Dawno temu, kiedy gry premierowe regularnie sprzedawane były w kioskach - mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć, czym był kiosk - każdy kojarzył Kurkę Wodną. Prostą, żadną głębszą myślą nie skażoną rozgrywkę w tzw. celowniczek. Komediowe kury latały, My je wybijaliśmy, każdy się dobrze bawił - serio! Powstało nawet kilka części, jakieś Wielkanocne Jaja, a z każdą kolejną zainteresowanie, jak mniemam, spadało.
W tym samym czasie w Niemczech rozwijany był Moorhuhn. Kurczak zaczynający w identyczny sposób, w podobnym czasie, wyglądający tak samo, ale z jedną zasadniczą różnicą - przetrwał on próbę czasu i funkcjonuje na peryferiach gamingu do dziś. Potrzebował do tego nieco (!) bardziej złożonych gier zręcznościowych, czy wziąć udział w wyścigu gokartów, ale jest! Ten kurczak się nie poddał, choć na dobrą sprawę wygląda jak nasza kurka wodna. To zresztą nie miejsce by roztrząsać, jak do tego doszło i kto skopiował od kogo. Nasza była ładniejsza i już! Po prostu nie musiała się poniżać i siadać za kółkiem gokarta.I skoro o poniżaniu mowa, to jestem tu, by przybliżyć grę Moorhuhn Kart 4. Twór, który idealnie utwierdzi was w przekonaniu o wielkości wyścigów Mario, a nawet pozwoli nieco cieplej popatrzeć na to ustrojstwo od Garfielda. Zestawiłbym te gry ze sobą już teraz na potrzeby tego tekstu, ale nie mam w sobie skłonności masochistycznych.
Moorhuhn Kart 4 pozwoli na wybór jednej z bodajże ośmiu postaci (dwie zablokowane na start gry). Od tytułowej kury, przez dynie, a na zboczonej czarnej owcy kończąc - kto grę pamięta, to skojarzy. Ten pakiet bohaterów stanie na linii startu w… TRZECH Grand Prix, po 4 wyścigi w każdym. Szybka matematyka skończy się na przytłaczającej ilości 12 tras, po których absolutnie nie ma żadnego sensu ponownie to włączać.
Oczywiście nie uświadczysz tu żadnej kariery, przygody, czy czegokolwiek, co mogłoby zmotywować do dalszej gry - nie jest to wielka zbrodnia, bo to typowe dla gatunku. Jest online, ale zakładam, że tłumów tam nie będzie (dostęp miałem przedpremierowy), więc zostaje Ci rozgrywka solo w wybranym GP lub zabawa na podzielonym ekranie z równie zdesperowanym gamingowo kolegą/koleżanką. Po skończeniu takiej serii wyścigów zostaniesz odesłany do menu głównego, bez choćby jakiegoś prostego ekranu podsumowującego zwycięzców. Skończyłeś grę to do domu!Każdy gokart o dziwo ma pole na modyfikacje bardzo podobne do tego znanego z Mario Kartów. Zmienimy koła, nadwozie, silnik, co wypluje nam na ekran jakieś przybliżone statystyki, które nie będą miały absolutnie żadnego znaczenia wewnątrz gry. Wszystko jest tu tak toporne i wolne, że trudno jest mówić o jakiejkolwiek szybkości pojazdu, czy już nie daj Bóg jego przyspieszeniu.Największa ciekawostka jest taka, że gra będzie szybsza jak… będziesz grał solo. Najwyraźniej port na Switcha nie został dostatecznie dopieszczony, co będzie pewnie tłumaczone podzespołami konsoli o ile ktoś w to w ogóle kiedyś zagra.
Zacząłem od co-opa, gdzie wrażenie robiło to fatalne. Raz prędkością, a dwa nędzną widocznością, co ma swoje podłoże w pionowym dzieleniu ekranu, które nie lubi się z tutejszymi trasami. Oddam twórcom tyle, że niektóre motywy są przyjemne. Jakieś biegające owce, kręcący się młyn, czy nawet kora drzewa, po której wnętrzu jeździmy unikając przepaści. Przymykając oko na całą resztę, to można się zachłysnąć takimi mini plusami. Nawet wpadnięcie w dziurę leżącą na środku trasy może bawić za pierwszym razem i przywodzić na myśl Looney Tunes.
