Zamiast przynieść nową konsolę, najnowszy Nintendo Direct okazał się jednym z lepszych. Niewykluczone, że nie tylko ostatnimi czasy, a w ogóle. Wszyscy wieszali psy i szydzili, że czekają nas tylko powtórki z rozrywki oraz rozszerzona prezentacja Pikmina 4 - “kogo obchodzi Pikmin 4?!” dało się wyczytać. Część obaw pewnie się sprawdziło, ale wśród nich tyle perełek, że jeszcze długo nie będzie nam dane odłożyć wysłużonego Switcha na półkę.
Nadchodzące hity sięgają nawet początków przyszłego roku. Osobiście zacieram ręce. Zanim jednak do nich dojdziemy i zanim pochylimy się nad lipcowym Pikminem 4, Direct przyniósł jednego shadow dropa. Niespodziewanego, dostarczonego pod radarami, bez żadnych przecieków. Wszyscy, którym seria Pikmin jest obca i przeszkadza im zaczynanie przygody od trzeciej części, dostali możliwość prawilnego poznania Olimara i jego grupy podwładnych. Pikmin 1 + 2 wskoczył w cyfrowej formie na eShopa, a za kilka miesięcy będzie również dostępny w pudełku.
Dobra, ale czym w ogóle jest Pikmin?
Pikmin to kosmiczna hybryda rośliny i stworka, ale zakładam, że niekoniecznie o to pytacie. Serię najłatwiej określić, jako RTSa widzianego przez pro-familijne okulary Nintendo. Pozbawionego budowania bazy i widma nadchodzącej wojny, ale nie stroniącego od konfrontacji z nieprzyjacielem, jeśli nadejdzie taka konieczność.
Zarządzanie przystępne dla każdej grupy wiekowej. Jeśli jednak stronicie od strategii, a o Pikminach słyszeliście jedynie, że jakieś tam stworki robią, co im każesz (mam wrażenie, że to najczęstsza opinia), to kontakt z serią może być nie do przełknięcia. Gra, choć bardzo casualowa i odprężająca, wymaga często od nas nieco więcej. Jeśli nie na polu strategicznego zarządzania jednostkami, to na pewno na spostrzegawczości i orientacji w terenie.Opisywane tu gry, choć oryginalnie dzieli ich okres 3 lat, pochodzą z tego samego systemu (Gamecube) i są do siebie bardzo podobne. Cel rozgrywki się zmieni, ewolucja przyniesie trochę udogodnień, ale mniej wprawne oko mogłoby mieć problem je odróżnić. Usprawnienia wersji Switchowej nie są tak widoczne, jak w przypadku niedawnego Metroid Prime.
Pikminy dostały poprawioną rozdzielczość, ale niech nie zwodzi was (czasami) dopisywane HD. To port po linii najmniejszego oporu, co jednak nie czyni go słabym. Pikminy wręcz udowadniają nim, że bardzo godnie się starzeją. Gameplayowe zmarszczki są najbardziej odczuwalne przy operowaniu kamerą. Cała reszta nie powinna u nikogo wzbudzić retro-wstrętu.
Pikmin 1
Historia zaczyna się od wypadku. Kapitan Olimar rozbija się na obcej planecie, z ograniczonymi zasobami tlenu. Jego przetrwanie zależne jest od odbudowy statku i bezpiecznego powrotu na swoją planetę, Hocotate. W nowym otoczeniu Olimar poznaje Pikminy - wyrastające z ziemi stworki, które zdają się ufać mu bezgranicznie. Wykorzystując ich pracowite ręce, naszym jedynym zadaniem jest odszukanie wszystkich 30 części statku.
RTSy nawet dziś nie są jakimś szaleniem popularnym gatunkiem na konsolach, a co dopiero w 2001 roku, kiedy gra wjeżdżała na salony. Pady zwyczajnie utrudniają zarządzanie, a tęsknota za myszką i klawiaturą pojawia się zbyt często. Płodzony bez myśli o PC-tach Pikmin, ma bardzo przejrzyste sterowanie.
Sterujemy Olimarem, który dysponuje gwizdkiem przywołującym ekipę do siebie. Ta kroczy za nami dzielnie, dopóki nie odwołamy ich innym przyciskiem lub nie rzucimy nimi, wskazując zadanie do wykonania - przeniesienie przedmiotu lub atak na przeciwnika.Ich bezmyślność w bieganiu za nami to ważny element całości, bo nasza nieuwaga może skończyć się ich utonięciem (nie wszystkie potrafią pływać) lub pożarciem przez wroga. Inna sprawa, że na zakrętach potrafią się zgubić, odłączyć od reszty i stać bez ruchu, co potrafi zrodzić małą frustrację - trudno mi było sobie ją tłumaczyć ich niewinnym urokiem. Później się rozglądasz, gdzie delikwent utknął.
W grze panuje podział na kilka mniejszych map, w każdej określona ilość części statku do zdobycia. Przenosimy je z pomocą naszych dzielnych kompanów, których wymagana ilość widnieje nad danym przedmiotem. Domyślnie wybiorą oni najkrótszą trasę powrotną do statku, więc dobrze się upewnić, że nie spotka ich po drodze żadna nieprzyjemność.
