Pikmin 4

Właściciel zdjęcia: Nintendo

Recenzja Pikmin 4 na Nintendo Switch

I Ci czwarci będą pierwszymi. Jak inaczej podejść do Pikminów? Niby wszystkie prędzej czy później zagościły na Switchu, ale czy były odsłonami tworzonymi pod tę konsolę? Dwie pierwsze były wyjątkowo powolne, przemierzając trasę z GameCube’a na Switcha, a trzeci może i trochę już tu gości, ale oryginalnie jest grą z Wii U.

10 lat przyszło czekać na nową część serii, bo Hey! Pikmin z 3DS nie jest uznawany za Pikmina nawet przez Pikminy. Złośliwy by stwierdził, że Ci mali pracowici kosmici doczekali się wreszcie gry na “nową” generację. Zanim jednak Switch wygaśnie i ustąpi miejsca następcy, musi przywłaszczyć sobie jeszcze jedną mini koronę za zasługi - to u nich znajduje się ten NAJLEPSZY Pikmin. Czwarta część trafiła na półki sklepowe 21 lipca 2023 roku.




Słyszę wycie


Jeszcze przed zagraniem napływały mnie wieści, że najlepiej oceniana gra miesiąca znów jest dziełem Nintendo. Wtedy też usłyszałem nóż otwierający się w kieszeni wszystkich przeciwników. Zobaczyli screeny, jakieś kolorowe ludziki, jakieś karykaturalne postaci - jad wylewał się w najlepsze. Nie rozumieją i nie zrozumieją, dopóki nie spróbują.
intro
Dla wszystkich niedowiarków i nieświadomych przypominam, że seria Pikmin to cozy strategia widziana przez różowe okulary Nintendo. Teoretycznie są tu wszystkie niezbędniki gatunku. Walka naszych jednostek jest? Jest - krzykliwa i brutalna. Mapa do okrycia czeka? Czeka, choć oszczędzili nam mgły. Surowce zbierasz? Praktycznie cały czas. Zostawiam niedawny tekst o pierwszych dwóch odsłonach, które debiutowały przy promocji niżej opisywanego Pikmin 1 i 2

Każda część Pikmin wiąże się z jakąś katastrofą statku kosmicznego. Misje ratunkowe i zbieranie części do szczęśliwego powrotu na swoją planetę, to chleb powszedni. Kilkanaście lat minęło, a oni dalej mają problem ze zbudowaniem działającego statku. Na miejscu kapitana Olimara bym sobie darował wszystkie loty, bo facet do szczęśliwców nie należy.

Pikmin 4 nie jest tu wyjątkiem, a wspomniany główny bohater (choć tutaj nie pod naszą kontrolą) znów rozbija się na nieznanej planecie. Za pomocą swoich dzielnych pomagierów wysyła sygnał SOS, który odbierają jego wybawcy. Nie wiem, ile takich akcji przeprowadzili w swoim życiu, ale ich próba ratunku skończyła się na tym, że sami teraz go potrzebują. Jedynym, który wyląduje szczęśliwie, jesteśmy my, żółtodziób w szeregach Rescue Corps - stworzona w prostym kreatorze postać. Miło, że jest nam dane zbudować własnego bohatera, nawet jeśli ilość możliwości jest bardzo mocno ograniczona.


Oatchi. Po prostu Oatchi


Trzon rozgrywki pozostaje bez zmian. Na obcej planecie poznajemy rasę Pikminów, posiłkując się notatkami stworzonymi przez Olimara - ciągłość fabularna! Każdy kolor ma inne właściwości, a my stopniowo poznajemy wszystkie, odkrywając kolejne części mapy. Szukamy optymalnej ścieżki, rozbudowujemy cebulę, by kierować większą ilością stworków, odwiedzamy jaskinie (powracające z Pikmina 2) i zbieramy komicznie opisane artefakty o różnej wartości.

Te ostatnie generują nam moc, która ulepsza statek, pozwalając odkrywać kolejne obszary - czyt. główny tor fabuły. Dodatkowo przyjdzie nam ratować kolegów z pracy, którzy rozbudowują możliwości w naszej bazie. Wybaczcie nieznajomość trzeciej odsłony, ale taki osobny hub jest tu chyba pierwszyzną, która poprawia nieco odbiór całości. Daje nam opcję rozwoju, zakup niezbędnych przyrządów i stanowi klarowny dla gracza przerywnik między każdym dniem harówki. Całość poprzedzona obowiązkową zbiórką i wymianą zdań z ekipą.

Na wysyp nowych Pikminów nie liczcie. Jeśli mieliście kontakt z poprzednimi odsłonami, to notatki Olimara nie będą wam potrzebne. Jedynym na tym polu jest lodowy ludzik odpowiedzialny za zamrażanie wrogów (Sub Zero!), co ułatwia nam starcia z tymi większymi, bo mniejszych i tak demolujemy, zanim się zorientują. Te braki w szeregach naszych pracowników nie stanowią jednak żadnego problemu, bo ten najbardziej uroczy dodatek do serii nie jest częścią ich rasy.
praca
Oatchi to szczeniak ratunkowy. Stworzenie przypominające psa, nieustępujące mu w kwestii uroku. Dwunoga poznajemy już na początku naszej drogi, ucząc się jego specjalnych zdolności. Psiak potrafi rushować, rozbijając przedmioty na swojej drodze, a z czasem nauczy się też pływać i wozić nas na grzbiecie po malowniczych ogrodach tego świata. Jest wiernym i wyjątkowo samodzielnym kompanem naszego bohatera.