Niestety nie jest to cecha każdej z tras, a im dalej w las, tym często twórcy rozwijają swoją wenę twórczą w ślepy zaułek. Trasa pokryta lodem w drugim GP to jakieś totalne ustrojstwo, gdzie czasami się zastanawiasz, po czym Ty w ogóle masz jechać, a poziom szaleństwa rośnie, gdy zaczyna się ona rozwidlać, oferując alternatywne ścieżki. Wtedy to już nic nie ogarniasz i skupiasz się tylko na tym, żeby dusić przycisk gazu.W zasadzie cała gra to duszenie tego przycisku, bo drift jest bardzo czuły, mało przyjazny i oczekujący od nas zdecydowanie zbyt długiego palenia gumy, żeby faktycznie cokolwiek zyskać. A przez te nasze zyski mówię o przyspieszeniu tak nędznym, tak niewiele dającym, że oduczenie się driftowania przynosiło mi zdecydowanie lepsze rezultaty. To takie - ucz się, trenuj, ale i tak nic Ci to nie da.
Napisałbym coś o dostępnym arsenale broni, ale już po pierwszym wyścigu zdąży się on znudzić. Rakiety, woreczki z wodą i jakieś niszczące wizje telewizory. Jest też papryka z pierdzącym przyspieszeniem (równie niewiele dającym moim zdaniem), policyjny mechanizm obronny i ciężar spuszczany na głowę lidera. Śmiesznie, gdy dostaniesz ją na pierwszym miejscu i spuścisz sobie to na głowę - jak najbardziej możliwe! Łatwo więc wywnioskować, że przedmioty nie dostosowują się do naszej pozycji, co można odbierać dwojako. Raz, że nikt nie chciał pisać jakiejś mechaniki zależności - co bardzo możliwe! - a dwa, że gra nie faworyzuje dalszych miejsc i nie kara pierwszego - co akurat byłoby bardzo miłe, bo nienawidzę tego w Mario Kartach.Normalnie to ta gra powinna być dodawana do płatków śniadaniowych albo zadebiutować w przeciętnym czasopiśmie, które i tak ledwo wiąże koniec z końcem. Jest to półprodukt dla absolutnie najmniej wymagających. Napisałbym dla dzieci, ale one teraz mają tyle możliwości i grają w takie gry, że to nie są te dzieci, jakimi byliśmy my. Moorhuhn Kart 4 niebawem będzie na bardzo dużej promocji, po której i tak znajdzie niewielu chętnych. To nawet nie jest dobre na raz.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Korion
Plusy:
Znajdzie się kilka pozytywnych akcentów wewnątrz tras
…Gokarty jeżdżą?
Minusy:
Niewiele contentu, a to, co jest, zostało zaprezentowane byle jak
Nudne bronie
Toporna jazda, która jest jeszcze wolniejsza przy podzielonym ekranie (?!)
Dziwię się, że wydawcy tego typu tworów rozsyłają darmowe klucze recenzentom... Przecież w przypadku takiego kasztana to istna antyreklama. Działa to chociaż w 60 klatkach?
korazdrzewa
11.03.2025 19:36
W ilu?! Szalony! Działa to chociaż... tu powinieneś postawić znak zapytania :) Ogółem to rozsyłają, bo to zawsze JAKAŚ promocja, jakby nie patrzeć. Wiedziałbyś, że takie coś wychodzi w ogóle, gdybym nie wziął do recenzji? :) Ja akurat to wypatrzyłem i z premedytacją wziąłem. Ja wiedziałem, co jest w środku. Świadomy byłem. Tyle że naiwnie myślałem, że trochę więcej z tego będzie frajdy.
Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że ja korzystam z pełnego wachlarza ocen. Pewnie w innych serwisach wyjdzie z tego 5/10 i już nie będzie tak źle. Oceny pokroju 3/10 u większości chyba nie istnieją.
I to nie jest tak, że ja jestem jakimś predatorem, co żeruje na słabości gier i łapie za wszystko. Każda gra ma czystą kartę na starcie, ale finalnie to ja się pod tekstem podpisuje. Nie ukrywam, nie wydziwiam i farmazonów nie mam zamiaru żenić :) Muszę spojrzeć w lustro po wystawieniu jakiejś cyferki/oceny - których swoją drogą nie lubię!
Niko