Ledwo skończyłem prequel Garten of Banban 0, a już przyszło mi wrócić do świata wykreowanego przez Euphoric Brothers. Uniwersum, gdzie w centrum stoi przedszkole i jej podejrzanie uroczy rezydenci. Pojawiły się jednak uzasadnione narzekania o kończącą się przydatność dla świata tego typowego symulatora chodzenia. Pomysły wyraźnie się kończą, a kolejne epizody są już dedykowane WYŁĄCZNIE najbardziej zajawionym, tracąc pewnie co przystanek kolejną garść odbiorców. Na ratunek przychodzi zmiana twórcy (tym razem będzie to Simon Carny) i jego szeryf Toadster!Missing Banban to side-scroller akcji, gdzie skakanie mieszać się będzie ze strzelaniem, co już na start niesie niezbędną Banbanowi świeżość. Niezmieniony pozostanie jednak charakter produkcji, który zamierza przerazić przesadną radością i przedszkolną naiwnością. Dalej towarzyszyć nam będą jaskrawe kolory i graficzna bieda - inaczej się tego nazwać nie da - co nie oznacza pewnych zmian. Oczywistych jak kamera i pozytywnych, jak ukłon w kierunku bazgrołów dziecka. Tu już nikt nie próbuje nas czarować, że coś będzie normalne. To koszmar zrodzony z tony słodyczy, co przy akceptacji stylu powinno się spodobać. Kicz z założenia i z zamiłowania, ale niestety nic później nie sięga do peaku, jakim jest początkowy etap (widoczny u góry w walce z giga ślimakiem).Słoneczko się uśmiecha, potwory atakują z takim samym pozytywizmem, a gracz… nudzi się. Nie ukrywajmy, że nie będzie to żaden szczytowy pokaz side-scrollerowej akcji na miaręIron Meat czy Huntdown. Missing Banban nie sprawi nagle, że gra otwiera się na nowych odbiorców. Ani nie będzie przesadnie atrakcyjna dla młodszych, a już na pewno swoimi mechanikami nie zauroczy starszych. Z nimi jest jak z budową cepa - tu skok, tam strzał i się baw. Fajnie, że twórcy dbają o dostarczenie nowego arsenału na przestrzeni tych dwóch godzin, ale finalnie na niewiele się to zdaje. Skoki są nienaturalnie wydłużone i adekwatnie do grafiki pokraczne. Strzał dostał możliwość doboru kierunku (wow?), ale w zasadzie to by było na tyle.Z racji, że jest to przygoda na niecałe 2h i odbywa się na przestrzeni 6, czasami stanowczo za długich leveli, to trudno napisać coś więcej. Doceniam powiew świeżości, który niesie, ale to poboczny projekt podrzędnych horrorów. Traci jednocześnie tę wartość streamingową, którą niosą ze sobą (często tanie) strachy Gartenów. A wszyscy wiemy, że to ich koronny argument.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Feardemic
Plusy:
Doceniam zmianę formuły względem utartych już schematów chodzenia po Garten of Banban
Grafika jeszcze mocniej idzie w kierunku pro-dziecięcego koszmaru
Minusy:
Marny z tego side-scroller z fundamentalnymi (i wcale nie idealnie rozpisanymi) mechanikami
Odejmując horrorową wartość streamingową z głównej serii, to… dla kogo właściwie jest ta gra? Poniżej 2h bez powodów na powtórkę