjach. Każdy będzie indywidualnie levelował, odkrywał karty swojej historii i zdobywał perki, które wykorzysta w kolejnych podejściach.

Od Kapturka, który w nocy zmienia się w wilka, przez Aladyna, Gepetto, Królową Śniegu, czy Fletnika z Hamelnu, który steruje zgrają szczurów. Można o tej grze mówić wiele, ale zestaw bohaterów do wyboru jest osobliwy i… świetny. Tak po ludzku każdym chciało się zagrać, każdego wypróbować i świadomie wybrać swojego “maina”. Przyda się, bo oczywiście gra zawiesza wysoko poprzeczkę, a ewentualne przejście trzech głównych rozdziałów zwiększy poziom trudności zachęcając do powtórki. Inna sprawa, że chcąc odblokować kolejne postaci, trzeba będzie przejść przynajmniej 1 rozdział każdym z podstawowych bohaterów, a i to może okazać się problematyczne.
2025020113584400 s
Ravenswatch nie jest rogalem, który wykłada przed nami serię zamkniętych pokoi z nagrodami. Tu trafiasz na pokaźnych rozmiarów teren z kilkoma pobliskimi znacznikami i resztą mapy pokrytą gęstą mgłą. Twoim zadaniem jest maksymalizowanie dostępnego czasu. Kurczący się licznik wskazuje nadejście bossa, którego trzeba pokonać chcąc progresować i zwiedzić kolejny rozdział. Założenia proste, a decyzja należy do Ciebie. Na mapie zawsze jest jakieś zadanie z obowiązkowym zbieractwem zasobów i późniejszą obroną chaty zleceniodawcy, ale nijak nie jesteś zobowiązany w nim uczestniczyć. Możesz bić jedynie moby i rosnąć w siłę. Każdy zdobyty level postaci daję możliwość wyboru perka, które jednocześnie możemy kupować za zdobyte pieniądze lub wylosować wrzucając monety do studni. Tak staramy się stworzyć build, który przetrwa i poradzi sobie z bossem. Przegrana nie oznacza jednak końca, bo każdy run uzbrojony jest w krucze pióra, które mogą Cię odrodzić (w przypadku grania multiplayerowego pula piór jest do dyspozycji wszystkich graczy łącznie - nie że każdy ma swój zestaw pomocy).
2025020114372200 s
O ile doceniam różnorodność postaci, tak mam sporo zastrzeżeń, co do zmiennych wewnątrz runa. Każdy bohater ma zestaw skilli, które po piątym levelu uzbrajamy w dodatkowy Ultimate, a w międzyczasie boostujemy na różnorakie sposoby. Po kilku takich próbach zaczyna to łapać ewidentną zadyszkę. W końcu cały czas bijemy tym samym. Zawsze będzie to lekką skazą na życiorysie względem tych rogali, które uraczą nas coraz to nowszym uzbrojeniem - jak chociażby Enter the Gungeon czy Isaac. Ravenswatch to nie ta gra.

Ravenswatch to też niekoniecznie gra singleplayer. Oczywiście można nią się bawić w ten sposób, a żywotność przeciwników i poziom trudności zostaną odpowiednio dostosowane/obniżone, tak mam nieodparte wrażenie, że najłatwiej o tworzenie synergii wokół szerszej ekipy. Zresztą z kimś do towarzystwa mamy więcej możliwości na samej mapie - jak proste rozdzielenie się - a poczucie wtórności przez otaczający nas świat będzie nieco mniejsze. Mapy niby mają generować się losowo, ale wewnątrz tej maszyny losującej sporo powtórek. Nijak mi to życia nie zmienia, że studnia będzie na północy, a jakiś grymuar na południu, a potem odwrotnie. Niby jest to cecha gatunku i jest to wpisane w koszta, ale jednak Ravenswatch radzi sobie z otoczeniem wyjątkowo kiepsko. Bierze się to z tempa. W innych sami go dyktujemy swoim skillem i coraz pewniejszą ręką - pierwsze mapy, kiedyś trudne, dziś wciągamy na śniadanie. Tu zawsze będzie ten sam licznik.
2025020114381900 s
Ravenswatch ma ewidentnie zestaw problemów, które stoją naprzeciw fajnemu settingowi i kuszącej różnorodności. Chce się w to grać, ale w małych dawkach i ze sporymi odstępami czasowymi. Nie ma tu tego “wjazdu na ambicję”, który nakazuje wrócić dokładnie w chwili śmierci, więc daleko tej grze do największych gatunku. Wrzuciłbym ją do worka z niedawnym TMNT: Splintered Fate, gdzie wiele problemów było zbliżonych. Sytuacje może poprawiliby bossowie, którzy są sztywno przypisani do rozdziału i szybko się nudzą. To niby też nie zbrodnia w świecie “rogali”, ale tu znów wrócimy do tempa prowadzenia tutejszej akcji. Ona ciąży na człowieku najmocniej.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Dead Good Media


Plusy:

Thumb Up

Świetny setting i pomysł na bohaterów

Thumb Up

Różnorodność postaci

Thumb Up

Udanie skrojona pod granie wieloosobowe

Thumb Up

Świeże oparcie rogalowych systemów na maksymalizowaniu swojego czasu…


Minusy:

Thumb Down

…co jest mieczem obosiecznym, bo wolniejsze tempo (i znikome zmienne wewnątrz jednej postaci) nie wspiera częstych powtórek

Thumb Down

Losowo generowane mapy są zdecydowanie za mało losowe, a bossowie sztywno przypisani do rozdziału

7 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (2)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz

Opal
06.02.2025 15:23
Czyżby brak polskiego?
korazdrzewa
07.02.2025 11:31
Brak, ale raczej nie rodzi to wielkich przeszkód.