GameAtomic, to studio z Los Angeles, za którym kryje się praktycznie jednoosobowa armia. Angel Dorantes był odpowiedzialny za większość tutejszych aspektów. Po wydaniu w 2022 roku na PC-tach i smartfonach jego debiutanckie Kraino Origins trafia na Nintendo Switch 28 marca 2023. Biegaj, skacz i siekaj wszystko, co stanie Ci na drodze. Brzmi jak plan. Stylizowana na gry z (moich) dziecięcych lat, mocno inspirowana popularniejszymi kolegami z gatunku.
Retro głupawka
Mała prywata na start. Napisałem w tym roku około 30 recenzji i czasami miewam ponure wnioski. Niekoniecznie związane z ogrywanymi tytułami, bo tu z natury bywa różnie, ale z szerokimi gatunkowymi zajawkami. Przydałby się ktoś stojący z batem nade mną, kto powie - nie, tego nie chcesz recenzować. A że piszę to pod Kraino Origins, to chyba wiadomo, do czego ten tekst dąży…
Drzewo genealogiczne rycerza z łopatą
Platformówka? Lubię platformówki! Retro? Sam jestem retro - lubię retro. Jak mógłbym przejść obojętnie obok czachy z kosą, która otoczeniem przywodzi na myśl klasyczne Castlevanie? Screeny wyglądały jak coś totalnie mojego. Jednym z moim ulubionych reprezentantów tego gatunku, jest Shovel Knight. Ogrywam wszystkie gry z tej serii i wszystkie są tak samo dobre. Mowa jednak o tym pierwszym platformerze z łopatą - Shovel of Hope. Byłem jego wielkim fanem i wiem, kto jeszcze podziela mój entuzjazm. Kraino w wielu aspektach przypomina swojego… wujka. Tylko tamten jest wielkim bohaterem, którego przygoda generuje uśmiech i ciepło serca, a ten tutaj mały niesmak i poczucie nudy. Mapa, z której wybieramy kolejne poziomy, została praktycznie przekopiowana. Wszelkie zbierane diamenty również. Checkpointy? Nie ukryją pokrewieństwa. Jakbym był bardzo złośliwy, to bym wspomniał DLC Specter of Torment, gdzie przecież też biegaliśmy z kosą.
Tamtejsze sterowanie po szybkiej adaptacji było przyjemne, a tutejsze budzi mieszane odczucia. W teorii postać porusza się poprawnie, ale rozdzielenia przycisków odpowiedzialnych za uderzenie nie rozumiem. Jeden odpowiada za zwykłe machnięcie, a drugi za to w dół, żeby się od czegoś odbić. Patent znany z Shov… mniejsza z tym. Tylko że jak wyskoczę i wychylę analog w dół, używając podstawowego ataku, to zrobię dokładnie to samo. Po co mi ten osobny, jeśli robię nim tylko to? Nawet jeśli nie dopatrzyłem detali, że jedno ma jakąś lepszą skuteczność odbicia, to i tak wyobrażam sobie lepsze rozwiązanie. A jak już musimy rozdzielać, to niech ten podstawowy zawsze uderza przed siebie, a nie wyczuwa moje ewentualne wychylenie analoga do dołu, co może pokrzyżować mi plany.
Mapka znana, ale urwana
Graficznie wygląda to ok, choć zawiesić oka nie ma na czym. Sporo wtórnego mroku z pogranicza Castlevanii. Bez problemu dałbym sobie wmówić, że biegam cały czas po tym samym zamku. Przydałoby się więcej różnorodności na tym polu, ale jak poświęciłem tyle czasu na wytykaniu ctrl+c - ctrl+v, to teraz na hasło “różnorodność” powinienem popukać się wymownie po czole.
Czeka tu na nas 8 klasycznych leveli zakończonych bossem i 6 stanowiących dodatkowe wyzwanie, ale pozbawionych checkpointów. Całość zajmie około 2-3h, czyli standardowy czas dla retro gier. I to nie jest tak, że to będzie czas na całej szerokości zły. Można mieć wiele zarzutów w kierunku Kraino, ale odtwórczość jest tym największym. Gdzieś zabrakło serducha. Pierwiastka X, jak kto woli. Świadomość istnienia zdecydowanie lepszych pobratymców skutecznie odbierało mi te resztki radości. Wrzucając wiele lubianych składników do sokowirówki, też nam dadzą jakiś efekt. Momentami nawet smaczny. A potem zdamy sobie sprawę, ile smaczniejszych kombinacji stało przed nami otworem. Nie widzę większych podstaw, żeby poświęcać swój czas na przygodę Kraino.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Plan of Attack