Nowe Pikminy generujemy za pomocą rosnących na całej planecie kwiatków lub przenosząc zwłoki pokonanego wroga do gniazda w kształcie cebuli. Tak powstałe jednostki wyciągamy z ziemi, dzięki czemu stają się dla nas grywalne. Na uwagę zasługuje cykl dnia i nocy, który wymaga od nas bezpiecznego zebrania ekipy do gniazda przed zapadnięciem zmroku. Wszystkie pozostawiane na pastwę losu nie przetrwają w ciemności.Twórz ich coraz więcej, otwieraj kolejne niedostępne wcześniej tereny i poznawaj świat. Założenia gry niczym Cię nie zaskoczą. Okazjonalnie trafi się jakiś boss stojący na drodze i wymagający określonego podejścia, ale bez przesadnej złożoności w taktyce - ot, spamuj w odpowiednie miejsce stworki, aż go utłuką.
Pierwsza część jest nieco słabsza. Sprawdza się jako fundament do dalszego rozwoju, ale cierpi w starciu z kontynuacją przez mniejszą ilość Pikminów i czasowy ogranicznik, który zabija tę cozy atmosferę generowaną przez całość. Od początku odczuwalna jest tu presja, która gryzie mi się z całokształtem. Gra trwa jedynie 30 dni, po czym poznajemy jedno z trzech zakończeń - zależne od ilości zebranych części.
Pikmin 2
Domyślnie Olimar odbudowuje statek i powraca na swoją planetę. Tam dowiaduje się, że firma dla której pracował jest bliska końca, odkąd jego współpracownik Louie zgubił cenny ładunek. Zapożyczyli się bez perspektyw na spłatę długu. Światełko w tunelu przylatuje z protagonistą, kiedy to nakrętka od butelki jest rozpoznana za skarb i zaakceptowana jako forma spłaty. Z Louiem na pokładzie, Olimar wraca na planetę Pikminów w poszukiwaniu skarbów.
Druga część rezygnuje z tego nurtującego mnie aspektu czasu, pozwalając przyjmować całość we własnym tempie - a ze spokojem Pikminom ewidentnie do twarzy. Założenia rozgrywki pozostały nienaruszone. Zamiast części statku, odszukujemy skarby, patrząc na zmniejszający się dług. Największej rewolucji wypada upatrywać w szeregach podwładnych.W jedynce były trzy rodzaje: czerwony (podstawowy), żółty (miotający bombami) oraz niebieski (pływający). Kontynuacja poszerzyła o dwa kolejne: fioletowego (potrafiącego dźwigać znacznie więcej) oraz białego (wykopującego skarby i odpornego na truciznę). Wraz z tymi zmianami uszczuplenia dotknęły ilość możliwych zakończeń. Oferowane tu są dwa, które wzajemnie się nie wykluczają, a po sobie następują. Powiem tylko, że spłacenie długu przyniesie nam napisy końcowe, ale niekoniecznie jest zakończeniem gry.
Drugim ważnym aspektem jest liczba kontrolowanych przez nas postaci. Louie jest grywalny, aczkolwiek poza wyglądem nie niesie ze sobą wielkich zmian. W locie mamy możliwość przełączania się między oboma pilotami, poszerzając nieco możliwości zagadek środowiskowych. Rozdzielenie ich bywa niezbędne. We wszystkich innych momentach jego obecność bywa niezauważalna.
Pikmin 2 jest grą większą, pod praktycznie każdym względem lepszą, zabawniejszą (opisy typowych dla nas, a nietypowych dla nich “skarbów”), ale i w niej da się odczuć nadgryzienie zębem czasu. Ówczesny rozmiar gier nie pozwalał na szerokie rozwinięcie skrzydeł, a tutejsze mapy są w bardzo odczuwalnej mierze zasypane pobocznymi jaskiniami. Te często nie powalają wizualnie, składając się z podobnych do siebie małych plansz. Odczuwalna jest wtórność schodząc coraz niżej, w oczekiwaniu na finalne piętro i wyjście na powierzchnię.
Pakiet dla nowych
Gdybym dobrze znał pierwsze Pikminy, to skrzywiłbym się na oferowaną tu cenę (dla mnie zaporowa), w zamian za mikro poprawki i możliwość ogrania na innym sprzęcie. Nie brzmi to, jak korzystny deal - chyba, że ktoś jest ultra fanem, a kolorowe stworki śnią mu się po nocach. Nieświadomi, niezaznajomieni i chcący rozpocząć “po Bożemu” - pewnie już dziękuję Nintendo, a ich peony biegają, nosząc różnoraki sprzęt.
To są dwie solidne (i urocze) gry - jedynka 7,5/10, a dwójka 8/10. Mój mały żal do nich, to brak dość współczesnej opcji przyspieszenia upływu czasu (przynajmniej takiej nie znalazłem), która usprawniłaby nasze obcowanie z tytułem. Zbyt często dochodziło do sytuacji, gdzie moim jedynym zajęciem było patrzenie na budowanie przez nich mostu lub przebijanie się przez zaporę. W tych momentach zdarzyło się ziewnąć, by potem wrócił uśmiech, jak dzielnie pracowały na wybitnie obijającego się kierownika Olimara.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Conquest Entertainment
Plusy:
Możliwość powrotu do klasyków rozbudowująca bibliotekę Switcha
Nietypowe RTS-y, które starzeją się z większą godnością niż inni reprezentanci gatunku
…jest to jednocześnie jeden z niewielu, który rozumie i lubi się konsolowym padem - czyt. intuicyjne sterowanie
Zwiększona liczba Pikminów niesie ze sobą różnorodność w planowaniu i walce
Niepodważalny urok i momentami fajny humor (szczególnie w dwójce)
Minusy:
Mało usprawnień jak na taką cenę
Uciążliwa kamera
Presja czasu w pierwszej odsłonie gryzie się z cozy atmosferą całości