Matematyka, język polski, czy fizyka. W gąszczu tych gorzej wspominanych przez większość z nas przedmiotów znajdzie się też coś dla osób o zdolnościach manualnych. Plastyka, czyli zajęcia skupiające się między innymi na malowaniu, czy tworzeniu z różnego rodzaju materiałów, np. papieru. Dla mnie (prostego człowieka) po ukończeniu szkoły, papier kojarzy się już tylko z jedną czynnością, czego nie można powiedzieć o Tomaszu Ostafinie.
Polak potrafi
Siedem lat temu na swój unikatowy pomysł wpadł wcześniej wspomniany Tomasz Ostafin. Czemu „unikatowy”? Papetura w całości została stworzona z papieru. Dobrze czytacie. Autor przez ten długi okres czasu sklejał papierowy świat w swoim zaciszu, by następnie móc go przerzucić do gry. W sieci krąży film zza kulis, w którym pokazano cały żmudny proces tworzenia tytułu. Tomek zaprojektował modele w programie, by następnie je wydrukować, skleić, a finalnie sfotografować w różnym oświetleniu, by te wróciły do świata wirtualnego. Ogrom pracy, za które należy się chapeau bas!
Papierowe - love
Tytuł nie bez powodu przyjął taką nazwę, bowiem główna postać będąca kawałkiem pergaminu ma na imię Pape. Na swojej drodze spotyka magiczną istotę zwaną Tura, którą postanawia się zaopiekować. Rozgrywka odbywa się w kwiatowym więzieniu, z którego próbują uciec. Jak jest papier, to musi być i ogień. Podczas wędrówki musimy stawić czoła potworom kontrolującym żywioł.
Fabuła na pierwszy rzut oka jest ciekawa, lecz nie najlepiej przedstawiona. Krótka cutscenka wprowadzającą do gry nic nie mówi, a postaci cierpią na brak dialogów. Wszystko to sprawiło, że nie za bardzo wiedziałem o co chodzi, więc musiałem zaczerpnąć wiedzy z internetu. Troszkę szkoda, że potencjał nie został wykorzystany w stu procentach.
Uczta dla zmysłów
Przygotowując Papeturę, autor robił zdjęcia swoich makiet w różnym oświetleniu. Jakie to miało przełożenie na grę? Ogromne! Promienie światła próbujące się przebić przez warstwy papieru wyglądają oszałamiająco. Dzięki temu wyeksponowane są wszystkie sklepienia materiału, a pomarańczowo-czerwona barwa przypomina płomień kominka. Jest naprawdę przytulnie. Napotkani przeciwnicy są ciekawie zaprojektowani, wychodząc jednocześnie poza schemat.
Wiecie, co łączy grę Samorost z Papeturą? A raczej kto... Tomasz Dvorak. Ten czeskiego pochodzenia kompozytor jest odpowiedzialny za muzyczny entourage, który świetnie wpasowuje się w spokojny gameplay. Melodie są piękne, a zarazem proste (przypominające te z najnowszej Zeldy) i idealnie współgrają z przytulnym otoczeniem.
Krótko i… wolno
Wracając do wspomnianych przeciwników, a raczej do ich animacji ruchu... nie będę ukrywał, że do powalających nie należą, lecz można przymknąć na nie oko (nie zapominajmy, że są z papieru). Z Pape jest już inaczej. Prędkość poruszania się głównej postaci według mnie jest zbyt niska. Tytuł wydaje się strasznie mozolny, jednocześnie zaimplementowany backtracking męczy. Szkoda, bo tytuł jest zaledwie na jedną 60-minutową sesję, z czego miałem wrażenie, że 60 procent czasu wciągnęło chodzenie.
Zagadki są częścią historii Pape i Tury. W ciągu tej krótkiej wędrówki napotkamy kilka łamigłówek (zliczycie je na palcach jednej dłoni), które nie są zbyt skomplikowane. Ba! Banalne bym powiedział. Ograniczają się głównie do zabawy światłem. Za pomocą Tury, jesteśmy w stanie wystrzelić kulkę papieru, która zazwyczaj jest częścią łamigłówki. Tu po raz kolejny napiszę – nie wykorzystano potencjału.
Papetura to gra jedyna w swoim rodzaju, niezapomniana i niepowtarzalna. Ogrom pracy i czasu włożonego w jej produkcję robi wrażenie. Technicznie tytuł działa bez zarzutu i płynnie, a oprawa graficzna została dopracowana do perfekcji. Idealnie wpasowująca się w klimat ścieżka dźwiękowa łapie za serce.
Niestety czas poświęcony na przygotowanie gry nie przekłada się na jej długość. Godzina wystarcza na ukończenie jej, przez co gracz niewystarczająco może wczuć się w rolę. Fabuła była nieczytelna, od początku nie do końca wiadomo, o co chodzi. Zdecydowanie potencjał nie został wykorzystany. Mimo to grę warto zapamiętać, bo drugiej takiej po prostu nie ma.
Dziękujemy Feardemic Games za dostarczenie gry do recenzji
Dziękujemy Feardemic Games za dostarczenie gry do recenzji