Niczym stado Pikminów potrafi nosić przedmioty do naszej bazy, jednak w przeciwieństwie do nich potrafi sam znaleźć drogę powrotną i nie wymaga gwizdka. Posiada osobne drzewko rozwoju, którym ulepszamy jego zdolności, stając się niezbędnym wykopywaczem i umilaczem obcowania z Pikminem 4. Genialny dodatek, wprowadzający sobą przyjazną różnorodność. Czujesz to, kiedy gra zrobiła coś dobrze. Jak kiedyś pojawi się Pikmin 5, to bez Oatchiego się nie obejdzie.



Faktycznie malownicze ogrody


Nie był to tylko kwiecisty język i barwne określenie. Pikmin 4 to naprawdę bardzo ładna gra, która niedoskonałości Switcha tuszuje w najlepszy Nintendowy sposób - urokiem i designem. Jestem ogromny fanem umiejscowienia akcji, która nie jest już jakąś tam planetą zieleni, a ogrodem łudząco przypominającym te nasze. Poruszanie się po nim niczym w “Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki” to mocny atut, który tylko potęguje tę cozy atmosferę całości.
GBA
Nie ma pośpiechu, nie ma limitu czasu, po prostu relaksujesz się, patrząc na swoją tanią siłę roboczą. Sterowanie jest przy tym bardzo wygodne. Jeśli dla kogoś będzie to pierwszy Pikmin (zachęcam, choć powrót do wcześniejszych może być zawodem przy tak wysoko zawieszonej poprzeczce), to ostatnie stwierdzenie nie będzie dla niego zrozumiałe. Wszystkie te porty miewały swoje naleciałości sprzed lat. Tu czuć większą swobodę, co zresztą jest wskazane/niezbędne przy takich cozy grach.


Niby co-op, niby noc


Hucznie zapowiadana noc, która do tej pory w serii była zwiastunem ucieczki, to niestety dość miałkie aktywności poboczne polegające na obronie swojej bazy. Jakby to nazwał tower defense, to wiele bym się nie pomylił - zanim by mnie fani gatunku TD nie dorwali. Biegamy i rzucamy swoich świecących w ciemności kompanów na nadchodzących rywali. Szczerze? Spływało to mnie niemiłosiernie, a reklamowania tego trybu bym raczej unikał. 

Tak samo, jak chwalania się opcją kooperacji na pudełku gry. Druga osoba będzie jak czapka z Super Mario Odyssey, nudząca się patrząc na poczynania pierwszego gracza. Jak na konsolę familijną, Nintendo powinno wiedzieć, kiedy powiedzieć stop takim rzeczom. Znają się na robocie, a pozwalają sobie na fuszerkę, jakby nie dało się wydać gry bez kooperacji. Nikt by się nie obraził, jakby Pikmin był doświadczeniem solowym, bo przecież zawsze takim był. Niby nikt nie każe nam grać w duecie, ale niesmak mały miałem, gdy to odpaliłem.
Dandori
Dla wszystkich żądnych lokalnego grania pozostaje opcja pojedynków, nazwana tu Dandori Battle. Na podzielonym ekranie przyjdzie nam w błyskawicznym tempie rozwijać nasze zasoby i ścigać na liczbę zdobytych punktów. Pikmin w wersji gorącego kubka/instant. Parę minut, które rozwija nas w kwestii zarządzania stworkami.

Batalie te występują także w kampanii i stanowią bardzo fajną odskocznię. Zamiast przyjmowania wszystkiego w swoim tempie, wypada się streszczać w starciu z kosmitami znającymi wszystkie nasze sztuczki. Z przyjemnością witałem wszystkie możliwości sprawdzenia się, nawet jak nie różniły się one od siebie praktycznie wcale.

Złoty medal


Te wszystkie detale składają się na bardzo dobry pakiet. Grę, w którą miło się zatopić. Przyjazną dla oka i przystępną na tyle, że trudno się oderwać. I to mówię jako osoba, która nie lubi strategii, cozy gierek i niekoniecznie byłem wielkim fanem swoich wcześniejszych Pikminów. Doceniałem ich długowieczność, ale żebym dał się porwać, to nie. Jestem absolutnym zaprzeczeniem targetu tej gry, po czym odpalam kolejny dzień i szukam artefaktów z Oatchim i stadem kolorowych ludzików. Powariowali w tym Nintendo.



Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Conquest Entertainment


Plusy:

Thumb Up

Design, wygląd poziomów i przeniesienie miejsca akcji do Ziemskich ogrodów

Thumb Up

Swoboda i wygoda sterowania niezbędna dla cozy gier - czuć, że to Pikmin tworzony na Switcha, a nie portowany od starszego brata

Thumb Up

Dandori Battle fajnie urozmaicają rozgrywkę wymagając od nas nietypowej dla całej reszty dynamiki

Thumb Up

Oatchi to super pies


Minusy:

Thumb Down

Misje nocne okazały się najsłabszym novum

9 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz