Strach, osamotnienie, niepewność. To uczucia, które od razu towarzyszą nam podczas eksploracji planety ZDR, na którą trafia główna bohaterka, Samus. Na kontynuację jej przygód w klasycznej formie 2D (w tym wypadku mamy do czynienia z tak zwanym 2.5D) musieliśmy czekać aż 19 lat. Cpiekielnie długi okres produkcji gry wpłynął na wynik końcowy? Przekonajmy się.
Klimat
To, co czeka nas w grze, jest jasne od samego początku. Osamotnieni trafiamy na nieznaną planetę i sami będziemy musieli się z niej wydostać. Towarzyszy nam jedynie głos sztucznej inteligencji statku Samus — Adam. Wszystko, co widzimy i słyszymy, świetnie oddaje klimat osamotnienia. Tła są głębokie, ciemne i pełne szczegółów. Zamiast muzyki często mamy do czynienia jedynie z dźwiękami otoczenia. Wszystko to łączy się w doskonale zgraną całość i wywołuje w nas emocje, o których wspominałem na starcie.
Eksploracja
Najważniejszym elementem gatunku potocznie nazywanego Metroidvanią jest odkrywanie nowych zakamarków mapy. W pierwszej cutscence widzimy, że Samus traci wszystkie moce i ulepszenia zebrane w poprzedniej części gry. Wiąże się to z tym, że większość przejść, które będziemy widzieć na swojej drodze będzie zamknięta. Oznacza to, że potrzebujemy pewnego ulepszenia postaci, aby dane przejście otworzyć. Uważam, że projekt mapy jest doskonały. W grach tego typu dość znanym zjawiskiem jest tak zwany backtracking. Jest to szukanie kolejnego miejsca, do którego musimy się udać po zdobyciu nowej zabawki w naszym arsenale.
W Metroid Dread, pomimo tego, że mapa jest pokaźnych rozmiarów i potrafi być zawiła, to gra stara się subtelnie prowadzić nas w odpowiednim kierunku. Ten tytuł ma w sobie coś, co niesamowicie wciąga. W pewnym momencie musiałem dawkować sobie czas na granie. Wiedziałem, że gra nie jest zbyt długa i nie chciałem jej za szybko skończyć.
W Metroid Dread, pomimo tego, że mapa jest pokaźnych rozmiarów i potrafi być zawiła, to gra stara się subtelnie prowadzić nas w odpowiednim kierunku. Ten tytuł ma w sobie coś, co niesamowicie wciąga. W pewnym momencie musiałem dawkować sobie czas na granie. Wiedziałem, że gra nie jest zbyt długa i nie chciałem jej za szybko skończyć.
Sterowanie
Muszę przyznać, że do przyzwyczajenie się do sterowania postacią zajęło mi chwilę. Pierwotnie wydawało mi się niezbyt naturalne, a kombinacje klawiszy wykorzystywane do używania niektórych przedmiotów były średnio intuicyjne. Po pewnym czasie widzimy jednak, że przy odrobinie wyczucia Samus "płynie" przez kolejne pomieszczenia. Wyczucie czasu to podstawa. Odpowiedni timing sprawia, że wszystko przychodzi nam znacznie łatwiej.
Kluczowym aspektem Metroidvanii jest też walka. Przez większość gry będziemy używać głównie naszego wiernego lasera z nieograniczoną liczbą amunicji oraz limitowanej liczby rakiet. Liczba dostępnych rakiet będzie rosła wraz z odkrywaniem kolejnych sekretów, ale do tego jeszcze wrócimy.. Parowanie jest kluczową mechaniką w tej części serii, co ma sens, bo tak jak wspominałem wcześniej, wyczucie czasu to coś, czego musimy się uczyć od samego początku.
Starcie z E.M.M.I.
Podczas eksploracji szybko trafimy na specyficzne strefy, gdzie rozgrywka zmienia się z szybkiej i dynamicznej, na coś w rodzaju skradanki. Są to strefy, przypominające filmy Predator. Z tą różnicą, że zamiast potężnego kosmity poluje na nas zabójczy robot. Jeżeli na początku czuliśmy niepokój, to tutaj to wrażenie jest wielokrotnie spotęgowane. Cisza, połączona z odosobnionymi dźwiękami otoczenia i odgłosem zbliżającego się zagrożenia świetnie buduje napięcie. Wystarczy krok za daleko, a E.M.M.I. momentalnie namierzy nas i zacznie ścigać. A jeżeli nie uda nam się uciec, czeka nas niemal pewna śmierć.
Sekrety w Metroid Dread
Seria Metroid, czyli jeden z dwóch prekursorów podgatunku Metroidvania, słynie ze sprytnie poukrywanych znajdziek. Co ważne, nie są one czysto kolekcjonerskie, a służą rozwijaniu naszej postaci. Każde odkrycie zwiększa nasze zasoby wytrzymałości lub pojemność zbiornika na rakiety. Naturalnie, większość sekretów jest zablokowana i potrzebujemy konkretnej umiejętności lub ich kombinacje, aby się do nich dostać. Samo posiadanie odpowiedniego sprzętu to nie wszystko. Gra wymaga od nas sokolego oka lub ostrzeliwania każdego możliwego piksela otoczenia, aby móc stwierdzić, że w danym miejscu jest coś godnego naszej uwagi.
Niektórzy zarzucają tej grze brak oryginalności względem poprzednich części, szczególnie w kwestii zdobywanych umiejętności. Z racji pełnoletniości poprzedniej części, zarówno ja, jak i znaczna większość osób podchodzących do Metroid Dread nie powinna dostrzegać tego problemu. To, co mi osobiście nie do końca się spodobało to powtarzalność niektórych mini bossów, których będziemy spotykać na swojej drodze.
Drugą kwestią jest długość gry. Kiedy zobaczyłem napisy końcowe, byłem zwyczajnie smutny, miałem niedosyt. Prawdopodobnie była to odpowiednia decyzja ze strony twórców, ponieważ nic nie jest niepotrzebnie wydłużone i dostajemy kawał świetnej gry. Nie zmienia to faktu, że po prostu chciałoby się więcej.
Drugą kwestią jest długość gry. Kiedy zobaczyłem napisy końcowe, byłem zwyczajnie smutny, miałem niedosyt. Prawdopodobnie była to odpowiednia decyzja ze strony twórców, ponieważ nic nie jest niepotrzebnie wydłużone i dostajemy kawał świetnej gry. Nie zmienia to faktu, że po prostu chciałoby się więcej.
Podsumowując, uważam Metroid Dread za tytuł zasługujący na miano jednego z topowych tytułów na Nintendo Switch i mam nadzieję, że dacie mu szansę, ponieważ zdecydowanie na nią zasługuje.