Za czasów Nintendo 64 spoglądałem w kierunku Ready 2 Rumble Boxing. Nigdy nie było mi dane zagrać, co pewnie się nie zmieni, ale na Switchu mogłem przynajmniej oddać się w ręce klasycznego Punch-Outa - a w szczególności wersji Super ze SNESa. Człowiek ze sportem kontakt ma całe życie, więc jakkolwiek powtarzalny by nie był schemat gier z nim związanych, to zawsze czuję potrzebę spróbowania.
Widząc zbliżające się na Nintendo Switch Punch A Bunch (20 lipca 2023), nie mogłem przejść obojętnie. Dla jednych jakaś mała, prostacka gierka, a dla mnie potencjał na emocje związane z nokautami. Za grę odpowiedzialny jest YouTuber Pontypants, a przy porcie na Switcha i wydaniu gry pomagało polskie No Gravity Games.
Runda 1
Wcielamy się w pięściarskiego prospekta, którego trening odbywa się pod zgryźliwym okiem doświadczonego trenera. Szydząc z naszych poczynań, raczej zwiastuje on szybki oklep od pierwszego z brzegu gościa w rękawicach. Wspomniany trening to oczywiście nasz tutorial. Uczymy się poruszania po ringu, uników, blokowania i wyprowadzania ciosów. To ostatnie wcale nie musi być tak proste, jak się wydaje.
Gra oferuje dwie metody sterowania. Oryginalna zakłada coś bardzo naturalnego dla szermierki na pięści - balans tułowia. Ręce to tylko narzędzia, a prawdziwa siła nie idzie w parze z wielkim bicepsem. Ruch biodra i postawa są niezbędne dla idealnego ciosu. Punch A Bunch może i kpi z siebie na wielu płaszczyznach, ale ten model traktuje bardzo poważnie. Wymagane od nas będzie właściwe przygotowanie.Opanowanie, że nie samym przyciskiem zadamy dobry cios, a musimy to poprzedzić odpowiednim balansem, za który odpowiada prawy analog. Chcesz nokautować jak Tyson w latach świetności? Musisz dać trochę od siebie. Łączyć balans tułowia przy unikach, z dobrym timingiem i pochyleniem się naprzód, kiedy nadejdzie okazja na kontrę. Dopisz do tego blok, a w tej arcade’ówce znajdziesz sporo frajdy i przemyślanego podejścia.
Wszyscy oczekujący nieco luźniejszego obcowania z Punch A Bunch mogą postawić na bardziej klasyczny gamingowo model, który podzieli nam ciosy na cztery przyciski z pada - lewa góra, lewy dół i analogicznie prawy na szczękę i w korpus. Wszystko z zabawnym modelem fizyki, który giba fighterami na boki, ale przez to nie każdy cios dojdzie do celu - trzeba wyczuć kiedy uderzyć.
Runda 2
Po szybkich podstawach możemy wrócić na szkolenie dla własnego dobra albo ruszyć po jeden z trzech pasów mistrzowskich. Za tymi trybami o rosnącym poziomie trudności kryje się zwyczajna seria walk do pierwszego KO. Zazwyczaj do pokonania mamy 5 rywali, zanim zostaniemy okrzyknięci Championem gotowym na kolejne wyzwania. Zaczyna się prosto, przeciwnicy też przypominają zwykłych początkujących Januszy, aż w końcu zaczniemy napotykać na swojej drodze liczne udziwnienia.
To ten moment, kiedy bokserscy puryści muszą hamować swój entuzjazm po moim wywodzie o przełożeniu pięściarskiego alfabetu na to krzywe zwierciadło. Rywale stają się coraz dziwniejsi, mają swoje specjalne zachowania (adekwatne do wyglądu), a ring potrafi zmienić swój image. Wiking wymachuje rękoma bez opamiętania, jakby świeżo skończył zakrapiane imprezowanie, a wrestlingowy Luchador skaczę na nas z narożnika.Symulacji nikt nie obiecywał i mi się to podobało. Przede wszystkim rośnie poziom trudności, a pozbawienie nas orientacji w ringu (po udanym specjalu przeciwnika) sprawia, że celna seria ciosów po niej następująca wydrenuje nasz pasek życia. Inna sprawa, że twórca bawi się tym projektem, czerpiąc często z dóbr popkultury, co zawsze wywołuje uśmiech.
Runda 3
I choć jest to gra, która wymaga cierpliwości, zręczności, a nokautowanie dało mi sporo frajdy, to należy wziąć pod uwagę oczywiste braki zawartości. Wita nas bardzo skąpe menu, po którym przenosimy się do zaledwie kilku opcji prowadzenia rozgrywki. Wizualnie to coś na wzór najuboższych mobilek.
Starcia mają swoje wyzwania, za które odblokowujemy nowe stroje dla naszego wojownika, ale to by było na tyle. Trzy turnieje to mało. Całość idzie skończyć bardzo szybko, jak tylko przełkniemy wymagający poziom trudności i nie rzucimy się na wymianę ciosów z każdym. W zasadzie prawdziwe wyzwanie przyjdzie dopiero na ostatnich zawodach, plus ewentualnie jedno nieco trudniejsze starcie w drugiej drabince. Nagroda za przejście też nie jest zbyt satysfakcjonująca.Mała gra, której zawartość i sposób prezentacji pozostawia bardzo wiele do życzenia, ale oszukiwałbym sam siebie, oceniając ją negatywnie. Muszę wziąć pod uwagę czynnik czerpanej radości, a ten był bardzo miłym zaskoczeniem, który niesie ze sobą ten najlepszy atut każdej gry - jeszcze raz. Jeszcze jedna walka, jeszcze jeden turniej, jeszcze jedna próba podniesienia się po porażce. Pojedynki zazwyczaj trwają kilka minut (lub mniej), co tylko podkręca nasze zapędy do zatrzymania się na dłużej.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie No Gravity Games
Plusy:
Przyjemny system walki oparty na fizyce
Dwie opcje sterowania, w tym adekwatny dla sportu nacisk na odpowiedni balans tułowiem (w granicach arcade’owego rozsądku)