Lost Epic to tradycyjne action RPG z bocznym rzutem kamery (2D), produkcja jest na tyle dobra, że autorzy lub wydawca mogli źle dobrać nazwę. Przez to gra może przejść nam koło nosa.
Czysta karta
Nietypowy początek przygody to dla mnie novum, sterujemy manekinem, a dopiero po poznaniu podstawowych mechanik, możemy wybrać postać, w którą się wcielimy. Zadanie? Uratować ludzkość spod jarzma wykorzystujących ich bogów, ale w międzyczasie poznajemy świat (Sanctum) i historię Boga Bogów.
Narracja nie gra pierwszych skrzypiec, to wplecione elementy RPG (rozwijanie postaci/broni) grają główną rolę. Pojawiają się nieliczne zadania poboczne, dzięki nim poznajemy postaci (drugoplanowe), nie mające większego związku z postawionym graczowi zadaniem.
Ataki dzielą się na wolniejsze i szybsze (broń biała), dystansowa (łuk) i umiejętności specjalne. Dzięki temu możliwości podejścia do każdej potyczki mogą wyglądać inaczej, wiele zależy od dobranego oręża i dobranych zdolności. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby łączyć podstawowe ataki w kombinacje, dodając do nich “Boże” Rzemiosła. Te ostatnie wypadają interesująco, choć początkowo są przypisane do jednej broni. Wystarczy ich używać określoną ilość, a wtedy będą dostępne dla każdego typu rynsztunku. Taka mechanika zachęca do zbieractwa, niekoniecznie broni, a dostępnych w nich umiejętności. To otwiera wrota eksperymentacji, ułatwiające późniejsze potyczki, szczególnie z bossami.
Rozwój podstawą do zwycięstwa
Anima wypadająca z ciał pokonanych wrogów służy do rozwijania postaci. Ginąc więcej niż raz, zdobyte punkty przepadają, jeśli ich nie weźmiemy z miejsca, w którym polegliśmy. Poziomowi trudności Lost Epic daleko do Soulsborne, ale przed końcem przygody zauważalnie wzrasta.
Lokacje są podzielone na mniejsze części, po których wędrujemy. W trakcie eksploracji natkniemy się na punkty kontrolne i mniejszych bossów. Warto dodać, że punkty kontrolne odnawiają zdrowie, służą jako “przystanki” dla szybkiej podróży, a ich ostatnim bonusem jest rozwijanie postaci, ulepszanie broni i zakup przedmiotów. Poziomy są pieczołowicie wykonane, świetnie dobrano ich kolorystykę i widać, że świat jest zamieszkały przez śmiertelników. Animacje też stoją na wysokim poziomie i bardzo dobrze dopełniają całość.
Tak samo wypada oprawa dźwiękowa dobrana ze względu na to, co dzieje się w trakcie eksploracji Sanctum. Rozgrywka z biegiem czasu staje się monotonna, ale dzięki różnorodnym wrogom, lokacjom i orężem sprawia, że chce się wracać do Lost Epic. Efektowne walki to zdecydowanie jeden z mocniejszych punktów tytułu. Większość przygody odbędziemy sami, ale można skorzystać z pomocy innych graczy, ta okazuje się nieoceniona w potyczkach z bossami.
Spora przyjemność z rozgrywki
Nie mam wątpliwości, że potyczki z bossami są świetnie wykonane i to one powinny być głównym daniem, czekającym na gracza. Bardziej od nich spodobało mi się pokonywanie pomniejszych przeciwników, wszystko za sprawą świetnej oprawy dźwiękowej. To robi największe wrażenie wraz z lokacjami, które odwiedzamy przez większość czasu, więc przyjemność z gry trwa dłużej.
Lost Epic ma jeden problem, nie wyjaśnia w prosty sposób rozbudowanego ulepszania oręża. Wszystko w tej kwestii trzeba odkryć samemu, więc w trakcie tworzenia broni mamy do czynienia z nauką na własnych błędach. Problem produkcji zaczyna się i kończy właśnie tutaj. Reszta mechanik jest prosta do zrozumienia. Większość z nich ma pozytywny wpływ na odbiór tytułu, aż chce się zacząć Nową Grę+, która jest dostępna po pierwszym ukończeniu kampanii.
Czy warto zagrać w Lost Epic na Nintendo Switch?
Połączenie beat’em up z elementami RPG się opłaciło, Lost Epic zasługuje na miano jednej z najlepszych gier tego gatunku. Jeśli podobają się wam takie gry w 2D, zróbcie sobie przysługę i w nią zagrajcie.
Dziękujemy firmie Stride PR za dostarczenie gry do recenzji.